wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 30(12)

Miesiące mijały spokojnie i bez większych wydarzeń.
Ste zorientował się w pewnym momencie że są ze sobą już prawie rok.  Był w domu sam bo nieszczęśliwie rozchorował się okropnie na weselu Amy gdy pobiegł do wody za swoim chrześniakiem. Mały oczywiście wyszedł z tego  bez szwanku ale on złapał grypę.
Brandon przez kilka pierwszych dni był nieznośny i doprowadzał go do szału. A nie był w tym sam jakoś tak parę miesięcy temu bardzo zaprzyjaźnił się z tym zdrajcą George'm i między nimi dwoma nie miał szans na chwilę oddechu.
Dlatego gdy tylko poczuł się lepiej wyrzucił kochanka z domu pod pretekstem dużych zakupów a wiedział jak bardzo mężczyzna tego nie lubi więc ma całe popołudnie dla siebie.

Leżał na łóżku i myślał o tym jak jego życie bardzo się zmieniło. Nie chodziło nawet o to że nogi wciąż jeszcze czasem bardzo bolały chociaż musiał przyznać że to było wyjątkowo nie przyjemne. Ale myślał bardziej o swoich wyborach.
Matt. To wspomnienie wywoływało ciepły uśmiech ale z czasem zdał sobie sprawę że nie kochał go tak mocno jak on jego i pewnie związek zakończyłby się złamanym sercem czy niechęcią. Teraz widział to dokładnie. Owszem było mu z nim wspaniale i wciąż jest mu wdzięczny ale to czasem wydawało mu się nie rzeczywiste.
I Brandon mężczyzna którego się bał. A który niepostrzeżenie zdobył jego serce, duszę, umysł i ciało. Ta miłość nie była łagodna i spokojna.  Ich kłótnie przechodziły do legend ale byli razem i obaj wiedzieli że tak być powinno że się kochają i skoczą za sobą w ogień. To było inne ale bardziej prawdzie. Pełniejsze i wiedział że z nim powinien być.

-Skarbie- usłyszał zatroskany głos mężczyzny. Nawet nie zorientował się że usnął- Wszystko dobrze?- Zapytał Brandon przytulając go do siebie
-Teraz już tak i wiesz o tym- uniósł głowę i złączył ich usta w pocałunku. Jęknął gdy mężczyzna delikatnie odsunął go od siebie
-I co ja z tobą mam?- Roześmiał się i położył mu zimny kompres na czole. Ste znów był rozpalony
-To czego chciałeś- i znów zasypiał
-Masz rację Aniołku- pogłaskał go po policzku. I przykrył patrząc z czułością. Chłopak miał rację. Wszystkie starania i czekanie dały mu w końcu to czego pragnął tak bardzo. Szczęśliwe życie i miłość która zostanie z nim do końca życia. Dzięki ukochanemu odzyskał też przyjaciela i siostrę to było równie ważne.

Obaj też wiele się nauczyli o miłości i o życiu. O sobie samych i o sobie na wzajem. I w końcu obaj byli do końca spełnieni. Brandon wciąż był zazdrosny i porywczy ale Ste tylko uśmiechał się z pobłażaniem i brał go za rękę. Obaj wiedzieli że nigdzie się nie wybiera.



                                                         Koniec


##################################################################################
Kochani mam nadzieje że to opowiadanie również przypadło wam do gustu i na długo zapamiętacie zaborczego Brandona i jego Aniołka.
Do jutra kontynuacja Syn Pogromcy i Wampiry

Rozdział 29(11)

Ani Ste ani tym bardziej Brandon nie zauważyli że minęło już 4 miesiące odkąd są razem.
Mężczyzna znów się do niego przeniósł i pracował nad sobą. Nie pił i nie brał. Powoli przestał też palić. Czego nie mógł się pozbyć to chorobliwa zazdrość.
A gdy tydzień wcześniej Ste powiedział mu o nowej pracy niemal zwariował z niepokoju ale ukochany bacznie mu się przyglądał i nie zrobił nic by go powstrzymać. Jedyne co udało mu się wyegzekwować to że będzie go odprowadzał i odbierał. Czego Ste nie był świadom to tego, że Brandon całe 6 godzin czeka przed biurem i patrzy w okno przez które miał na niego doskonały widok. Tak dla pewności.

-Wiedziałem- mężczyzna usłyszał za sobą dobrze mu znany ukochany głos teraz brzmiący jakby z głębokim zawodem. Brandon odwrócił się. Miał racje Ste miał smutną minę
-Kochanie- niemal jęknął- to nie...
-Wiem że mnie obserwujesz... a ja nie wiem po co...- usiadł na ławce
-Boję się...- zaczął Brandon siadając obok
-Ty mi nie ufasz- westchnął- Nie wiesz że cię kocham?- Zadając to pytanie patrzył mu w oczy tym smutnym zbitym z tropu wzrokiem
-Skarbie- już stracił nadzieje że kiedyś to usłyszy. Mimo starań miał czasem wrażenie że ukochany patrzy na niego ze starym strachem. Wziął go w ramiona- nie maiłem... przepraszam- zaczął obcałowywać jego słodką twarz. Nareszcie.
-Myślałem że wiesz- Ste spuścił w końcu wzrok i odsunął się od niego
-Jestem idiotom- Brandon klęczał teraz przed nim- tak bardzo chciałem byś mnie kochał.... i nie zauważyłem
-Mogłem ci powiedzieć... pokazać... - teraz to chłopiec był zażenowany- od początku, znaczy od tamtej nocy zacząłem się do ciebie przekonywać. A ty byłeś... jesteś taki cierpliwy. Taki dobry dla mnie. Przyznaję trochę się temu opierałem ale w końcu już dłużej nie mogę....
-Chodźmy do dom- mężczyzna nagle zapragnął być z nim sam na sam. No i tłum gapi wcale w niczym nie pomagał
-Jeszcze prac...- ale silne usta zamknęły jego w szalonym namiętnym pocałunku i został uniesiony w równie bezpiecznych ramionach
-Mamy ważniejsze rzeczy na głowie kochany- szepnął mu do ucha
-Idziemy- Ste nie lubił swojej nowej pracy no i mężczyzna miał rację. Mają ważniejsze sprawy. Nie oglądając się za siebie. Na prawdę kochał Brandona. Może nawet bardziej niż kiedyś kochał Matt'a. W każdym razie inaczej. Ten związek był jakby prawdziwszy. Kłócili się, obrażali na siebie i godzili. No i mieszkali razem a to dużo deje. Nie mieli tylko szczęśliwych dni ale to było prawdziwe.

