Ste nigdy jeszcze nie był na komisariacie i nie podobało mu się to tak bardzo jak myślał że mu się nie spodoba.
Siedział tu już dwie godziny i wydawało mu się że o nim zapomnieli, na dodatek nogi zaczęły go boleć chyba ze zdenerwowania co nie było niczym przyjemnym. Nie wiedział też co ma powiedzieć gdy w końcu go wezwą. Co prawda nie rozumiał i bał się zachowania Brandona ale jemu do tej pory nie zrobił krzywdy. Nigdy nie umiał zachować się w stosunku do mężczyzny jak powinien. Teraz jednak wiedział że ma obsesje na jego punkcie tego się bal ale z drugiej strony chyba teraz potrzebował właśnie kogoś takiego. Tylko czy taka przyjaźń ma sens i na dłuższa metę jednak nie stanie mu się krzywda. Na te dwa pytania znał odpowiedź a jednak nawet w zeszłym roku był w stanie dać mu szansę a dziś rano gdy znalazł się w jego ramionach od razu zrobiło mu się lepiej. Może po prostu tęsknił za Matt'em i go zastępował najbliższym mężczyzną który na prawdę go lubił. Bo wiedział że Brandon mimo wszystko tak po swojemu w niemal straszny sposób go kocha. Tylko nie wiedział na prawdę co z tym zrobić. Ukrył twarz w dłoniach i westchnął.
-Twoja kolej- policjantka uśmiechała się ale on nie potrafił odwzajemnić tego gestu. Był tak bardzo zmęczony, ale poszedł za nią, może uda mu się szybko wyjść
-Jak długo znasz pana Bradley'a?- Pytanie padło zanim jeszcze dobrze usiadł
-Ponad rok
-Jesteście kochankami?
-Nie
-Ale mieszkacie razem
-Od 2 dni
-Czy zachowywał się w stosunku do ciebie agresywnie
-Nie... nie w ten sposób
-Czyli?
-Po prostu czasem jest nachalny ale to nic
-Jesteś pewny?
-Tak- dopiero teraz się uśmiechnął
-Wiesz czemu pobił?
-Nie... rozmawiałem spokojnie i nagle po prostu się na niego rzucił... ale może dlatego że mnie dotknął- spuścił wzrok
-Więc jesteście razem?
-Nie... Brandon jest we mnie zakochany był od dawna, ale nie jest niebezpieczny... zwykle. Wyjdzie?
-Za kaucją. Jesteś pewny że ci nie zagraża to nie wygląda dobrze
-Wiem jak to wygląda ale jestem pewien że mi nic nie zrobi... innym też
-Niestety nie zgodzę się z tym... ale prawda jest taka że nigdy wcześniej nie był karany może to jednorazowy wybryk- westchnęła- Jeśli jednak w przyszłości coś ci zrobi albo komuś innemu...
-Tak... Ile wynosi kaucja?- Mężczyzna był w więzieniu przez niego i mimo że nie chciał już z nim mieszać tak go nie zostawi
-25 tysięcy
-Dużo- szepnął- Do widzenia
-Do widzenia chociaż mam nadzieje że nie- kobieta została jeszcze przy biurku
-Mogę go zobaczyć?- Odwrócił się już przy drzwiach
-Tak zaczekaj chwilę.
Dziesięć minut później stał przy celi i robiło mu się coraz gorzej.
-Ste co tu robisz?- Zapytał łagodnie Brandon dotykając jego ręki
-Chciałem...- zarumienił się- chciałem cię zobaczyć. Jesteś tu przeze mnie
-Nie kochanie- uśmiechnął się do niego i delikatnie przysunął go do siebie co nie było łatwe bo przecież był za kratkami- straciłem nad sobą kontrolę nie chcę by ktoś cię dotknął nigdy...
-Nie jestem twój- szepnął i zadrżał
-Nie mówmy teraz o tym. Jak wygląda moja sytuacja?- Nie chciał mieć większych kłopotów niż ma teraz więc odpuścił temat
-25 tyś... Brandon gdzie jest twoja siostra?- Pamiętał przecież że byli ze sobą bardzo blisko
-W końcu ona i Worren mieli mnie dość- westchnął- nie winie ich
-Skontaktuje się z nią, nie chce żebyś tu siedział... kto wie jak to się skończy
-Nic mi nie będzie.. i wątpię że później pójdę siedzieć a rozprawa jest za trzy tygodnie. Nie martw się o mnie
-Masz kłopoty przeze mnie- upierał się znowu
-Mam kłopoty bo cię kocham i jestem egoistą- przyznał mężczyzna- powinieneś już iść
-Przyjdę jutro- obiecał
-Jeśli chcesz- powiedział to bardzo obojętnie ale tak na prawdę niemal płakał z ulgi i szczęścia Ste nigdy do końca go nie skreśli i to napawało go nadzieją że może kiedyś w końcu go zdobędzie
-Chcę- wspiął się na palcach i musnął jego policzek swoimi wargami. Zadzwoni do Evy miał nadzieje że go wysłucha. Czuł się winny bo przecież wiedział jaki jest Brandon a on może nie do końca świadomie go sprowokował, może chciał, potrzebował uwagi. Skontaktuje się też z masażystą przecież nie oberwał aż tak mocno. Mógł być wściekły i urażony ale czy policja na pewno była konieczna.
Gdy Ste wyszedł z komisariatu nagle zaczął płakać czuł się tak bardzo samotny, zmęczony i skołowany że sam nawet nie wiedział kiedy dotarł na cmentarz i stanął przed grobem byłego chłopaka
-Matt, pomóż mi- poprosił cicho dotykając zimnego marmuru nagrobka- ja już nie wiem co mam robić- położył na nim głowę i zasnął niemal w oka mgnieniu nie zważając ani na zimno ani na to jak bardzo jest to niebezpieczne. Znów był przy ukochanym. I miał nadzieje że obudzi się z jakimiś odpowiedziami.
Brandon miał szczęście, był w celi sam i tak nie mógł zasnąć. Ste był dla niego coraz bardziej zagadną. Wiedział że go nie kocha jeszcze, wiedział że się go boi ale widział przecież że jest z nim w każdej sytuacji jest przy nim. Nie zasługiwał na to ale wzruszało go to bardzo i dawało szansę. Był taki przestraszony gdy do niego przyszedł ale też widział determinacje. Chciał go mieć teraz przy sobie. Musiał go mieć przy sobie. Zamknął oczy i wyobraził sobie że ukochany wypina się do niego się do niego przez kraty. Że jest tu z własnej woli i że czeka na niego gotowy i chętny. Nagle w samym środku najprzyjemniejszej akcji gdy on sam był całkiem twardy. Wpadł na pomysł jak dostać ukochanego szybciej no i przecież zaczął robić postępy. Najpierw jednak musi się z tego wyplątać. Może jednak zadzwoni do Worren'a. On powinie pomóc wciąż jeszcze był mu coś winien.
################################################################################
Chyba nie najlepszy mój rozdział ale sami oceńcie:)
poniedziałek, 27 maja 2013
czwartek, 23 maja 2013
Rozdział 22(4)
Dwie godziny później Brandon był gotowy wyważyć drzwi.
Ste był na terapii stanowczo za długo. Właściwie to zaczęło mu się nie podobać już po kilku minutach a chichocząca nastolatka która opowiadała przyjaciółce jakie masażysta ma sprawne ręce sprawiała że się w nim gotowało. Zastanawiał się czy może uda mu się namówić swojego chłopca na zmianę kliniki. Czułby się dużo lepiej gdyby dotykała go kobieta... właściwie nic by wtedy nie czuł a tak musi się męczyć.
Najgorsze było czekanie. W wyobraźni widział co tamten robi jego aniołkowi ale też to że Ste właśnie tego chce. Zdawał sobie sprawę że to nie dzieje się na prawdę że tamten jest profesjonalistom no i dzielą ich drzwi. Jednak nie mógł się powstrzymać. No i to czekanie czemu był tam dłużej niż powinien. Wcale mu się to nie podobało i już miał zapukać gdy w końcu drzwi się uchyliły a on wrócił na miejsce i zacisnął dłonie na krześle musiał czekać już pocałunek był złym pomysłem. Za wcześnie a jeśli ten jego plan zawiedzie będzie zmuszony podjąć drastyczniejsze kroki co może zakończyć się zrobieniem krzywdy chłopcu a tego przecież nie chciał.
-Nie masz się czym przejmować to się zdarza- zobaczył że tamten kładzie Ste rękę na ramieniu i warknął cicho
-Mimo wszystko- chłopak wyraźnie się zarumienił- to bardzo żenujące a pewnie nie zbyt miłe dla ciebie...
-Jestem wręcz zaszczycony- przerwał mu i teraz ręka powędrowała na jego policzek- ale sam wiesz że po pierwsze nie mogę a po drugie skoro tak cię to żenuje to nie jesteś jeszcze gotowy na myślenie o związku...nawet o chwili zabawy
-Postaram się więc opanować- Ste tym razem spojrzał mężczyźnie w oczy i uśmiechnął się
-Reakcja organizmu żebyś wiedział ile ja tu tego widziałem...ale kto wie może kiedyś zdobędę się na odwagę i nie będzie trzeba robić z tego afery. Ste na prawdę masz prawo układać sobie życie a że twoje ciało reaguje na bliskość to nic takiego. Chociaż....- rozmarzył się. Rob wiedział że chłopiec jest śliczny i z przyjemnością go dotykał. Dobrze się mu z nim rozmawiało był inteligentny i miał wszystkie cechy jakich on sam szukał w partnerze. Mimo wszystko czuł że po pierwsze nie jest gotowy a po drugie nie podobał mu się mężczyzna który bezczelnie pocałował go tuż przed tym jak zniknęli w gabinecie.
-Zrozumiałem- jeszcze jeden uśmiech- ale dziękuję. To do zobaczenia w piątek?
-Za nic w świecie mnie to nie ominie ale idź do lekarza może nie potrzebujesz dwa razy w tygodniu... czasem można przedobrzyć no chyba że bardzo chcesz się ze mną zobaczyć to nie będę stawał na drodze- i on się roześmiał
-Dobrze dobrze- Ste w końcu skończył tą dziwną rozmowę i odwrócił się a Rob już miał zawołać następnego pacjenta gdy zobaczył wyraz twarzy towarzysza chłopca. Ten gość wcale mu się nie podobał, miał jakieś złe przeczucie.