-Dziękuję ci- Brandon gdy tylko znaleźli się w domu zaczął całować go namiętniej. Dotykać bardziej.
-Zaczekaj- Ste wyrwał mu się delikatnie
-Kochanie chodź do mnie- wyciągnął do ukochanego ręce
-Nie to ty chodź do mnie- roześmiał się i ściągnął sweter, rzucił go na podłogę  po czym pobiegł w stronę łazienki
-Ty mały....- zaczął rozbawiony mężczyzna i ruszył za nim.
Gdy dotarł do łazienki Ste był już w niemal pustej wannie i pozwalał by niemal gorąca woda lała mu się po plecach i brzuchu. Wyglądał wspaniale a penis mężczyzny drżał z podniecenia i niecierpliwości.
-To mam zacząć sam?- Chłopak popatrzył na niego niewinnym, proszącym wzrokiem
-Poczekaj jeszcze skarbie- mężczyzna przypomniał sobie o szampanie który czekał na specjalną okazję. A co było lepsze jak otrzymana miłość ukochanego?
-Brandon!- Ste był zaskoczony. Wcześniej kochanek nigdy się tak nie zachowywał. Wprost rzucał się na niego.

Mężczyzna wrócił jednak po kilku minutach całkiem nagi z chłodnym szampanem i kieliszkami
-W końcu mamy co świętować- uśmiechnął się i wszedł do wanny. W końcu mając ukochanego obok.
-Tak masz rację- Ste pocałował go- Nie myślałem że kogoś jeszcze pokocham
-Ci... teraz wszystko jest już dobrze- całował go po szyi
-Jest nawet lepiej- przytulił się do ukochanego- na prawdę cię kocham. Nie wiem jak się to stało ale tak jest i proszę tylko żebyś nigdy mnie nie skrzywdził....
-Prędzej sam sobie coś zrobię obiecuję- odwrócił go twarzą do siebie- i na prawdę będę się starał cię nie kontrolować... znaczy....
-Zamknij się w końcu i kochaj ze mną- usiadł mu na kolanach i jedną rękę wsunął między ich ciała
-Z największą przyjemnością- i zaczął znów go całować. Był coraz bardziej podniecony. Coraz bardziej chętny. Miłość jego Aniołka była oszałamiająca i teraz chciał go jeszcze bardziej. Ste również był niecierpliwy.
Uniósł się nagle i nabił na ogromną męskość.
-Powoli kochany-szepnął ale gdy znalazł się w wciąż jeszcze ciasnym i gorącym wnętrzu stracił kontrolę nad swoim umysłem i ciałem. Nie uda im się utrzymać tego stanu długo.
Pocałunki. Jęki i coraz szybsze ruchy obu ciał. Kilka minut później było już po wszystkim. A oni siedzieli przytuleni do siebie w ciepłej wodzie.
-Kocham cię- Brandon nigdy nie był tak szczęśliwy aż do chwili jak usłyszał od chłopca że on też go kocha sennym głosem i uśmiechnął się tylko. Ste zwykle zasypał zaraz po. Ale nie przeszkadzało mu to. Bo zawsze spał wtulony w niego tak mocno jakby bał się że gdy się poruszy mężczyzna zniknie.
Nie pozostało mu nic innego jak tylko zrelaksować się i poczekać aż śliczne błękitne oczka znów spojrzą w jego ciemne oczy i tym razem był pewny że nie pomyli ujrzanych w nich emocji.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 28(10)

Brandon nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
Jego śliczny Aniołek spał wtulony w niego spokojnie i słodko. Wczorajsza noc była najwspanialsza w jego życiu.
Tyle sexu i doświadczenia a nic nie mogło się z tym równać. Nie z jego chłopcem. Teraz  był jego własnością jeszcze bardziej. Miał tylko nadzieje że Ste to rozumie. Przecież nie może wyrządzić mu krzywdy. Na to nie może sobie pozwolić bo jeden błąd i straci go na zawsze. Z tego zdawał sobie doskonale sprawę i za wszelką cenę nie może do tego dopuścić. Nie zniósłby myśli że ktokolwiek inny go dotknie. Wywoła jęk, uśmiech, drżenie.
Zamarł gdy poczuł że ukochany zaczyna się budzić. Wziął głęboki oddech błagając wszelkie siły na niebie  i ziemi by tego nie spieprzył.

-Jak się czujesz?- Zapytał gdy piękne błękitne oczy napotkały jego. Ste mu ufał z nieznanych powodów a on nie chciał go zawieść
-Dobrze- uśmiechnął się i uniósł po czym pocałował go delikatnie wciąż się rumieniąc-Dziękuję ci... za wczoraj i za wszystko- mężczyzna wzruszony wziął go za rękę i nie spuszczając wzroku z jego twarzy ucałował każdy palec
-Nie chcę byś tego żałował...
-Na pewno nie- Ste westchnął- Brandon... nie wiem jak teraz będzie co do ciebie czuję... jedyna co wiem to potrzebuję cię....- mężczyzna nakrył jego słodkie usteczka swoimi wargami
-Cokolwiek i jak tylko zechcesz- szepnął mu do ucha- kocham cię i może kiedyś i ty...- nie dokończył.To było jeszcze za wcześnie ale zdobędzie go w całości nie zadowoli się połową
-Dziękuję- jeszcze jeden uśmiech i Ste nagle się skrzywił- Jednak boli- szepnął
-Idź do wanny to na pewno pomoże- pomógł mu wstać- zrobię śniadanie
-Nie mam nic- chłopak zmieszał się- ale możemy wyjść... jeśli chcesz
-Z przyjemnością - ale Brandon'owi wcale się to nie podobało wolał zostać z ukochanym sam na sam być może już na zawsze.

Ste dopiero w wannie w pełni zdał sobie sprawę z wczorajszej nocy. I nie skłamał kochankowi. Nie żałował. To wszystko być może działo się za szybko i nie w tej kolejności jaką by sobie wymarzył ale z jakiegoś powodu tak było lepiej.
Owszem lubił Brandona mimo tego że się czasem bał było mu z nim dobrze. A miłość... teraz nie jest to ważne. Kiedyś będzie gotowy i kiedyś zdecyduje teraz chce żyć chwilą, na tyle ile to będzie możliwe. Bo mężczyzna był bardzo zaborczy, za bardzo ale może to wszystko ułoży się normalnie i w końcu zazna spokoju i szczęścia.

Brandon szedł obok ślicznego chłopca i był dumny, szczęśliwy... tylko że widział niektóre spojrzenia. Kilka razy bliski zabrania ukochanego do domu. Nie mógł znieść tego że ktoś mógłby tak sobie go uwieść. Potrzebował kontaktu z chłopcem. Czasem że to jest jedyna rzecz trzymająca go przy zdrowych zmysłach.
Ste spojrzał z ukosa na towarzysza i przez chwilę tylko się uśmiechał. Znał tą minę, jeszcze jakiś czas temu wydawała mu się straszna. Patrzył na ludzi jakby chciał ich wszystkich zabić za to że na niego spojrzą. To wciąż jeszcze mu się nie podobało ale teraz przyjmował to ze spokojem przynajmniej trochę.
Zmniejszył dystans między nimi i wziął mężczyznę za rękę. Ten przystanął zaskoczony
-Jestem tu z tobą- uśmiechnął się do niego- ale masz się zachowywać
-Co tylko zechcesz kochany- szepnął Brandon i przyszło mu do głowy że  chłopiec chce go zabić. Był taki słodki. Po wczorajszej nocy nie ubyło mu nic z niewinności i kochał go coraz bardziej.

-Przepraszam- ocknął się na dźwięk nieznanego głosu i zobaczył że Ste leży na ziemi a nad nim pochyla się jakiś chłopak- Nie patrzyłam gdzie...- nie dokończył bo Brandon odepchnął go wściekły
-To lepiej patrz jak łazisz- warknął i odwrócił się do ukochanego- Wszystko dobrze?- Pomógł mu wstać
-Tak- otrzepał brudne spodnie- przeproś
-Że co?!- Niemal krzyknął
-Przecież to był wypadek- Ste postanowił nie ustąpić. Jeśli ma być z Brandonem to na jego warunkach
-Skarbie...-zaczął raz jeszcze zbity z tropu mężczyzna.. Tylko jego Aniołek potrafił mu się postawić
-No to cześć- i zaczął powoli odchodzić. Brandon warknął i odwrócił się do wciąż stojącego tam chłopaka
-Nie twoja wina- wzruszył ramionami bo przecież nie będzie nikogo przepraszał bez potrzeby i jak mu nie zależy i pobiegł by zrównać kroku z ukochanym

-Ste.... kochanie....- stanął przed nim
-Pamiętaj to na moich warunkach  i nie chcę się ciebie bać nie za takie coś- był poważny a to nie wróżyło nic dobrego
-Wiem i przepraszam po prostu przy tobie tracę zmysły...
-Chodźmy jestem głodny- westchnął chłopiec- ale pilnuj się
-Nie pozwolę na to żebym cię stracił- ale kamień spadł mu z serca. Od teraz będzie się pilnować. Przecież musi. I nagle zaczął wierzyć że może im się udać nie tylko na jego zasadach. Musi tylko być cierpliwy. A zasłuży na ten piękny uśmiech ukochanego chłopca.
Ste był z siebie bardzo zadowolony.  I on pomyślał że wszystko się ułoży. Oboje potrzebują tylko czasu.

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 27(9)*

Ste już od kilku minut przyglądał się mężczyźnie śpiącemu obok niego. Serce biło mu jak oszalałe za każdym razem gdy Brandon się poruszył. Był przystojny nawet bardzo. Biło od niego pewnością siebie i wiedział że go kocha a to że nie był idealny mogło być właśnie tym czego szuka. Sam siebie przekonywał że go nie chce, że tylko wykorzysta. W głębi serca znał jednak prawdę i bał się jej chyba jeszcze bardziej.
Tylko że wszyscy z Matt'em włącznie mają racje. On musi zacząć żyć a  to że nie kocha Brandona. Westchnął cichutko. To w zasadzie nie ma teraz znaczenia on potrzebuje być kochany a mężczyzna dał mu jasno do zrozumienia że nie jest mu to potrzebne. Wystarczy że on go kocha. I tak było lepiej.