Brandon każdą sekundą miał tego dość ale co mógł zrobić. Wymiana zdań dotyk ale gdy jego aniołek odwrócił się do niego niemal dosłownie zalała go krew. Wiedział że chłopiec jest dobrze obdarzony no i przecież znał go na tyle że zobaczył jak jego erekcja może nie do końca wyraźna ale tam była i powoli opada. Sam nie wiedział jak udało mu się spokojnie do nich podejść. Właściwie tego nie pamięta.
Nie mniej jednak odsunął Ste na bok i bez ostrzeżenia uderzył tamtego z taką siłą że ten upadł na podłogę a ze złamanego nosa polała się krew
-Brandon!- Krzyknął Ste i złapał go za rękę- Co ty wyprawiasz?- Rozejrzał się po korytarzu. Zrobiło się zamieszanie i był niemal pewny że za kilka chwil pojawi się ochrona
-Odejdź- wyrwał mu się i nawet na niego nie spojrzał. Chłopak kontem oka zobaczył dwóch rosłych mężczyzn w mundurach. Już po nich.
-Jeśli się nie uspokoisz to cię wyrzucę- syknął jeszcze zły i odsunął się. Po czym po prostu oddalił się w stronę wyjścia nie miał ochoty na takie zabawy i prawdę mówiąc bał się tego i nie rozumiał przecież zaczęli się dogadywać.
Brandon już szykował się do kolejnego ciosu gdy ktoś złapał go od tylu i przytrzymał
-Wystarczy kolego- było ich dwóch. Więksi od niego mimo tego był pewny że sobie z nimi poradzi. Rozejrzał się jednak w poszukiwaniu swojego aniołka. Tego jednak nigdzie nie było i to go otrzeźwiło
-Dobra- warknął
-Już jesteś spokojny?- Uścisk nie zelżał
-Ta- został popchnięty w stronę wyjścia ale jeszcze się odwrócił- dotkniesz go znowu a zginiesz- warknął po czym dał się wyprowadzić. Ste gdzieś zniknął a to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Prawdopodobnie poszedł do domu i był na niego zły. A dzień tak dobrze się zaczął powoli wkraczał w życie ukochanego a tu musiał napatoczyć się jakiś dupek który tylko czekał na chwilę jego nieuwagi. Ale już sobie na nią nie pozwoli.
-Ste zaczekaj- dogonił go w parku
-Nie- chłopiec nie odwrócił się do niego i szedł dalej
-Ste proszę- ominął go i stał teraz przed nim- wiem że cię tym przestraszyłem ale...
-Ale mnie kochasz!- Przerwał mu- Proszę ty nie wiesz co to jest...- wziął głęboki oddech- przyjąłem cię pod swój dach bo chciałem pomóc... myślałem że się zmieniłeś że cokolwiek to było że się stoczyłeś... nie ważne masz się wynieść do końca tygodnia tyle powinno wystarczyć żebyś coś znalazł albo dogadał się z siostrą nie interesuje mnie to- i już chciał odejść gdy silne ramiona przytrzymały go na miejscu. Brandon swoimi ciemnymi oczami był w stanie wejść w jego duszę ale i mężczyzna czuł podobnie. Przez kilka minut stali tak w milczeniu
-Dobrze wyniosę się- poddał się w końcu- ale ja na prawdę...
-I mógłbym ci nawet uwierzyć... rano- szepnął i spuścił wzrok- wtedy przez jakiś czas... było dobrze- znów na niego spojrzał- ale jesteś niebezpieczny. Boję się ciebie tak jak w zeszłym roku
-Przepraszam.... nie mogę znieść że ktoś inny cię dotyka...
-Nie jestem twój- znów mu przerwał- chcę iść do domu
-Idziemy- wypuścił go z objęć z cichym jękiem. Ma kilka dni żeby nakłonić chłopca by zmienił zdanie- Ste?
-Tak?- Nie spojrzał już na niego ale samo to że się odezwał było dobrym znakiem
-Miałem szansę?- Właściwie nie chciał tego wiedzieć bo chłopiec jest i będzie jego ale to zawsze rozmowa
-Tak... na samym początku pierwszej nocy- westchnął- ale tylko przez tych kilka minut- mężczyzna kiwnął głową. Naprawi to i zostanie w mieszkaniu choćby nie wiadomo co się działo.
Ste był w swojej sypialni już od trzech godzin a najgorsze było to że Brandon nie słyszał z pomieszczenia żadnego dźwięku co bardzo mu się nie podobało i gdyby nie to że co jakiś czas sprawdzał przez okno czy nic mu nie jest pewnie martwiłby się jeszcze bardziej ale chłopiec siedział przy komputerze z słuchawkami na uszach. Więc wszystko było dobrze. On sam postanowił zabrać się za robienie kolacji.
I już szedł do kuchni gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Nie on jeden bo i Ste uchylił drzwi pokoju. Nikogo się nie podziewał a Amy miała klucze więc wydało mu się to dziwne.
Brandon otworzył i stanął twarzą twarz z dwoma policjantami
-Brandon Bradley?- Zapytał jeden
-O co chodzi?- Kontem oka zobaczył że aniołek stoi już w korytarzu ze zdziwioną miną. On nie powinien tego oglądać ale zanim zdążył się odezwać już był skuty kajdankami
-Jesteś aresztowany za pobicie - starszy policjant wyprowadził go z domu a młodszy spojrzał na Ste z lekkim łagodnym uśmiechem
-Chcemy też twoje zeznania- zaskoczony chłopak tylko kiwnął głową. Żadne z nich niczego się nie spodziewał ale to znaczyło tylko tyle że Rob musiał wnieść oskarżenie.
A dzień zaczął się tak miło.
Ste był na terapii stanowczo za długo. Właściwie to zaczęło mu się nie podobać już po kilku minutach a chichocząca nastolatka która opowiadała przyjaciółce jakie masażysta ma sprawne ręce sprawiała że się w nim gotowało. Zastanawiał się czy może uda mu się namówić swojego chłopca na zmianę kliniki. Czułby się dużo lepiej gdyby dotykała go kobieta... właściwie nic by wtedy nie czuł a tak musi się męczyć.
Najgorsze było czekanie. W wyobraźni widział co tamten robi jego aniołkowi ale też to że Ste właśnie tego chce. Zdawał sobie sprawę że to nie dzieje się na prawdę że tamten jest profesjonalistom no i dzielą ich drzwi. Jednak nie mógł się powstrzymać. No i to czekanie czemu był tam dłużej niż powinien. Wcale mu się to nie podobało i już miał zapukać gdy w końcu drzwi się uchyliły a on wrócił na miejsce i zacisnął dłonie na krześle musiał czekać już pocałunek był złym pomysłem. Za wcześnie a jeśli ten jego plan zawiedzie będzie zmuszony podjąć drastyczniejsze kroki co może zakończyć się zrobieniem krzywdy chłopcu a tego przecież nie chciał.
-Nie masz się czym przejmować to się zdarza- zobaczył że tamten kładzie Ste rękę na ramieniu i warknął cicho
-Mimo wszystko- chłopak wyraźnie się zarumienił- to bardzo żenujące a pewnie nie zbyt miłe dla ciebie...
-Jestem wręcz zaszczycony- przerwał mu i teraz ręka powędrowała na jego policzek- ale sam wiesz że po pierwsze nie mogę a po drugie skoro tak cię to żenuje to nie jesteś jeszcze gotowy na myślenie o związku...nawet o chwili zabawy
-Postaram się więc opanować- Ste tym razem spojrzał mężczyźnie w oczy i uśmiechnął się
-Reakcja organizmu żebyś wiedział ile ja tu tego widziałem...ale kto wie może kiedyś zdobędę się na odwagę i nie będzie trzeba robić z tego afery. Ste na prawdę masz prawo układać sobie życie a że twoje ciało reaguje na bliskość to nic takiego. Chociaż....- rozmarzył się. Rob wiedział że chłopiec jest śliczny i z przyjemnością go dotykał. Dobrze się mu z nim rozmawiało był inteligentny i miał wszystkie cechy jakich on sam szukał w partnerze. Mimo wszystko czuł że po pierwsze nie jest gotowy a po drugie nie podobał mu się mężczyzna który bezczelnie pocałował go tuż przed tym jak zniknęli w gabinecie.
-Zrozumiałem- jeszcze jeden uśmiech- ale dziękuję. To do zobaczenia w piątek?
-Za nic w świecie mnie to nie ominie ale idź do lekarza może nie potrzebujesz dwa razy w tygodniu... czasem można przedobrzyć no chyba że bardzo chcesz się ze mną zobaczyć to nie będę stawał na drodze- i on się roześmiał
-Dobrze dobrze- Ste w końcu skończył tą dziwną rozmowę i odwrócił się a Rob już miał zawołać następnego pacjenta gdy zobaczył wyraz twarzy towarzysza chłopca. Ten gość wcale mu się nie podobał, miał jakieś złe przeczucie.
Brandon każdą sekundą miał tego dość ale co mógł zrobić. Wymiana zdań dotyk ale gdy jego aniołek odwrócił się do niego niemal dosłownie zalała go krew. Wiedział że chłopiec jest dobrze obdarzony no i przecież znał go na tyle że zobaczył jak jego erekcja może nie do końca wyraźna ale tam była i powoli opada. Sam nie wiedział jak udało mu się spokojnie do nich podejść. Właściwie tego nie pamięta.
Nie mniej jednak odsunął Ste na bok i bez ostrzeżenia uderzył tamtego z taką siłą że ten upadł na podłogę a ze złamanego nosa polała się krew
-Brandon!- Krzyknął Ste i złapał go za rękę- Co ty wyprawiasz?- Rozejrzał się po korytarzu. Zrobiło się zamieszanie i był niemal pewny że za kilka chwil pojawi się ochrona
-Odejdź- wyrwał mu się i nawet na niego nie spojrzał. Chłopak kontem oka zobaczył dwóch rosłych mężczyzn w mundurach. Już po nich.
-Jeśli się nie uspokoisz to cię wyrzucę- syknął jeszcze zły i odsunął się. Po czym po prostu oddalił się w stronę wyjścia nie miał ochoty na takie zabawy i prawdę mówiąc bał się tego i nie rozumiał przecież zaczęli się dogadywać.
Brandon już szykował się do kolejnego ciosu gdy ktoś złapał go od tylu i przytrzymał
-Wystarczy kolego- było ich dwóch. Więksi od niego mimo tego był pewny że sobie z nimi poradzi. Rozejrzał się jednak w poszukiwaniu swojego aniołka. Tego jednak nigdzie nie było i to go otrzeźwiło
-Dobra- warknął
-Już jesteś spokojny?- Uścisk nie zelżał
-Ta- został popchnięty w stronę wyjścia ale jeszcze się odwrócił- dotkniesz go znowu a zginiesz- warknął po czym dał się wyprowadzić. Ste gdzieś zniknął a to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Prawdopodobnie poszedł do domu i był na niego zły. A dzień tak dobrze się zaczął powoli wkraczał w życie ukochanego a tu musiał napatoczyć się jakiś dupek który tylko czekał na chwilę jego nieuwagi. Ale już sobie na nią nie pozwoli.