I właśnie podjął decyzję. Nie może dłużej tak żyć. W tej samej sekundzie w której Brandon na dobre otworzył oczy pocałował go. Nieśmiało i niezdarnie ale z pasją o jaką sam siebie nie podejrzewał. Trzeba ją tylko odpowiednio wydobyć.
Mężczyzna zaskoczony najpierw się nie poruszył a gdy zorientował się że nie śni przysunął go do siebie i pogłębił pocałunek ostrożne wsuwając język w ciepłe ukochane usta. Oderwał się od nich gdy z gardła chłopaka wydobył się jęk
-Ste?- Patrzył na niego rozbudzony- Nie żebym nie docenił....
-Chcę... chcę żebyś się ze mną kochał- ledwo słyszalny szept i ten rumieniec. Piękny ale Brandon nie mógł sobie pozwolić na to żeby stracić kontrolę nie ważne jak bardzo by tego chciał. Musiał wiedzieć. To była jego jedyna szansa i doskonale zdawał sobie z tego sprawę
-Popatrz na mnie- w głosie było tyle prośby i oczekiwania że Ste poddał się temu natychmiast i  podniósł wzrok- Na pewno?- Nie powinien pytać, każda sekunda się liczyła nim ukochany zmieni zdanie
-Bardziej pewny nie będę- posłał mu niewinny uśmiech i zaczął  ściągać sweter. Brandon widział jak bardzo drżą mu ręce i delikatnie usunął je z  drogi po czym wsunął dłonie pod materiał i bardzo powoli muskając opuszkami palców gładkiego brzucha i klatki piersiowej. Już jej dotykał ale teraz czuł więcej  i  bardziej. Kręciło mu się w głowie. Ale gdy zorientował się że zimne palce muskają jego skórę i Ste bardzo powoli rozpina guziki jego koszuli warknął i pchnął go na łóżko.
Chłopak jęknął ale w jakimś stopniu był na to przygotowany. Sweter został nagle rozerwany a on nabrał powietrza gdy głodne usta zaczęły kąsać go po klatce piersiowej, wprawny język lizał jego sutki. I przestał nagle myśleć. Nigdy jeszcze nie było mu tak dobrze. Nie wiedział co powinien robić z rękami czy nogami ale  Brandon wyraźnie się tym nie przejmował. Jego własna koszula również w końcu wylądowała na podłodze i położył się na ukochanym byle tylko być bliżej. Był niemal pewny że penis rozerwie mu spodnie jeśli nic za chwilę nie zrobi. Ale sam dotyk jego skóry na skórze ukochanego chłopca doprowadzał go niemal do szału.
Całował go wszędzie ocierając się coraz mocniej. Coraz szybciej.
Również Ste tracił kontrolę nie miał pojęcia że może być tak wspaniale. Może trochę za szybko ale z każdym dotykiem każdym pocałunkiem czuł że mężczyzna go kocha. Nie hamował się już. Jęki stawały się coraz głośniejsze a jego biodra w końcu złapały dobry rytm i wychodził Brandonowi na spotkanie coraz śmielej.
Mężczyzna znów wziął w posiadanie wspaniałe usta i w końcu ośmielił się sięgnąć do rozporka. Ukochany nie zaprotestował. Jęknął tylko nie przerywając pocałunku i uniósł biodra żeby dać mu lepszy dostęp.
W sekundzie gdy jego palce dotknęły twardego penisa kochanka jego własny członek zadrżał i doszedł z cichym jękiem. To jednak wcale go nie powstrzymało ani nie zwolniło.  Robił się twardy od samego patrzenia.
Jedną ręką pieścił członek ukochanego a drugą ściągał własne spodnie. Dłużej nie wytrzyma. Całując Ste w końcu dotknął jednym małym palcem ciasnego kanaliku i uśmiechnął się gdy poczuł że chłopak porusza się niecierpliwie.
-Już kochany- szepnął i naślinił obficie palce- będzie boleć- ostrzegł go i wsunął koniuszek. Ste krzyknął ale nie odsunął się  tylko pchnął jeszcze bardziej
-Nie... nie wytrzymam- jęknął łapiąc gwałtownie oddech
-Spokojnie- pochylił się i pocałował go jednocześnie nie przestając go rozciągać powoli z uczuciem. Kolejny palec i pocałunki gorące niecierpliwe. W końcu zahaczył o prostatę i tym razem chłopak poderwał się zaskoczony i uśmiechnął na to nowe doznanie.
-Chcę...- szepnął znów poruszając biodrami pomagając kochankowi
-Z największą przyjemnością- Brandon usunął palce i w oka mgnieniu pchnął w ciasne gorące wnętrze coś większego. Zamarł gdy zobaczył cień bólu na ukochanej twarzy i przez kilka sekund nie poruszał nawet najmniejszym mięśniem
-Już- Ste otworzył oczy i spojrzał na niego. Brandon bardzo chciał zrobić to powoli ale nie potrafił. Nie gdy był już tak blisko celu. Gdy miał ukochanego pod sobą tylko jego.
Ste nigdy nie było tak wspaniale. Gdy ból przeszedł poczuł rozkosz tak ogromną jak jeszcze nigdy w życiu. Chciał jeszcze i jeszcze. Czuł się cały jakby byli jednością. Tego właśnie mu brakowało. Niemal unosił się w powietrzu. Szalone tempo wcale mu nie przeszkadzało. Właściwie bardzo to lubił, podobało mu się że nie mógł złapać oddechu że mężczyzna jest w nim tak głęboko. Powstrzymywał się żeby zatrzymać to uczucie jak najdłużej.
Brandon wiedział że za chwilę wszystko się skończy. Jeszcze tylko kilka szybkich ruchów. Pochylił się i całował wspaniałe usta. Błądził jękami po pięknym ciele
-Teraz kochany- szepnął i przygryzł płatek jego ucha. Fala orgazmu była ogromna. Wstrząsnęła nim z siłą huraganu. Spojrzał na ukochanego. Wyglądał podobnie. Nie wysuwając się z niego zmienił pozycję i miał Ste na piersi. Ich przyspieszone oddechy zdawały się gonić się na wzajem a pot z ich ciał zlewał się w jedno.  Chłopak podniósł wzrok i uśmiechnął się do niego rozmarzony. Brandon tylko objął go mocniej i okrył zapomnianym wcześniej kocem. Dochodził powoli do siebie.
-Dziękuję- po jakimś czasie usłyszał cichy szept ukochanego
-Skarbie to ja ci dziękuję- pocałował jego wciąż trochę spocone włosy- nie pragnąłem niczego bardziej.
-To był mój pierwszy raz- było już za późno na rumienienie się ale nie mógł się powstrzymać
-Wiem-ale mężczyzna uśmiechnął się. Wiedział jak bardzo jego ukochany jest niewinny ale zawsze dobrze się upewnić- jesteś mój kochany tylko mój- szepnął wiedząc że Ste już go nie słyszy. Chłopiec usnął zmęczony i zadowolony.
On również odpłynął w objęcia Morfeusza szczęśliwy i spełniony jak nigdy w życiu. Dostał to czego chciał i już nigdy nawet na krok nie opuści ukochanego. Sprawi że i on w końcu go pokocha.