-Ste zaczekaj- dogonił go w parku
-Nie- chłopiec nie odwrócił się do niego i szedł dalej
-Ste proszę- ominął go i stał teraz przed nim- wiem że cię tym przestraszyłem ale...
-Ale mnie kochasz!- Przerwał mu- Proszę ty nie wiesz co to jest...- wziął głęboki oddech- przyjąłem cię pod swój dach bo chciałem pomóc... myślałem że się zmieniłeś że cokolwiek to było że się stoczyłeś... nie ważne masz się wynieść do końca tygodnia tyle powinno wystarczyć żebyś coś znalazł albo dogadał się z siostrą nie interesuje mnie to- i już chciał odejść gdy silne ramiona przytrzymały go na miejscu. Brandon swoimi ciemnymi oczami był w stanie wejść w jego duszę ale i mężczyzna czuł podobnie. Przez kilka minut stali tak w milczeniu
-Dobrze wyniosę się- poddał się w końcu- ale ja na prawdę...
-I mógłbym ci nawet uwierzyć... rano- szepnął i spuścił wzrok- wtedy przez jakiś czas... było dobrze- znów na niego spojrzał- ale jesteś niebezpieczny. Boję się ciebie tak jak w zeszłym roku
-Przepraszam.... nie mogę znieść że ktoś inny cię dotyka...
-Nie jestem twój- znów mu przerwał- chcę iść do domu
-Idziemy- wypuścił go z objęć z cichym jękiem. Ma kilka dni żeby nakłonić chłopca by zmienił zdanie- Ste?
-Tak?- Nie spojrzał już na niego ale samo to że się odezwał było dobrym znakiem
-Miałem szansę?- Właściwie nie chciał tego wiedzieć bo chłopiec jest i będzie jego ale to zawsze rozmowa
-Tak... na samym początku pierwszej nocy- westchnął- ale tylko przez tych kilka minut- mężczyzna kiwnął głową. Naprawi to i zostanie w mieszkaniu choćby nie wiadomo co się działo.
Ste był w swojej sypialni już od trzech godzin a najgorsze było to że Brandon nie słyszał z pomieszczenia żadnego dźwięku co bardzo mu się nie podobało i gdyby nie to że co jakiś czas sprawdzał przez okno czy nic mu nie jest pewnie martwiłby się jeszcze bardziej ale chłopiec siedział przy komputerze z słuchawkami na uszach. Więc wszystko było dobrze. On sam postanowił zabrać się za robienie kolacji.
I już szedł do kuchni gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Nie on jeden bo i Ste uchylił drzwi pokoju. Nikogo się nie podziewał a Amy miała klucze więc wydało mu się to dziwne.
Brandon otworzył i stanął twarzą twarz z dwoma policjantami
-Brandon Bradley?- Zapytał jeden
-O co chodzi?- Kontem oka zobaczył że aniołek stoi już w korytarzu ze zdziwioną miną. On nie powinien tego oglądać ale zanim zdążył się odezwać już był skuty kajdankami
-Jesteś aresztowany za pobicie - starszy policjant wyprowadził go z domu a młodszy spojrzał na Ste z lekkim łagodnym uśmiechem
-Chcemy też twoje zeznania- zaskoczony chłopak tylko kiwnął głową. Żadne z nich niczego się nie spodziewał ale to znaczyło tylko tyle że Rob musiał wnieść oskarżenie.
A dzień zaczął się tak miło.
poniedziałek, 20 maja 2013
Rozdział 21(3)
Ste obudził się wypoczęty jak nigdy od ponad roku. Przez chwilę nawet uśmiechał się na wspomnienie snu ale wiedział że za kilka krótkich minut będzie musiał wrócić do okropnej rzeczywistości w której nie ma i nigdy już nie będzie Matt'a.
Za to poczuł coś dziwnego. Do jego nosa dochodził łagodny aromat kawy i dopiero po chwili paniki w której rozważał nawet czy nie zwariował przypomniał sobie że nie jest sam w mieszkaniu. Nie dalej jak wczoraj zaproponował pomoc mężczyźnie który przed rokiem przerażał go nachalnością i pewnością że któregoś dnia będę razem. Uśmiechnął się gorzko na te wspomnienia. To wszystko było teraz nie ważne i nawet trochę śmieszne. Ale nie mógł nie pomóc. Jemu się przecież udało. Wyszedł z życiem z wypadku którego miał nie przeżyć wiec skoro on dostał szansę to czemu nie dać jej komuś innemu.
W końcu się podniósł i zaczął ubierać. Nie ma nic innego do roboty więc po śniadaniu może wrócić z powrotem do łóżka albo wejść do wanny na długie godziny.
Brandon bardzo się starał przygotowując śniadanie. Był bardzo wdzięczny swojemu ślicznemu chłopcu i był trochę winny ostatniej nocy. Wiedział że nie powinien był tego robić ale ciałko aniołka było zbyt kuszące. On sam był zbyt kuszący. Musiał się dziś wybrać do parku czy do innych miejsc spotkań dilerów bo jeśli odpowiednio się nie naćpa może się po prostu rzucić na Ste i go brutalnie zgwałcić. Wie że byłby do tego zdolny a takiej krzywdy nie może mu zrobić. To że byłby zdolny nie znaczy że powinien nawet o tym myśleć. Czuł że robi się twardy. Wziął kilka głębokich oddechów i zamknął oczy.
Wiedział że jego ukochany za kilka minut pojawi się w kuchni i nie może mu się tak pokazać. Jeszcze nie. Może rok przerwy w realizacji planu było dobrą rzeczą. Teraz ma nawet lepszy dostęp do niego i może udawać. Może go przekonać że nie jest niebezpieczny i potrzebuje pomocy uporać się ze sobą. To drugie było prawdą ale wątpił by aniołek mógł tu coś poradzić. Nie wiedział nawet czy on sam tego chciał, chociaż może razem z powrotem ukochanego odzyska chęć do życia. Już teraz coś powoli zaczęło się w nim zmieniać. Bardzo bardzo powoli jakby czekał tylko na lekki cień uśmiechu na twarzyczce Ste. Chciał na to zasłużyć.
-Brandon?- Ste wszedł do kuchni i zobaczył mężczyznę stojącego na środku pomieszczenia z zamkniętymi oczami- Stało się coś?- Zapytał zaniepokojony
-Wszystko dobrze- spojrzał na niego- usiądź wrobiłem śniadanie... żeby podziękować....
-Nie ma sprawy- i ten uśmiech takie piękny że Brandon musiał przytrzymać się stołu żeby nie podejść i zacząć go po prostu całować do utraty tchu- po prostu chciałem pomóc. Rok temu było... w każdym razie po prostu nie mogłem patrzeć na to jak przez rok się stoczyłeś
-To był ciężki rok- zgodził się i usiadł przy stole. Ste roześmiał się nagle a mężczyzną przeszedł przyjemny dreszcz- Co cię tak śmieszy?
-Przypomniałem sobie jak się tu włamałeś i zrobiłeś jajecznice- nalał sobie kawę
-Nie był to mój najlepszy pomysł przyznaję- mężczyzna zrobił to samo
-Czemu ja?- Zapytał w końcu chłopak. To zawsze go zastanawiało wiedział że Brandon może mieć każdego
-Jesteś piękny- szepnął - ale to nie tylko o to chodzi. Poznałem cię trochę i wiem że nie chcesz tego słuchać ale wciąż jestem zainteresowany. Ale rozumiem że to za wcześnie- dodał na widok spanikowanej miny chłopca
-Chciałem wiedzieć-uśmiechnął się lekko ale też smutno- Wiesz... muszę iść dziś do szpitala. Wciąż muszę ćwiczyć nogi. Może kiedyś uda mi się znów biegać- spuścił wzrok ale nagle poczuł dużą ciepłą dłoń na swojej małej. Nie poruszył się jednak chociaż walczył ze łzami i drżeniem
-Wszystko będzie dobrze- wstał i podszedł do ukochanego- jeśli chcesz pójdę z tobą
-Proszę- i nagle przytulił się do zaskoczonego mężczyzny. Po kilku minutach gdy upewnił się że podoła zadaniu i on go objął.
Trwali tak dość długo ale dla Brandona zbyt krótko. Gdy chłopak zaczął się odsuwać nie mógł go zatrzymać mimo że bardzo by tego chciał. Widział w oczach Ste łzy i aż przygryzł wargi do krwi by nie zrobić czegoś drastycznego
-Co dokładnie robisz na tych ćwiczeniach?- Zapytał gdy wrócił na miejsce na przeciwko i zabrał się za jedzenie
-Mam masaż, chodzę jest na prawdę różnie... i czasem jeszcze boli- westchnął- ale jest dużo lepiej.
Brandon jednak przestał słuchać po tym jak aniołek wypowiedział słowo masaż. Oczami wyobraźni widział jak chłopiec leży niemal nago pod jakimś nieznanym mu mężczyzną i... nie chciał się w to zagłębiać. Nawet nie powinien ale musi coś zrobić żeby to nigdy się nie powtórzyło.
Mężczyzna widział że Ste bardzo się denerwuje gdy siedzieli w poczekalni. Fizykoterapia bywała upokarzająca i bardzo nieprzyjemna. Mimo że wszyscy tam byli bardzo mili i starali się żeby było mu dobrze. Tu jednak nigdy nie był.
-Czemu się tak denerwujesz?- Zapytał Brandon starając się sam uspokoić
-Zawsze tak mam- popatrzył na niego- na prawdę zaczekasz?
-Nie pozwolę żeby stała ci się krzywda- niemal warknął ale Ste tylko się uśmiechnął
-Cieszę się że tu ze mną jesteś. Twoja nadopiekuńczość jest... miła
-Nie prawda- mężczyzna delikatnie dotknął jego ręki- Ale przywykniesz
-Można do wszystkiego- swoją drugą dłonią przykrył rękę Brandona. Były takie inne. Mężczyzna miał silne opalone duże teraz trochę zniszczone dłonie które wspaniale byłoby czuć na ciele. Tak mógł przyznać że jest napalony chociaż minimalnie. Nie był gotowy na nic wielkiego ale był też człowiekiem. Jego własne ręce małe, delikatne i niemal białe- ale dziękuję. Chyba pomożemy sobie na wzajem- spojrzał mężczyźnie w oczy.
-Dla ciebie zrobię wszystko- Brandon przerwał połączenie bo nie mógł już tego znieść. Musiał go mieć. Kochał go jeszcze bardziej niż wcześnie i nie pozwoli żeby ktokolwiek tym razem sprzątnął mu go sprzed nosa. Przywiąże go do siebie w każdy możliwy sposób.
-Steven Hall- drzwi otworzyły się i wyszedł z nich przystojny ciemnoskóry mężczyzna
-To ja- podniósł się powoli. Nie chciał teraz patrzeć na swojego towarzysza. To mogło się źle skończyć. Brandon zresztą zacisnął rękę na jego dłoni w bolesny sposób
-Jeśli cię tknie- warknął bardzo chcąc go stąd zabrać
-Poradzę sobie- Ste posłał mu jeszcze uspokajający uśmiech. Po czym powoli zaczął się od niego oddalać. Mężczyzna był jednak trochę szybszy i zanim chłopiec zniknął za drzwiami z czekającym czarnuchem przytulił go do siebie zaciskając z żelaznych ramionach i pocałował namiętnie tylko żeby tamten widział że jest jego. I żeby przypomnieć Ste oraz sobie jak na prawdę jest miedzy nimi
-Brandon- jęknął gdy tylko udało mu się chociaż trochę odsunąć- Nie rób tego... proszę- ten przestraszony wzrok. Ale było tam coś jeszcze... może tylko cień nadziei cień uśmiechu. Może w końcu pozwoli sobie pomyśleć o kimś innym niż o zmarłym ukochanym. Wie że nie może ciągle żyć przeszłością ale jeszcze nie jest do końca na to wszystko gotowy.
-Wybacz- szepnął ale wcale nie było mu przykro. Gdyby to od niego zależało robiłby to bez przerwy. Puścił go w końcu- będę tu- warknął
-Wiem- i w końcu zniknął za drzwiami . Chciał to mieć za sobą. Być może Brandon na prawdę trochę się zmienił. Może tym razem powoli na prawdę razem pomagając sobie wyjdą na prostą. Ale on wiedział że na to potrzeba czasu i tego postara się nauczyć mężczyznę.
Za to poczuł coś dziwnego. Do jego nosa dochodził łagodny aromat kawy i dopiero po chwili paniki w której rozważał nawet czy nie zwariował przypomniał sobie że nie jest sam w mieszkaniu. Nie dalej jak wczoraj zaproponował pomoc mężczyźnie który przed rokiem przerażał go nachalnością i pewnością że któregoś dnia będę razem. Uśmiechnął się gorzko na te wspomnienia. To wszystko było teraz nie ważne i nawet trochę śmieszne. Ale nie mógł nie pomóc. Jemu się przecież udało. Wyszedł z życiem z wypadku którego miał nie przeżyć wiec skoro on dostał szansę to czemu nie dać jej komuś innemu.
W końcu się podniósł i zaczął ubierać. Nie ma nic innego do roboty więc po śniadaniu może wrócić z powrotem do łóżka albo wejść do wanny na długie godziny.
Brandon bardzo się starał przygotowując śniadanie. Był bardzo wdzięczny swojemu ślicznemu chłopcu i był trochę winny ostatniej nocy. Wiedział że nie powinien był tego robić ale ciałko aniołka było zbyt kuszące. On sam był zbyt kuszący. Musiał się dziś wybrać do parku czy do innych miejsc spotkań dilerów bo jeśli odpowiednio się nie naćpa może się po prostu rzucić na Ste i go brutalnie zgwałcić. Wie że byłby do tego zdolny a takiej krzywdy nie może mu zrobić. To że byłby zdolny nie znaczy że powinien nawet o tym myśleć. Czuł że robi się twardy. Wziął kilka głębokich oddechów i zamknął oczy.
Wiedział że jego ukochany za kilka minut pojawi się w kuchni i nie może mu się tak pokazać. Jeszcze nie. Może rok przerwy w realizacji planu było dobrą rzeczą. Teraz ma nawet lepszy dostęp do niego i może udawać. Może go przekonać że nie jest niebezpieczny i potrzebuje pomocy uporać się ze sobą. To drugie było prawdą ale wątpił by aniołek mógł tu coś poradzić. Nie wiedział nawet czy on sam tego chciał, chociaż może razem z powrotem ukochanego odzyska chęć do życia. Już teraz coś powoli zaczęło się w nim zmieniać. Bardzo bardzo powoli jakby czekał tylko na lekki cień uśmiechu na twarzyczce Ste. Chciał na to zasłużyć.
-Brandon?- Ste wszedł do kuchni i zobaczył mężczyznę stojącego na środku pomieszczenia z zamkniętymi oczami- Stało się coś?- Zapytał zaniepokojony
-Wszystko dobrze- spojrzał na niego- usiądź wrobiłem śniadanie... żeby podziękować....
-Nie ma sprawy- i ten uśmiech takie piękny że Brandon musiał przytrzymać się stołu żeby nie podejść i zacząć go po prostu całować do utraty tchu- po prostu chciałem pomóc. Rok temu było... w każdym razie po prostu nie mogłem patrzeć na to jak przez rok się stoczyłeś
-To był ciężki rok- zgodził się i usiadł przy stole. Ste roześmiał się nagle a mężczyzną przeszedł przyjemny dreszcz- Co cię tak śmieszy?
-Przypomniałem sobie jak się tu włamałeś i zrobiłeś jajecznice- nalał sobie kawę
-Nie był to mój najlepszy pomysł przyznaję- mężczyzna zrobił to samo
-Czemu ja?- Zapytał w końcu chłopak. To zawsze go zastanawiało wiedział że Brandon może mieć każdego
-Jesteś piękny- szepnął - ale to nie tylko o to chodzi. Poznałem cię trochę i wiem że nie chcesz tego słuchać ale wciąż jestem zainteresowany. Ale rozumiem że to za wcześnie- dodał na widok spanikowanej miny chłopca
-Chciałem wiedzieć-uśmiechnął się lekko ale też smutno- Wiesz... muszę iść dziś do szpitala. Wciąż muszę ćwiczyć nogi. Może kiedyś uda mi się znów biegać- spuścił wzrok ale nagle poczuł dużą ciepłą dłoń na swojej małej. Nie poruszył się jednak chociaż walczył ze łzami i drżeniem
-Wszystko będzie dobrze- wstał i podszedł do ukochanego- jeśli chcesz pójdę z tobą
-Proszę- i nagle przytulił się do zaskoczonego mężczyzny. Po kilku minutach gdy upewnił się że podoła zadaniu i on go objął.
Trwali tak dość długo ale dla Brandona zbyt krótko. Gdy chłopak zaczął się odsuwać nie mógł go zatrzymać mimo że bardzo by tego chciał. Widział w oczach Ste łzy i aż przygryzł wargi do krwi by nie zrobić czegoś drastycznego
-Co dokładnie robisz na tych ćwiczeniach?- Zapytał gdy wrócił na miejsce na przeciwko i zabrał się za jedzenie
-Mam masaż, chodzę jest na prawdę różnie... i czasem jeszcze boli- westchnął- ale jest dużo lepiej.
Brandon jednak przestał słuchać po tym jak aniołek wypowiedział słowo masaż. Oczami wyobraźni widział jak chłopiec leży niemal nago pod jakimś nieznanym mu mężczyzną i... nie chciał się w to zagłębiać. Nawet nie powinien ale musi coś zrobić żeby to nigdy się nie powtórzyło.
Mężczyzna widział że Ste bardzo się denerwuje gdy siedzieli w poczekalni. Fizykoterapia bywała upokarzająca i bardzo nieprzyjemna. Mimo że wszyscy tam byli bardzo mili i starali się żeby było mu dobrze. Tu jednak nigdy nie był.
-Czemu się tak denerwujesz?- Zapytał Brandon starając się sam uspokoić
-Zawsze tak mam- popatrzył na niego- na prawdę zaczekasz?
-Nie pozwolę żeby stała ci się krzywda- niemal warknął ale Ste tylko się uśmiechnął
-Cieszę się że tu ze mną jesteś. Twoja nadopiekuńczość jest... miła
-Nie prawda- mężczyzna delikatnie dotknął jego ręki- Ale przywykniesz
-Można do wszystkiego- swoją drugą dłonią przykrył rękę Brandona. Były takie inne. Mężczyzna miał silne opalone duże teraz trochę zniszczone dłonie które wspaniale byłoby czuć na ciele. Tak mógł przyznać że jest napalony chociaż minimalnie. Nie był gotowy na nic wielkiego ale był też człowiekiem. Jego własne ręce małe, delikatne i niemal białe- ale dziękuję. Chyba pomożemy sobie na wzajem- spojrzał mężczyźnie w oczy.
-Dla ciebie zrobię wszystko- Brandon przerwał połączenie bo nie mógł już tego znieść. Musiał go mieć. Kochał go jeszcze bardziej niż wcześnie i nie pozwoli żeby ktokolwiek tym razem sprzątnął mu go sprzed nosa. Przywiąże go do siebie w każdy możliwy sposób.
-Steven Hall- drzwi otworzyły się i wyszedł z nich przystojny ciemnoskóry mężczyzna
-To ja- podniósł się powoli. Nie chciał teraz patrzeć na swojego towarzysza. To mogło się źle skończyć. Brandon zresztą zacisnął rękę na jego dłoni w bolesny sposób
-Jeśli cię tknie- warknął bardzo chcąc go stąd zabrać
-Poradzę sobie- Ste posłał mu jeszcze uspokajający uśmiech. Po czym powoli zaczął się od niego oddalać. Mężczyzna był jednak trochę szybszy i zanim chłopiec zniknął za drzwiami z czekającym czarnuchem przytulił go do siebie zaciskając z żelaznych ramionach i pocałował namiętnie tylko żeby tamten widział że jest jego. I żeby przypomnieć Ste oraz sobie jak na prawdę jest miedzy nimi
-Brandon- jęknął gdy tylko udało mu się chociaż trochę odsunąć- Nie rób tego... proszę- ten przestraszony wzrok. Ale było tam coś jeszcze... może tylko cień nadziei cień uśmiechu. Może w końcu pozwoli sobie pomyśleć o kimś innym niż o zmarłym ukochanym. Wie że nie może ciągle żyć przeszłością ale jeszcze nie jest do końca na to wszystko gotowy.