#################################################################################
Ostatnio mało coś tu komentarzy:(  Poproszę o 10 i gdy będą wstawię nową notkę

czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział 26(8)

Brandon był bardzo zdziwiony własnym zachowaniem.
Okazało się że gdy jest sam na sam z ukochanym chłopcem potrafi utrzymać swoje pożądanie na mniej więcej odpowiedniej wodzy.
Owszem już dawno wiedział że kocha Ste ale znał też siebie na tyle by wiedzieć że coś w ich kolacji mogło pójść nie tak i mimo że bardzo tego chce już go nie zobaczy. Pamiętał swoje wcześniejsze zakochanie i co w tedy zrobił. Jednocześnie wiedział że teraz kocha inaczej i utwierdzał się w przekonaniu że szczęście chłopca jest ważniejsze. Z drugiej jednak strony nie byłby wstanie odejść. Już nie.  Zmarnowany rok był najgorszym w jego życiu, i wciąż nie mógł uwierzyć że dostaje właśnie szansę na coś lepszego.
Ste nie widział jak boleśnie zaciska jedną rękę na nodze stołu żeby go nie dotknąć. Nie dostrzegał jak ciemne stały się jego oczy, pełne pragnienia i chęci.
On sam czuł się jakby był dwoma osobami. Jedna po prostu chciała posiąść i zniewolić chłopca a druga pragnęła z nim być. Nie wiedział która z tych osobowości ostatecznie wygra.

-..Brandon słyszysz mnie?- Ste przysunął się do niego i teraz był na wyciągnięcie ręki. Tak jakby nie znał niebezpieczeństwa
-Przepraszam zamyśliłem się- uśmiechnął się blado. Chyba będzie musiał szybciej zakończyć kolacje
-Nie dam rady- chłopak westchnął ciężko i nalał sobie cały kieliszek wina- tak bardzo chcę zacząć żyć normalnie ale nie mogę... Matt. Znaliśmy się stosunkowo krótko wiem o tym ale nikt nie traktował mnie w ten sposób. Był inny niż wszyscy i na pewno inny niż ty- Ste upił łyk dość spory łyk a mężczyzna zastanawiał się czy powinien pozwolić mu mówić ale czekał może wieczór jeszcze do końca nie był stracony. No i ukochany zdawał się nie widzieć tego że ma towarzystwo- ale czasem myślę tylko czasem że źle wybrałem. Kochałem go i on kochał mnie miałem wszystko czego mógłbym pragnąć. Tylko że to było zbyt piękne by mogło dłużej trwać. Jeśli nie wypadek zabrałoby mi go cokolwiek innego i może wtedy bolałoby bardziej... może...- kolejne westchnięcie i spory łyk
-Ste- zaczął ostrożnie tak na prawdę nie mając pojęcia co robi- nie znam się na tym ale jesteś za młody by ciągle rozpamiętywać... - przerwał mu gorzki śmiech
-Mówił to samo-szepnął chłopak-i nie chcę tylko że... wiesz że próbuję cię wykorzystać- zmienił nagle ton  i spojrzał na niego poważnie
-Wiem- Brandon nie spodziewał się niczego innego. Ale też nie miało to dla niego znaczenia. Miał Ste na wyciągnięcie ręki. Oddalonego o jedno dobre słowo którego niestety nie mógł znaleźć- ale poczekam. Już czekałem
-Czasem myślę że to powinieneś być ty. Bałem się ciebie czasem wciąż się boję ale ty nie jesteś idealny a  tylko ideały nie trwają wiecznie- nagle chłopak znalazł się na jego kolanach i raz jeszcze roześmiał gorzko- nawet nie wiem co teraz zrobię- Brandon stracił kontrole gdy poczuł ciepły oddech na swojej szyi.  Warknął cicho i już miał go od siebie odsunąć tylko na tyle żeby móc zacząć całować. Ale zobaczył że Ste śpi. Jęknął przeklinając własną głupotę. Ucałował go lekko w czoło i cała żądza z niego uleciała. Wyglądał tak ślicznie i niewinnie że aż tracił oddech. Tak bardzo chciałby żeby w końcu mu zaufał. Chciał pokazać mu się z innej strony o której wiedzą tylko nieliczni
-Nawet nie wiesz ja bardzo cię kocham- szepnął i wstał z ukochanym na rękach. Może to i dobrze. Dzieliły go przecież sekundy od położenia go tu i teraz na stole i wzięcia czegoś co w jego umyśle dawno jest jego. Należy mu się jakimś dziwnym prawem. Może prawem pierwszeństwa. Cokolwiek to było znów chciało się wydostać. I gdyby miał mniej silnej woli nie zważałby na to czy Ste śpi tylko zrobiłby swoje a przecież umiał. Tak by nikt się nie dowiedział.
Położył chłopca na posłaniu i ukląkł obok. Bardzo powoli i delikatnie wsunął dłoń pod miękki sweter. Zagryzł wargi by nie jęknąć. Wielbił tą miękką ciepłą skórę i za każdym razem chciał więcej. Pochylił się by pocałować. To było silniejsze od niego. A ten zapach zmieszany z aromatem dobrego jedzenia i wina. Oszałamiał.
I już gdy ich usta niemal się stykały Ste otworzył swoje piękne błękitne oczy i spojrzał na niego. Brandon miał przez chwilę wrażenie że chłopak go odepchnie i zacznie krzyczeć. Ale gdy zobaczył łagodny uśmiech serce zabiło mu mocniej. Przeszło mu nawet przez myśl że może dostanie zawału i umrze szczęśliwy.
-Dobrze prawda?- Zapytał ostrożnie ale nie mógł powstrzymać zadowolonego uśmiechu
-Tak.... zostaw- Ste usiadł nagle
-Nic ci nie zrobię- odsunął się nieznacznie. Całe jego ciało krzyczało żeby wziąć ukochanego w ramiona żeby nie  zwracać uwagi na jego protesty ale z drugiej strony te ufne oczy wpatrzone teraz w niego. Ten smutny uśmiech
-Ale ja mogę coś zrobić- znów się położył tym razem zrzucając buty
-Więc zrób- tym razem Brandon zrobił się niecierpliwy- ulżyj sobie. Lepiej niech to będę ja bo prędzej czy później i tak się to stanie- wbił mu paznokcie w ramię- a ja nie pozwolę by ktoś cię dotknął. Już nie- warknął.
Cisza zdawała się trwać w nieskończoność i mężczyzna zaczął żałować że cokolwiek powiedział. Może to jednak było za wcześnie. Ale nagle Ste zaczął się histerycznie śmiać. Głośno i radośnie. Brandon zagryzł wargi. Tak bardzo  tęsknił za tym śmichem, ale wcześniej był on nie przeznaczony dla niego i dlatego tak daleki. Teraz poczuł jego siłę jeszcze mocniej i zadrżał lekko
-Jak tylko w końcu będę wiedział czego chcę dowiesz się pierwszy- ziewnął
-Trzymam cię za słowo- zastanawiał się co teraz zrobić. Ukochany znów usypiał- powinienem....- ale ciepłe ciało wtuliło się w jego i zaskakująco silna ręka przysunęła go jeszcze bliżej
-Zostań- cicha prośba sprawiła że niemal zapłakał. Skopał buty nie przerywając kontaktu i okrył ich kocem. Zanim to zrobił Ste spał już spokojnie.  Jeszcze raz musnął wargami jego czoło i oddychając głęboko z całej siły starając się uspokoić szalejące z pożądania ciało zamknął oczy.
To będzie długa noc i już teraz zaczął się martwić o to co przyniesie poranek. Miał nadzieje że odpocznie jednak przed tym jak znów zostanie brutalnie odepchnięty przez ukochanego który teraz tak ufnie się w niego wtula. Marzył żeby ta noc trwała wiecznie. Dałby wszystko żeby tak mogło być.
Z tymi myślami w końcu zasnął.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 25(7)