-Wybacz- szepnął ale wcale nie było mu przykro. Gdyby to od niego zależało robiłby to bez przerwy. Puścił go w końcu- będę tu- warknął
-Wiem- i w końcu zniknął za drzwiami . Chciał to mieć za sobą. Być może Brandon na prawdę trochę się zmienił. Może tym razem powoli na prawdę razem pomagając sobie wyjdą na prostą. Ale on wiedział że na to potrzeba czasu i tego postara się nauczyć mężczyznę.
czwartek, 16 maja 2013
Rozdział 20(2)*
Brandon dawno nie obudził się w tak wygodnym łóżku.
Było mu ciepło, wygodnie, był najedzony i czysty. Spojrzał na zegarek. 2.30. Teraz już nie uśnie. Miał ogromną ochotę się napić. Albo po prostu naćpać ale nie mógł. Nie z jego słodkim aniołkiem za ścianą. A mówiąc o Ste. Chłopiec po prostu doprowadzał go do obłędu. Był taki słodki i niewinny. Taki dobry. I był tak blisko że aż bolało.
Mężczyzna wstał z cichym jęknięciem. Nie powinien dotykać ukochanego ale mógł przecież popatrzeć jak śpi.
Stał nad łóżkiem Ste i przyglądał się jak chłopiec śpi, W bladym świetle wygląda przepięknie. Zawsze wydawało mu się że będzie spał skulony w kłębek jak kot a okazało się że Ste śpi rozparty na łóżku i czyżby tylko w samych bokserkach. Musiał to zobaczyć. Penis boleśnie dopominał się uwagi więc spuścił delikatnie spodnie i obnażył imponujący pulsujący z podniecenia członek i powoli zaczął zsuwać koc z pięknego ciała.
Ste czekał na łóżku aż jego kochanek w końcu przestanie go torturować i podszedł do niego. Już miał wstać gdy Matt znalazł się przed nim i delikatnie dotknął jego policzka
-Wszystko w swoim czasie- zapewnił i pchnął go na posłanie. Zanim Ste zdążył zaprotestować nakrył jego ciało własnym i zaczął powoli całować ocierając się niespiesznie.
Brandon nie pomylił się zbytnio. Chłopiec spał tylko w bokserkach. Ukląkł na dużym łóżku tuż obok niego i tylko opuszkami palców. Jakby bał się że go obudzi, czy jakby miał zniknąć tuż z przed jego oczu. Dotknął bladego miękkiego policzka. Taki wspaniały. Erekcja jeszcze nigdy nie była tak bolesna dlatego przymknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów. Po czym raz jeszcze go dotknął. To było silniejsze od niego.
Ste jęknął gdy dłoń starszego chłopaka przesunęła się po jego klatce piersiowej. Matt uśmiechnął się tyko i polizał jego szyję
-Piękny- szepnął mu do ucha- A teraz spokojnie. Wszystkim się zajmę- raz jeszcze spojrzał mu w oczy i nagle jego silna dłoń przeniosła się na jego nabrzmiałego penisa. Jęknął i wygiął ciało w łuk żeby być bliżej tego wspaniałego uczucia. Zwinny język wsunął się w jego ciepłe chętne usta.
Mężczyzna gdy usłyszał z ust ukochanego kilka jęków rozkoszy ośmielił się nieco i przesunął rękę na klatkę piersiową zatrzymując się przez chwile na twardniejących coraz ciemniejszych guziczkach. Pochylił głowę i musnął lewy sutek koniuszkiem języka. Ste przysunął się do niego i Brandon aż jęknął gdy penis chłopca niestety ukryty pod cienkim materiałem otarł się o jego nogę. On sam był sekundy od dojścia. Potężnego orgazmu jakiego nigdy nie miał. Zagryzł wargi aż do krwi i znów skupił się na chłopcu.
Matt postanowił go tej nocy poddać wymyślnym torturom i to z uśmiechem na twarzy. On sam wił się i jęczał pod jego sprawnymi rękami i językiem. Był na granicy płaczu. Już otworzył usta żeby błagać gdy ukochany w końcu ulitował się nad nim i wziął go w usta. Tym razem krzyknął i gdyby nie silne dłonie przytrzymujące jego biodra sam nadałby szalone tępo pieszczocie. Matt miał jednak inne plany i bardzo powoli lizał jego purpurowy już niemal gotowy członek. Jemu nie pozostało nic innego jak tylko jęknąć i opaść wygodnie na poduszkę. I oczywiści cieszyć się z tego co w końcu się dzieje. Chociaż z każdą sekundą chciał więcej i więcej.
Brandon tylko przez chwilę zastanawiał się czy to dobry pomysł. Ale jakikolwiek rozsądek przysłoniły mu słodkie jęki i mruczenia chłopca. Zdawał sobie sprawy że Ste śni ale to nu nie przeszkadzało. Nie ośmielił się jednak wsunąć ręki pod bokserki. Nie było to konieczne. Wystarczyło mu że dotknął nabrzmiały dość duży penis ukochanego przez materiał. Musiał być ostrożny i taki starał się być. Opuszkami palców niespiesznie starając się powstrzymać pieścił ciało ukochanego. Tą jedną z nietkniętych części.
-Matt!- Krzyknął gdy poczuł na swoim penisie delikatne ugryzienie. I rękę ściskającą jądra.
-Ci... oddychaj to jeszcze nie koniec- wymruczał i zaczął ssać coraz bardziej zapalczywie. Przez głowę Ste przeszła myśl że ukochany chciał go po prostu zabić. Ale sposób zejścia z tego świata był wspaniały i nie zamieniłby go na inny. Zamknął oczy gdy nagle poczuł palec który pieści delikatnie bardzo ostrożnie jego wejście. Tego nie mógł już znieść. I doszedłby gdyby nie silna ręka zapleciona na jego członku
-Poczekaj malutki- i znów pocałunek. Zasmakował samego siebie na wargach kochanka a to było jeszcze bardziej podniecające niż cokolwiek innego- Już?- Zapytał patrząc mu w oczy
-T..tak- jęknął i wziął kilka uspokajających oddechów. Matt znów rozpoczął pieszczotę teraz jeszcze bawiąc się jego wejściem. Niespiesznie, nie nachalnie. Tak jak najlepszy kochanek.
Czuł jak penis chłopca drży pod jego dotykiem. On sam był spocony. Po dolnej wardze spływała cienka stróżka krwi. Wolna ręka ściskała ramę łóżka tak boleśnie że zesztywniała. Musiał być ostrożny. Mimo swojego wielkiego podniecenia i ochoty nie dopuści się gwałtu na śpiącym pięknym ukochanym chłopcu. W końcu dostanie to czego chce.
Jak na razie to musiało mu wystarczyć. Nabrał jednak śmiałości i ścisnął mocniej erekcje. Czuł że Ste jest blisko. Mimo że sam jeszcze nie doszedł zapach sexu był obezwładniający. Był niemal namacalny. Aniołek jęknął i wypuścił powietrze. Po czym uniósł biodra. I bokserki zsunęły się ukazując czubek pulsującego lepkiego penisa. To był koniec. Musiał po prostu musiał do dotknąć. Tylko palcem, tylko koniuszkiem. Bardzo delikatnie. To właśnie zrobił. Ostrożnie patrząc na twarz Ste żeby przypadkiem mimo wszystko nie obudzić. Kilka kropel spermy która już wyciekała z członka chłopca pachniała tak słodko ze musiał zdobyć więcej. Nie ośmielił się jednak zrobić niczego więcej. Po prostu pieścił dalej bardzo delikatnie ale i coraz szybciej. Dojdą razem nawet jeśli będzie go to miało zabić.
Matt wsunął koniuszek palca w ciasny gorący otwór i Ste nie mógł już tego znieść. Jego ciało raz jeszcze wygięło się w łuk zacisnął oczy i doszedł gwałtownie ale zanim emocje opadły poczuł gorące usta na swoich i wiedział że to jeszcze nie koniec tej wspaniałej nocy.
W końcu ciało obok zaczęło drżeć i to był dla niego znak. Na jego dłoń i bokserki chłopca rozlało się ciepłe nasienie. On sam wstał szybko bardzo szybko i doszedł oblewając własne spodnie i uda. Oddychał głęboko. Ciężko. Nogi miał jak z ołowiu ale jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy. To było wspaniałe. Przez zamglone oczy spojrzał na łóżko. Słodki uśmiech wpełzł na piękną twarzyczkę i chłopiec zwinął się w kłębek. Powoli podszedł do łóżka i okrył z troską ciałko. Raz jeszcze pochylił się nad nim i musnął delikatnie wargami jasne włoski.
-Jesteś mój kochany i sprawie byś to wiedział- szepnął jeszcze i powoli zmierzał do wyjścia. Był zmęczony a nie mógł tu zasnąć nawet jeśli bardzo chciał wziąć ukochanego w ramiona. Usłyszał jeszcze cichy chichot gdy zamykał drzwi sypialni. Musiał wejść pod prysznic. Znów był zaczął się podniecać. No i powinien się umyć. Przyłożył prawą dłoń do ust i pocałował palce na których wciąż jeszcze czuł ukochanego. Na jakiś czas to wspomnienie wystarczy by zapewnić mu spokojnie przespane noce. A później będzie już tylko lepiej. Bo przekona chłopca do siebie i nie będzie się czuł po wszystkim jak kryminalista.
###############################################################################
Kochani proszę o komentarze i to jak najwięcej. Miało wyjść gorąco i psychopatycznie, ale sami oceńcie. Czekam na 10 wpisów:)
Było mu ciepło, wygodnie, był najedzony i czysty. Spojrzał na zegarek. 2.30. Teraz już nie uśnie. Miał ogromną ochotę się napić. Albo po prostu naćpać ale nie mógł. Nie z jego słodkim aniołkiem za ścianą. A mówiąc o Ste. Chłopiec po prostu doprowadzał go do obłędu. Był taki słodki i niewinny. Taki dobry. I był tak blisko że aż bolało.
Mężczyzna wstał z cichym jęknięciem. Nie powinien dotykać ukochanego ale mógł przecież popatrzeć jak śpi.
Stał nad łóżkiem Ste i przyglądał się jak chłopiec śpi, W bladym świetle wygląda przepięknie. Zawsze wydawało mu się że będzie spał skulony w kłębek jak kot a okazało się że Ste śpi rozparty na łóżku i czyżby tylko w samych bokserkach. Musiał to zobaczyć. Penis boleśnie dopominał się uwagi więc spuścił delikatnie spodnie i obnażył imponujący pulsujący z podniecenia członek i powoli zaczął zsuwać koc z pięknego ciała.
Ste czekał na łóżku aż jego kochanek w końcu przestanie go torturować i podszedł do niego. Już miał wstać gdy Matt znalazł się przed nim i delikatnie dotknął jego policzka
-Wszystko w swoim czasie- zapewnił i pchnął go na posłanie. Zanim Ste zdążył zaprotestować nakrył jego ciało własnym i zaczął powoli całować ocierając się niespiesznie.