Nawet odwiedziny u Amy i swojego chrześniaka nie poprawiły Ste humoru.
Już od trzech dni chodził jak struty. Nic go nie cieszyło ale był to inny rodzaj smutku niż rok wcześniej. Wspomnienia Matt'a bolały coraz mniej. Gdy myślał o dawnym kochanku potrafił się coraz częściej uśmiechać. W tym przypadku było już lepiej a jego myśli coraz częściej zajmował Brandon co nie do końca mu się podobało.
Często wspominał ich pierwsze spotkanie i niemal drżał na myśl co mogło by się stać gdyby nagle nie otrzeźwiał z drugiej jednak strony może wszystko było by lepiej. Może nikt by nie zginął. Może on sam byłby szczęśliwszy i nie czułby się wszystkim tak bardzo zmęczony.

Z takimi myślami wędrował po mieście. W zasadzie bez celu, nie spieszne i nawet przez myśl mu nie przeszło że jest obserwowany.
Odkąd Brandon przeniósł się do starego mieszkanie w zasadzie tylko tam spał. Musiał wiedzieć co robi jego Aniołek. Ten pocałunek jeszcze bardziej go rozochocił ale też w jakiś sposób powstrzymał. Wiedział że długo nie będzie w stanie żyć nadzieją że w końcu będą razem.  W  każdym mężczyźnie wyczuwał zagrożenie. Wszędzie widział ludzi którzy chcą ich rozdzielić. Nie dać im szansy bycia razem.
Dlatego śledził ukochanego i wcale nie podobał mu się smutek na tej wspaniałej pięknej twarzyczce. Ste powinien ciągle się uśmiechać. Najlepiej do niego tym słodkim prywatnym uśmiechem który zdążył bardzo przelotnie poznać i pokochać.
Dał mu trzy dni na pozbieranie myśli ale teraz już czas działać.

-Ste. Cześć skarbie- stanął przed nim nie mogąc się powstrzymać by nie pogłaskać bladego policzka chłopca
-Cześć- mimowolnie przytulił twarz do ciepłej ręki- miałem cię odwiedzić i przynieść coś do mieszkania...
-Nie ma pośpiechu ale dziękuję- wziął go za rękę- Może pójdziemy na kawę?- Nie zamierzał go teraz łatwo wypuszczać.
-Chętnie się napije- posłał mu delikatny łagodny uśmiech i rozejrzał za najbliższą kawiarnią- Brandon.... nie nic...
-Aniołku powiedz- położył mu rękę na podbródku i zmusił by Ste mógł spojrzeć mu w oczy
-Chciałem tylko...- wziął głęboki oddech - Może zjemy razem kolacje? Jutro?... Jestem  w tym okropny- jęknął
-Kochanie  czy próbujesz zaprosić mnie na randkę?- Mężczyzna był rozbawiony ale i wzruszony
-Nie wie czy jestem gotowy....- reszta zdania zniknęła gdy Brandon przytulił go do siebie
-Obiecuje że nie zrobię nic czego nie będziesz chciał- zastanawiał się tylko jak to zrobi mając go tak blisko i nie mogąc dotknąć ale się zobowiązał. Nie miał innego wyjścia. Inaczej do niego nie dotrze.
-To kawa?- Zapytał w końcu
-Oczywiście- mężczyzna objął ukochanego i poprowadził do przytulnej kawiarni. Wszystko było coraz lepiej, za jakiś czas im się ułoży i czekanie okaże się warte.