Brandon nie pomylił się zbytnio. Chłopiec spał tylko w bokserkach. Ukląkł na dużym łóżku tuż obok niego i tylko opuszkami palców. Jakby bał się że go obudzi, czy jakby miał zniknąć tuż z przed jego oczu. Dotknął bladego miękkiego policzka. Taki wspaniały. Erekcja jeszcze nigdy nie była tak bolesna dlatego przymknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów. Po czym raz jeszcze go dotknął. To było silniejsze od niego.
Ste jęknął gdy dłoń starszego chłopaka przesunęła się po jego klatce piersiowej. Matt uśmiechnął się tyko i polizał jego szyję
-Piękny- szepnął mu do ucha- A teraz spokojnie. Wszystkim się zajmę- raz jeszcze spojrzał mu w oczy i nagle jego silna dłoń przeniosła się na jego nabrzmiałego penisa. Jęknął i wygiął ciało w łuk żeby być bliżej tego wspaniałego uczucia. Zwinny język wsunął się w jego ciepłe chętne usta.
Mężczyzna gdy usłyszał z ust ukochanego kilka jęków rozkoszy ośmielił się nieco i przesunął rękę na klatkę piersiową zatrzymując się przez chwile na twardniejących coraz ciemniejszych guziczkach. Pochylił głowę i musnął lewy sutek koniuszkiem języka. Ste przysunął się do niego i Brandon aż jęknął gdy penis chłopca niestety ukryty pod cienkim materiałem otarł się o jego nogę. On sam był sekundy od dojścia. Potężnego orgazmu jakiego nigdy nie miał. Zagryzł wargi aż do krwi i znów skupił się na chłopcu.
Matt postanowił go tej nocy poddać wymyślnym torturom i to z uśmiechem na twarzy. On sam wił się i jęczał pod jego sprawnymi rękami i językiem. Był na granicy płaczu. Już otworzył usta żeby błagać gdy ukochany w końcu ulitował się nad nim i wziął go w usta. Tym razem krzyknął i gdyby nie silne dłonie przytrzymujące jego biodra sam nadałby szalone tępo pieszczocie. Matt miał jednak inne plany i bardzo powoli lizał jego purpurowy już niemal gotowy członek. Jemu nie pozostało nic innego jak tylko jęknąć i opaść wygodnie na poduszkę. I oczywiści cieszyć się z tego co w końcu się dzieje. Chociaż z każdą sekundą chciał więcej i więcej.
Brandon tylko przez chwilę zastanawiał się czy to dobry pomysł. Ale jakikolwiek rozsądek przysłoniły mu słodkie jęki i mruczenia chłopca. Zdawał sobie sprawy że Ste śni ale to nu nie przeszkadzało. Nie ośmielił się jednak wsunąć ręki pod bokserki. Nie było to konieczne. Wystarczyło mu że dotknął nabrzmiały dość duży penis ukochanego przez materiał. Musiał być ostrożny i taki starał się być. Opuszkami palców niespiesznie starając się powstrzymać pieścił ciało ukochanego. Tą jedną z nietkniętych części.
-Matt!- Krzyknął gdy poczuł na swoim penisie delikatne ugryzienie. I rękę ściskającą jądra.
-Ci... oddychaj to jeszcze nie koniec- wymruczał i zaczął ssać coraz bardziej zapalczywie. Przez głowę Ste przeszła myśl że ukochany chciał go po prostu zabić. Ale sposób zejścia z tego świata był wspaniały i nie zamieniłby go na inny. Zamknął oczy gdy nagle poczuł palec który pieści delikatnie bardzo ostrożnie jego wejście. Tego nie mógł już znieść. I doszedłby gdyby nie silna ręka zapleciona na jego członku
-Poczekaj malutki- i znów pocałunek. Zasmakował samego siebie na wargach kochanka a to było jeszcze bardziej podniecające niż cokolwiek innego- Już?- Zapytał patrząc mu w oczy
-T..tak- jęknął i wziął kilka uspokajających oddechów. Matt znów rozpoczął pieszczotę teraz jeszcze bawiąc się jego wejściem. Niespiesznie, nie nachalnie. Tak jak najlepszy kochanek.
Czuł jak penis chłopca drży pod jego dotykiem. On sam był spocony. Po dolnej wardze spływała cienka stróżka krwi. Wolna ręka ściskała ramę łóżka tak boleśnie że zesztywniała. Musiał być ostrożny. Mimo swojego wielkiego podniecenia i ochoty nie dopuści się gwałtu na śpiącym pięknym ukochanym chłopcu. W końcu dostanie to czego chce.
Jak na razie to musiało mu wystarczyć. Nabrał jednak śmiałości i ścisnął mocniej erekcje. Czuł że Ste jest blisko. Mimo że sam jeszcze nie doszedł zapach sexu był obezwładniający. Był niemal namacalny. Aniołek jęknął i wypuścił powietrze. Po czym uniósł biodra. I bokserki zsunęły się ukazując czubek pulsującego lepkiego penisa. To był koniec. Musiał po prostu musiał do dotknąć. Tylko palcem, tylko koniuszkiem. Bardzo delikatnie. To właśnie zrobił. Ostrożnie patrząc na twarz Ste żeby przypadkiem mimo wszystko nie obudzić. Kilka kropel spermy która już wyciekała z członka chłopca pachniała tak słodko ze musiał zdobyć więcej. Nie ośmielił się jednak zrobić niczego więcej. Po prostu pieścił dalej bardzo delikatnie ale i coraz szybciej. Dojdą razem nawet jeśli będzie go to miało zabić.
Matt wsunął koniuszek palca w ciasny gorący otwór i Ste nie mógł już tego znieść. Jego ciało raz jeszcze wygięło się w łuk zacisnął oczy i doszedł gwałtownie ale zanim emocje opadły poczuł gorące usta na swoich i wiedział że to jeszcze nie koniec tej wspaniałej nocy.
W końcu ciało obok zaczęło drżeć i to był dla niego znak. Na jego dłoń i bokserki chłopca rozlało się ciepłe nasienie. On sam wstał szybko bardzo szybko i doszedł oblewając własne spodnie i uda. Oddychał głęboko. Ciężko. Nogi miał jak z ołowiu ale jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy. To było wspaniałe. Przez zamglone oczy spojrzał na łóżko. Słodki uśmiech wpełzł na piękną twarzyczkę i chłopiec zwinął się w kłębek. Powoli podszedł do łóżka i okrył z troską ciałko. Raz jeszcze pochylił się nad nim i musnął delikatnie wargami jasne włoski.
-Jesteś mój kochany i sprawie byś to wiedział- szepnął jeszcze i powoli zmierzał do wyjścia. Był zmęczony a nie mógł tu zasnąć nawet jeśli bardzo chciał wziąć ukochanego w ramiona. Usłyszał jeszcze cichy chichot gdy zamykał drzwi sypialni. Musiał wejść pod prysznic. Znów był zaczął się podniecać. No i powinien się umyć. Przyłożył prawą dłoń do ust i pocałował palce na których wciąż jeszcze czuł ukochanego. Na jakiś czas to wspomnienie wystarczy by zapewnić mu spokojnie przespane noce. A później będzie już tylko lepiej. Bo przekona chłopca do siebie i nie będzie się czuł po wszystkim jak kryminalista.
###############################################################################
Kochani proszę o komentarze i to jak najwięcej. Miało wyjść gorąco i psychopatycznie, ale sami oceńcie. Czekam na 10 wpisów:)
poniedziałek, 13 maja 2013
Rozdział 19(1)
W miarę jak Ste zbliżał się do ulicy którą opuścił rok temu po śmierci ukochanego mężczyzny tym bardziej miał wrażenie że tutaj czas całkiem się zatrzymał. Właściwie gdyby nie to że widział jak ładnie rośnie Luke to dla niego minęłoby tylko kilka dni.
Wciąż jeszcze musiał używać kuli bo nogi nie powróciły do wcześniejszego stanu i może już nigdy nie powrócą. Jeszcze do tej pory śnił mu się tamten wypadek i tak na prawdę nie chciał wychodzić z bardzo wygodnego stanu żałoby ale gdzieś tam w jego umyśle narodziła się myśl, że Matt nie chciałby żeby spędził resztę życia zamknięty w pokoju tak jak upłynęło mu 4 pierwsze miesiące po wyjeździe.
Długo też zastanawiał się nad powrotem. Równie dobrze mógł przecież zostać polubił tamtą okolice. Tylko że tu coś go ciągnęło.
Był wdzięczny Amy i jej narzeczonemu Kevin'owi za to że doprowadzili mieszkanie do porządku i wymówili je lokatorom jeszcze przed jego przyjazdem. Nie miał na to siły. Jeszcze jedna rzecz zmieniła się tego roku. Greg w końcu poznał dziewczynę swoich marzeń i za namową Ste postanowił zostać jeszcze jakiś czas a później sprowadzić ją do nich. Żeby poznała wszystkich i chłopak był niemal pewny że przyjaciel chcę się oświadczyć. To miało swoje dobre strony i na prawdę cieszył się szczęściem Greg'a co nie znaczy że miał siłę to wszystko oglądać.
Ciągle bardzo tęsknił i to uczucie prawdopodobnie już nigdy go nie opuści. Na szczęście bolało znacznie mniej.
Stanął w końcu przed swoim starym mieszkaniem. Przyjaciółka przysięgała mu niemal że doprowadzili wszystko do poprzedniego stanu ale z lekkim uśmiechem na twarzy bardzo w to powątpiewał. Nikt nie byłby w stanie odtworzyć systemu chaosu wprowadzonego przez Greg'a on sam mimo że mieszkał z nim od kilku lat się w tym gubił. Nie mniej jednak dobrze było wrócić do siebie. Z jakiegoś powodu tutaj czuł się znacznie lepiej niż tam. Może dlatego że wciąż czuł obecność Matt'a nie tylko w miasteczku ale przede wszystkim tu obok mieszkania. Jakby miał się tu nagle pojawić i swoim zwyczajem porwać go w ramiona.
Samotna łza spłynęła mu po policzku i w końcu przekręcił klucz w zamku.
Brandon obudził się gdy jakiś dzieciak rzucił w jego stronę butelką. Nienawidził spać na ławce w parku ale nie miał innego wyjścia.