-Pyszna- Ste uśmiechnął się gdy upił pierwszy łyk- Dziękuję- zarumienił się
-Nie ma za co- odwzajemnił gest i zacisnął dłoń na oparciu krzesła żeby nie zrobić niczego czego później będzie żałował
-Radzisz sobie?- Zapytał chłopiec po chwili, zastanawiając się czy mężczyzna przestaje brać
-Jest lepiej- był szczęśliwy że ukochany się martwi- ale dopiero zaczynam zdarza mi się...
-Może nie masz dobrej motywacji- ujął jego dłoń- Brandon, prawda jest taka że czuję coś do siebie ale się boję... nawet wcześniej nie byłeś... nie lubię jak ktoś mi się narzuca. Nie podoba mi się to. Jeśli będę myślał o umawianiu się z tobą to będzie to na moich zasadach
-Ale chcesz spróbować?- Tego mężczyzna się nie spodziewał
-T..tak- zawahał się  tylko przez kilka sekund. Ale wiedział że czuje się z Brandonem dobrze, dziwnie ale dobrze
-Dziękuję kochany- wstał i ukląkł przed nim- nie pożałujesz obiecuje- ucałował go najpierw w czoło i oba policzki a później w usta
-Mam nadzieje- uśmiechnął się po prostu tylko- Ale powoli
-Oczywiście- zastanawiał się tylko jak. Ste wyjął z kieszeni telefon i wstał nagle- Coś nie tak?
-Rozmowa o pracę i już jestem spóźniony- westchnął- To do jutra - i umknął zanim Brandon mógł zrobić cokolwiek. Mężczyzna tylko westchnął ale nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Nie liczył na tak szybką szansę a tu jednak mu się udało. Ste będzie jego w całości do końca miesiąca. Później już nikt im nie zagrozi.

Ste ze zdumieniem stwierdził że się nie denerwuje. Pamiętał każdą randkę z Matt'em i jak bardzo się denerwował teraz nie czuł nic takiego. Był trochę podniecony  i nie mógł się doczekać zarówno jedzenia jak i towarzystwa.
O 8.00 rozległ się dzwonek to drzwi i odetchnął. Przejrzał się jeszcze w lustrze w korytarzu i otworzył drzwi.
-Pięknie- Brandon wszedł do środka z butelką wina i pojedynczą czerwoną różą
-Wcale nie- zarumienił się jednak i wpuścił mężczyznę do środka- to ty wyglądasz wspaniale- bo taka była prawda. Miał na sobie czarne skórzane spodnie, ciemnofioletową zapinaną koszulę i brązową kurtkę
-Kochany- mężczyzna ucałował go.Ste miał na sobie błękitny sweter i jasne spodnie. Pasowały do niego jak wspaniale. Jego oczy były jeszcze jaśniejsze a zarumienione policzki wydawały się czerwieńsze- Co na kolacje?- Musiał zmienić temat. Jego spodnie już były przyciasne nawet nie chciał myśleć co będzie później. Musiał go mieć. Już teraz bo inaczej eksploduje. Mimo to powstrzymywał się jak na razie całkiem dobrze.
-Spagetti i deser czekoladowy- jeszcze jeden słodki uśmiech- dziękuje za wino- wspiął się na palcach i dał mu szybkiego całusa- zapraszam dalej
-Z przyjemnością- Brandon był niemal pewny że umrze przy nim a będzie to wspaniała śmierć. Może jeśli będzie się dobrze zachowywał uda mu się go chociaż trochę dotknąć jeden niewinny delikatny dotyk.
Ste również przyszło na myśl że jest gotowy na kontakt tylko nie był pewny czy będzie umiał powstrzymać za równo siebie jak i mężczyznę dlatego zapanuje nad swoim ciałem do czasu aż i umysł będzie mógł go dogonić. Miał tylko nadzieje że będzie gotowy szybko. Był w końcu młodym chłopakiem i tęsknił za tego rodzaju dotykiem tak samo jak za byciem z kimś. Na razie robi powolne kroki w tym kierunku i całkiem dobrze mu to wychodzi. Dobrze się przy tym bawi.

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 24(6)

Ste poczuł czyjąś rękę na ramieniu i zerwał się na równe nogi przerażony. Był tam gdzie zasnął na cmentarzu ale teraz była już noc
-Nie bój się kochanie- przed nim stał Matt, uśmiechał się jakby wciąż jeszcze żył, jakby przyszedł go znaleźć po zajęciach, jakby nic się nie zmieniło
-Matt- szepnął tak cicho jakby bał się że dźwięk spłoszy tamtego
-Tęskniłem- podszedł powoli do drobniejszego chłopaka- ale skarbie tak nie można...