Wszystkie katastrofy w jego życiu zaczęły się zaraz po tym jak jego aniołek zniknął z miasta. Najpierw jakiś jego uczeń oskarżył go o molestowanie przez co stracił pracę. Po czym nie mógł już przestać pić i przez jakiś czas też ciągle chodził naćpany. Stracił również w końcu najlepszego przyjaciela który ciągle starał mu się mimo wszystko pomóc ale zarówno on jak i jego siostra wyprowadzili się z miasta. I nie miał im tego za złe. Gdyby mógł sam by to zrobił. Nie miał jednak ani pieniędzy ani motywacji. Wciąż czekał na swojego ślicznego chłopca. Wiedział że któregoś dnie znów się pojawi a on musi tu być żeby już nikt nigdy go nie dotknął. Jeszcze jednego rywala by nie zniósł. Ste w końcu będzie jego.
Gdy zniknął przez miesiąc może dwa śledził jego przyjaciółkę i starał się na wszystkie sposoby zdobyć wiedzę o tym gdzie jest. Nic to jednak nie dało.
Na ulicy mieszkał od 4 miesięcy. Teraz wiedział że jest na dnie ale nie to było najważniejsze. Nigdy nie wyglądał tak okropnie. Miał na sobie poszarpane brudne ubranie. Sam śmierdział i zaczął już wątpić że kiedyś dokładnie się umyje. Zresztą przecież nie miał gdzie. Wiedział też że robi się głodny ale na to pomagała wódka. Niestety żeby ją zdobyć musiał się w końcu stąd ruszyć.
Wstał i poczuł że każdy mięsień i każda kość boli go niemiłosiernie. Mimo wszystko ruszył walnym krokiem w stronę miasta. Pod dom Ste. Tylko to jeszcze trzymało go przy zdrowych zmysłach. To i sny piękne wizje w których miał chłopca obok i w których aniołek ma wszystko na co chłopiec zasługuje. To jednak nigdy już się nie zdarzy. Nie w takim stanie.
Mężczyzna zdziwił się bardzo gdy zobaczył że drzwi mieszkania są otwarte. Owszem wiedział o lokatorach tak sam jak wiedział że już ich nie ma. Więc może ktoś się tam włamał. Sam przez dwa pierwsze tygodnie gdy nikogo tu jeszcze nie było spędzał tam każdą wolną chwilę.
Już miał wejść do środka gdy w drzwiach pojawił się śliczny blondynek. Ten rok przez który się nie widzieli wcale go nie zmienił. Brandon zobaczył jednak że piękne błękitne oczy są teraz jakby ciemniejsze i chłopiec opiera się na drewnianej lasce. Mimo wszystko jak i za pierwszym razem zaparło mu dech w piersiach a jego członek drgnął. Ste powrócił i widocznie był sam.
Gdyby był taki jak wcześniej od razu podszedłby do ukochanego i wziął w ramiona. To jednak nie było możliwe. Na razie mógł tylko patrzeć.
I nie zobaczył że chłopiec zbliża się powoli do niego. Nie poznał go. Czemu wcale się nie dziwił. On sam się nie poznawał dlatego też przestał przyglądać się własnemu odbiciu
-Proszę pana- ten piękny cichy głos. Który nawet po roku dźwięczał mu w uszach. A teraz słyszał go na prawdę. Pochylił głowę
-Tak?- Wychrypiał
-Może mi pan pomóc?- Zapytał. Brandon zdał sobie sprawę że Ste się nie boi. A przecież mógł trafić na każdego innego menela. Oczywiście do tego on sam by nie dopuścił ale tego ukochany nie wiedział.
-Jesteś pewny?- Zapytał teraz już pewniejszym głosem
-Tak.. ja zapłacę- zarumienił się lekko i spuścił wzrok
-Jeśli dasz mi coś do jedzenia zrobię co zechcesz... a jeśli to nie duży problem nie kąpałem się od jakiegoś czasu...- mężczyzna zdał sobie sprawę z tego że był na czyjejś łasce. I to na łasce swojego ślicznego aniołka. Życie było przewrotne
-Dobrze- uśmiechnął się do niego i zaczął iść w stronę mieszkania. Brandon podszedł za nim.
Okazało się że Ste ma problemy z przesuwaniem mebli w swojej sypialni. Sam nie mówił niemal nic a mężczyzna nie pytał. Wykonywał tylko polecenia raz po raz zerkając na chłopca. Czy to możliwe że stał się jeszcze piękniejszy. Tak mu się właśnie wydawało.
Po 40 minutach skończył. I stał na środku sypialni czekając
-Tam jest łazienka- wskazał drzwi na korytarzu- a ja zrobię panu coś do jedzenia... zapiekanka może być?- Jeszcze jeden uśmiech.
-To twój dom- powiedział i poszedł w stronę upragnionego pomieszczenia. Musiał ukoić swoją żądze. Za wszelką cenę nie mógł go teraz wystraszyć. Nie było go na to stać.
Wyszedł spod prysznica dopiero grubo ponad godzinę później. Wykąpany czuł się dużo pewniej. Lepiej i jakby młodziej. Stał teraz w drzwiach kuchni i bez słowa niemal bez oddech przyglądał się ukochanemu. Ten stał odwrócony do niego i mimo laski poruszał się bardzo pewnie.
-Wie pan....- głos Ste zamarł gdy zobaczył kto stoi w progu jego własnej kuchni. Czysty i z lekkim uśmiechem- Brandon- jęknął
-Witaj malutki- wszedł do środka i usiadł na krześle- dziękuję ci za to
-Co się stało?- Zapytał podając mu ciepłe jedzenie i kubek mocnej czarnej kawy
-To długa historia- zanim zacznie mówić musi coś zjeść dlatego też na jakiś czas nie zwracał na ukochanego uwagi. Dopiero po jakimś czasie podniósł na niego wzrok- I nie ważna.
-Ale...- zaczął niepewnie po czym westchnął- zostań tu- nie patrzył na mężczyznę
-Słucham?- Brandon nie mógł uwierzyć w to co słyszy
-Rok temu miałem wypadek... i wyszedłem z niego niemal cało... dostałem szansę i chcę... muszę jakoś się odwdzięczyć... dobry uczynek....
-Rozumiem- to było lepsze niż nic. I mężczyzna rozpromienił się- kiedyś powiem ci co się stało- wstał i zabrał brudne naczynia
-Jeśli chcesz...- i chłopiec wstał- przygotuję ci drugi pokój. Brandon....
-Będę grzeczny- obiecał ale już wiedział że tego nie dotrzyma. Nie gdy jest tak blisko ukochanego. Teraz ma szansę i nie zmarnuje jej już nigdy. Nagle zachciało mu się pić. Tak bardzo potrzebował alkoholu że aż musiał podeprzeć się o blat żeby nie upaść. Wiedział że będzie ciężko ale aniołek dał mu nadzieje. Uśmiechnął się lekko i poszedł w stronę pokoju. Powinien mu teraz pomóc. Przecież wie że nogi jeszcze nie całkiem mu się zagoiły. Brandon nie lubił być bezsilny a taki był przez ostatnie miesiące tracąc wszystko. Teraz będzie inaczej. Ma chłopca obok i nikt inny już się do niego nie zbliży. Tylko musi działać ostrożnie i inaczej niż ostatnio.
Wciąż jeszcze musiał używać kuli bo nogi nie powróciły do wcześniejszego stanu i może już nigdy nie powrócą. Jeszcze do tej pory śnił mu się tamten wypadek i tak na prawdę nie chciał wychodzić z bardzo wygodnego stanu żałoby ale gdzieś tam w jego umyśle narodziła się myśl, że Matt nie chciałby żeby spędził resztę życia zamknięty w pokoju tak jak upłynęło mu 4 pierwsze miesiące po wyjeździe.
Długo też zastanawiał się nad powrotem. Równie dobrze mógł przecież zostać polubił tamtą okolice. Tylko że tu coś go ciągnęło.
Był wdzięczny Amy i jej narzeczonemu Kevin'owi za to że doprowadzili mieszkanie do porządku i wymówili je lokatorom jeszcze przed jego przyjazdem. Nie miał na to siły. Jeszcze jedna rzecz zmieniła się tego roku. Greg w końcu poznał dziewczynę swoich marzeń i za namową Ste postanowił zostać jeszcze jakiś czas a później sprowadzić ją do nich. Żeby poznała wszystkich i chłopak był niemal pewny że przyjaciel chcę się oświadczyć. To miało swoje dobre strony i na prawdę cieszył się szczęściem Greg'a co nie znaczy że miał siłę to wszystko oglądać.
Ciągle bardzo tęsknił i to uczucie prawdopodobnie już nigdy go nie opuści. Na szczęście bolało znacznie mniej.
Stanął w końcu przed swoim starym mieszkaniem. Przyjaciółka przysięgała mu niemal że doprowadzili wszystko do poprzedniego stanu ale z lekkim uśmiechem na twarzy bardzo w to powątpiewał. Nikt nie byłby w stanie odtworzyć systemu chaosu wprowadzonego przez Greg'a on sam mimo że mieszkał z nim od kilku lat się w tym gubił. Nie mniej jednak dobrze było wrócić do siebie. Z jakiegoś powodu tutaj czuł się znacznie lepiej niż tam. Może dlatego że wciąż czuł obecność Matt'a nie tylko w miasteczku ale przede wszystkim tu obok mieszkania. Jakby miał się tu nagle pojawić i swoim zwyczajem porwać go w ramiona.
Samotna łza spłynęła mu po policzku i w końcu przekręcił klucz w zamku.
Brandon obudził się gdy jakiś dzieciak rzucił w jego stronę butelką. Nienawidził spać na ławce w parku ale nie miał innego wyjścia.
Wszystkie katastrofy w jego życiu zaczęły się zaraz po tym jak jego aniołek zniknął z miasta. Najpierw jakiś jego uczeń oskarżył go o molestowanie przez co stracił pracę. Po czym nie mógł już przestać pić i przez jakiś czas też ciągle chodził naćpany. Stracił również w końcu najlepszego przyjaciela który ciągle starał mu się mimo wszystko pomóc ale zarówno on jak i jego siostra wyprowadzili się z miasta. I nie miał im tego za złe. Gdyby mógł sam by to zrobił. Nie miał jednak ani pieniędzy ani motywacji. Wciąż czekał na swojego ślicznego chłopca. Wiedział że któregoś dnie znów się pojawi a on musi tu być żeby już nikt nigdy go nie dotknął. Jeszcze jednego rywala by nie zniósł. Ste w końcu będzie jego.
Gdy zniknął przez miesiąc może dwa śledził jego przyjaciółkę i starał się na wszystkie sposoby zdobyć wiedzę o tym gdzie jest. Nic to jednak nie dało.