-Co nie można?- Przerwał mu szybko- przecież nic nie robię- ale zarumienił się jak winny
-Tak malutki.. od roku odmawiałeś sobie życia... Ste to że mnie już nie ma nie znaczy że ty również masz być martwy... boli mnie że jesteś tak bardzo smutny
-Tęsknie- zrobił w końcu krok w jego stronę i teraz zamiast znajomego ciepła bijącego z ciała ukochanego czuł tylko chłód. W oczach zaczaiły się łzy
-Wiem... tak mi przykro- i jemu głos zadrżał- ale to już się stało a ty masz przed sobą wiele lat. Chcę żebyś był szczęśliwy...
-Bez ciebie nie umiem- teraz już płakał
-Kochanie umiesz- wyciągnął rękę ale go nie dotknął zatrzymał koniuszki palców tuż przy jego policzku- i chcę żebyś zaczął... czeka cię tyle szczęścia... tyle miłości...
-Nie chcę nikogo!- Krzyknął zły- Chcę żebyś był przy mnie

-Ci... skarbie ja przeżyłem swoje życie a ty dałeś mi niebo na ziemi. Ty byłeś miłością mojego życia te miesiące razem było jak spełnienie snu. Ty również kochałeś mnie, wiem o tym. Ale twoja podróż się nie skończyła. Ja wiem że jeszcze będziesz kochał. Nie opieraj się. Wiem że to straszne, wiem że boli ale musisz...
-Zobaczę cię jeszcze?- Zapytał Ste żałośnie

-Nie. Dziś jestem tu żeby dać ci siłę do życia. Malutki to że kogoś pragniesz to pierwszy krok. Mnie już nie zranisz- dodał jakby czytał w jego myślach- Ktoś stanie się dla ciebie bardzo ważny i pozwól do tego dopuścić- lodowate wargi zetknęły się z jego- czas żebyś żył. Czas żeby ktoś dał ci tyle szczęścia ile ty dałeś mnie
-Kocham cię- Ste nie potrafił powstrzymać płaczu
-A ja ciebie skarbie- jeszcze jeden uśmiech, ostatnie spojrzenie.

Ste obudził się gwałtownie gdy pierwsze krople deszczu uderzyły o nagrobek. Był zziębnięty i wiedział że płakał. Podniósł się szybko i jeszcze raz spojrzał na zdjęcie uśmiechniętego ukochanego

-Dziękuję- szepnął odszedł ze spuszczoną głową. Tego właśnie było mu trzeba, zamknięcia rozdziału. Końca tamtej ery którego wcześniej nie dostało . Teraz mógł w końcu zacząć na nowo żyć.

Brandon zdziwił się gdy Worren zgodził się z nim zobaczyć. Był pewny że po ostatnim razie przyjaciel skreślił go ze swojego życia. Na szczęście było jednak inaczej.
-W końcu cię zgarnęli- uśmiechnął się pod nosem Lisek
-I miałem racje- ale harda mina ustąpiła skrusze- Wyciągniesz mnie stąd?
-Bierzesz?- Zapytał zakładając ręce na piersi
-Nie... Ste wrócił i dał mi szansę- łagodny uśmiech zagościł na twarzy Brandona- ale ja nie mogę... dotykał go...
-Stary to ci nigdy nie przejdzie- westchnął wchodząc mu w słowo- Załatwię to i wrócisz do naszego starego mieszkania
-Co z Evą?- Zapytał jeszcze gdy przyjaciel wstał
-Martwi się o ciebie i nie tylko ona... Bądź w nim ostrożny Matt zginął rok temu a on nigdy nie był na cmentarzu może zabierz go tam on potrzebuje zamknięcia
-Dam sobie radę- nie chciał przyjmować tak głupich rad. Były ukochany wprawdzie już mu nie zagraża ale on nie będzie zastępstwem

Ste długo wzbraniał się przed podejściem do drzwi. Nie miał ochoty nikogo widzieć ale dźwięk dzwonka był coraz bardziej denerwujący i w końcu musiał otworzyć choćby po to by uciszyć brzęczenie
-Wypuścili cię-stwierdził gdy na progu zobaczył Brandona
-Tak skarbie.. płakałeś- dotknął delikatnie jego policzka
-Ciężki dzień- odwrócił wzrok- Eva ci pomogła?
-Worren- wszedł do mieszkania- Powiesz co się stało?
-Zaczynam nowe życie- odpowiedział szeptem- Masz się gdzie zatrzymać... bo mi wiesz wtedy puściły trochę nerwy....
-Ci.. Kochanie wiem że nie czujesz się ze mną pewnie i tak mam się gdzie zatrzymać. Stare mieszkanie stoi puste, na jakiś czas będzie
-Dobrze ale jeśli będziesz czegoś potrzebował zawsze pomogę- posłał mu nieśmiały uśmiech i mężczyźnie zmiękły kolana. Zrobił krok w stronę ukochanego. Ste po prostu stał, wciąż niepewny i przestraszony ale obiecał że da się znów pokochać i że nie będzie się zamykał na szansę życia.
-Dam sobie radę- dzieliło ich już tylko kilka milimetrów i nagle czas jakby stanął w miejscu i zrobiło się tak cicho że słychać było tylko ich przyspieszone bicie serc. Ste wiedział że od niego zależy co się teraz stanie. Nie był do końca gotowy ale tak bardzo chciał poczuć coś więcej niż tylko ból.
Podjął decyzję. Wspiął się na palcach i po raz pierwszy z własnej woli pocałował mężczyzną. Na początku był to lekki całus ale gdy silne ramiona objęły go i przytuliły do ciepłej szerokiej piersi zarzucił mu ręce na szyję i pozwolił by sprawny zwinny język wsunął się między jego wargi. Jęknął przeciągle
-Taki wspaniały- szepnął Brandon całując jego szyję i te słowa go otrzeźwiły. Wyrwał mu się.
-Idź już- po policzkach znów płynęły mu łzy. Widział podniecenie i an w adoracje ochach mężczyzny ale to było  za dużo i za szybko. Brandon bez słowa opuścił mieszkanie a gdy drzwi się za nim zamknęły. Ste opadł na podłogę.
Po drugiej stronie mężczyzna również usiadł na chodniku oddychają ciężko. Sam nie wiedział czy dobrze zrobił słuchając go ale z drugiej strony gwałt nie wchodził w grę. Ten pocałunek jednak ośmielił go do działania. Uwiedzie swojego aniołka i to już niedługo, bo przecież i on jest chętny tylko się boi a to można zwalczyć.