Na ulicy mieszkał od 4 miesięcy. Teraz wiedział że jest na dnie ale nie to było najważniejsze. Nigdy nie wyglądał tak okropnie. Miał na sobie poszarpane brudne ubranie. Sam śmierdział i zaczął już wątpić że kiedyś dokładnie się umyje. Zresztą przecież nie miał gdzie. Wiedział też że robi się głodny ale na to pomagała wódka. Niestety żeby ją zdobyć musiał się w końcu stąd ruszyć.
Wstał i poczuł że każdy mięsień i każda kość boli go niemiłosiernie. Mimo wszystko ruszył walnym krokiem w stronę miasta. Pod dom Ste. Tylko to jeszcze trzymało go przy zdrowych zmysłach. To i sny piękne wizje w których miał chłopca obok i w których aniołek ma wszystko na co chłopiec zasługuje. To jednak nigdy już się nie zdarzy. Nie w takim stanie.
Mężczyzna zdziwił się bardzo gdy zobaczył że drzwi mieszkania są otwarte. Owszem wiedział o lokatorach tak sam jak wiedział że już ich nie ma. Więc może ktoś się tam włamał. Sam przez dwa pierwsze tygodnie gdy nikogo tu jeszcze nie było spędzał tam każdą wolną chwilę.
Już miał wejść do środka gdy w drzwiach pojawił się śliczny blondynek. Ten rok przez który się nie widzieli wcale go nie zmienił. Brandon zobaczył jednak że piękne błękitne oczy są teraz jakby ciemniejsze i chłopiec opiera się na drewnianej lasce. Mimo wszystko jak i za pierwszym razem zaparło mu dech w piersiach a jego członek drgnął. Ste powrócił i widocznie był sam.
Gdyby był taki jak wcześniej od razu podszedłby do ukochanego i wziął w ramiona. To jednak nie było możliwe. Na razie mógł tylko patrzeć.
I nie zobaczył że chłopiec zbliża się powoli do niego. Nie poznał go. Czemu wcale się nie dziwił. On sam się nie poznawał dlatego też przestał przyglądać się własnemu odbiciu
-Proszę pana- ten piękny cichy głos. Który nawet po roku dźwięczał mu w uszach. A teraz słyszał go na prawdę. Pochylił głowę
-Tak?- Wychrypiał
-Może mi pan pomóc?- Zapytał. Brandon zdał sobie sprawę że Ste się nie boi. A przecież mógł trafić na każdego innego menela. Oczywiście do tego on sam by nie dopuścił ale tego ukochany nie wiedział.
-Jesteś pewny?- Zapytał teraz już pewniejszym głosem
-Tak.. ja zapłacę- zarumienił się lekko i spuścił wzrok
-Jeśli dasz mi coś do jedzenia zrobię co zechcesz... a jeśli to nie duży problem nie kąpałem się od jakiegoś czasu...- mężczyzna zdał sobie sprawę z tego że był na czyjejś łasce. I to na łasce swojego ślicznego aniołka. Życie było przewrotne
-Dobrze- uśmiechnął się do niego i zaczął iść w stronę mieszkania. Brandon podszedł za nim.
Okazało się że Ste ma problemy z przesuwaniem mebli w swojej sypialni. Sam nie mówił niemal nic a mężczyzna nie pytał. Wykonywał tylko polecenia raz po raz zerkając na chłopca. Czy to możliwe że stał się jeszcze piękniejszy. Tak mu się właśnie wydawało.
Po 40 minutach skończył. I stał na środku sypialni czekając
-Tam jest łazienka- wskazał drzwi na korytarzu- a ja zrobię panu coś do jedzenia... zapiekanka może być?- Jeszcze jeden uśmiech.
-To twój dom- powiedział i poszedł w stronę upragnionego pomieszczenia. Musiał ukoić swoją żądze. Za wszelką cenę nie mógł go teraz wystraszyć. Nie było go na to stać.
Wyszedł spod prysznica dopiero grubo ponad godzinę później. Wykąpany czuł się dużo pewniej. Lepiej i jakby młodziej. Stał teraz w drzwiach kuchni i bez słowa niemal bez oddech przyglądał się ukochanemu. Ten stał odwrócony do niego i mimo laski poruszał się bardzo pewnie.
-Wie pan....- głos Ste zamarł gdy zobaczył kto stoi w progu jego własnej kuchni. Czysty i z lekkim uśmiechem- Brandon- jęknął
-Witaj malutki- wszedł do środka i usiadł na krześle- dziękuję ci za to
-Co się stało?- Zapytał podając mu ciepłe jedzenie i kubek mocnej czarnej kawy
-To długa historia- zanim zacznie mówić musi coś zjeść dlatego też na jakiś czas nie zwracał na ukochanego uwagi. Dopiero po jakimś czasie podniósł na niego wzrok- I nie ważna.
-Ale...- zaczął niepewnie po czym westchnął- zostań tu- nie patrzył na mężczyznę
-Słucham?- Brandon nie mógł uwierzyć w to co słyszy
-Rok temu miałem wypadek... i wyszedłem z niego niemal cało... dostałem szansę i chcę... muszę jakoś się odwdzięczyć... dobry uczynek....
-Rozumiem- to było lepsze niż nic. I mężczyzna rozpromienił się- kiedyś powiem ci co się stało- wstał i zabrał brudne naczynia
-Jeśli chcesz...- i chłopiec wstał- przygotuję ci drugi pokój. Brandon....
-Będę grzeczny- obiecał ale już wiedział że tego nie dotrzyma. Nie gdy jest tak blisko ukochanego. Teraz ma szansę i nie zmarnuje jej już nigdy. Nagle zachciało mu się pić. Tak bardzo potrzebował alkoholu że aż musiał podeprzeć się o blat żeby nie upaść. Wiedział że będzie ciężko ale aniołek dał mu nadzieje. Uśmiechnął się lekko i poszedł w stronę pokoju. Powinien mu teraz pomóc. Przecież wie że nogi jeszcze nie całkiem mu się zagoiły. Brandon nie lubił być bezsilny a taki był przez ostatnie miesiące tracąc wszystko. Teraz będzie inaczej. Ma chłopca obok i nikt inny już się do niego nie zbliży. Tylko musi działać ostrożnie i inaczej niż ostatnio.
wtorek, 7 maja 2013
Rozdział 18
Trzy tygodnie później Ste fizycznie czuł się lepiej. Rany, złamania i otarcia goiły się zaskakująco dobrze ale on sam był w okropnym stanie i prawie się nie odzywał. Patrzył tylko w okno.
Przyjaciele odwiedzali go każdego dnia i starali się ze wszystkich sił polepszyć mu jakoś nastrój nic jednak nie działało.
Brandon przychodził gdy nikogo innego już nie było i zwykle zostawał a całe noce. Wiedział że nawet jego siostra raz czy dwa odwiedziła chłopca. Gdy przy nim siedział nic nie mówił. Często miał wrażenie że Ste nie jest nawet świadomy jego obecności ale on cieszył się że wygląda coraz lepiej. Wciąż jeszcze obwiniał Matt'a za tamten wypadek mimo że policja i wszyscy inni byli pewni, że zawinił tamten kierowca i Brandon wcale nie był zadowolony z tego że nie żyje. Sam chciał wymierzyć sprawiedliwość.
Pił teraz jeszcze więcej i nie przychodził już do pracy ku uciesze uczniów. Gdy był w domu zamykał się u siebie. Chodził naćpany i uprawiał więcej sexu niż kiedykolwiek ale nic nie mogło wymazać z przed jego oczu widoku ukochanego aniołka tego pierwszego dnia w szpitalu. Ten obraz będzie go prześladował do końca życia.
Gerg przyszedł dziś po przyjaciela który mógł w końcu opuścić szpital. Na wózku inwalidzkim ale zawsze. Miał już dość tego miejsca. On i Amy długo rozmawiali co powinni teraz zrobić i miał nadzieje że Ste się zgodzi to przecież dla jego dobra, stracił ukochaną osobę i jakby całkiem chęć do życia. A to musi się zmienić. Nie tu jednak bo wie że wszystko nawet w ich mieszkaniu wszystko będzie mu przypominać Matt'a. No i ludzie tutaj. Będą mu współczuć a Ste jest na to uczulony.
-Wiem że nie chcesz rozmawiać- Greg siedział na łóżku obok mniejszego chłopka- nie winię cię za to i rozumiem, ale... ja i Amy pomyśleliśmy sobie że byłoby dla ciebie dobrze gdybyś wyjechał... nie sam oczywiście. Ja już jestem spakowany i gotowy do drogi. Tylko proszę zgódź się- spojrzał na niego. Wiedział, że przyjaciel go słyszy i maił nadzieje że się zgodzi, albo chociaż że się odezwie. Brakowało mu jego głosu.
-Gdzie?- Szepnął Ste bardzo cicho i spuścił wzrok
-Nad morze... gdzie tylko chcesz braciszku- przytulił go do siebie
-Byłeś na pogrzebie?- Gdy znalazł się w ramionach przyjaciela zesztywniał lekko
-Tak.. wszyscy byliśmy. Piękna ceremonia. Ste proszę... ja rozumiem że to wszystko boli i dlatego powinieneś wyjechać. Chociaż na jakiś czas.
-Dobrze- znów zwrócił twarz do okna- Nad morze
-Więc wyruszymy jutro. Wszystko już załatwiłem nawet specjalny samochód i domek specjalnie przygotowany do wózków...
-Więc to zasadzka- lekki bardzo lekki cień uśmiechu i Greg był pewny że w końcu Ste się poprawi i być może nawet wróci do tego jaki był wcześniej. Potrzebuje tylko czasu.
-Po prostu myślę że tak będzie lepiej- w końcu wstał i zabrał się do pomocy. Musiał w końcu ubrać Ste i wyprowadzić go z tego miejsca. Samochód już czekał.
Godzinę później byli już gotowi. Amy przyszła razem z synkiem żeby ich pożegnać. Miała łzy w oczach ale wiedziała że podjęli słuszną decyzję.
-Tylko macie do mnie codziennie dzwonić- zagroziła. Ste bawił się z Lucke i zdawał się jej nie słyszeć
-Oczywiście że będziemy- Greg obejmował ją teraz- ale oczekujemy was również... nawet tego jak mu tam...
-Przyjedziemy. Opiekuj się nim- szepnęła mu do ucha
-Zawsze- oboje spojrzeli na przyjaciela. Martwili się tak samo- Jedziemy- Greg musiał w końcu coś postanowić inaczej stali by tak przez wiele wiele godzin. Zdał sobie nagle sprawy ze nigdy się ze sobą nie żegnali. Nawet po tym jak Amy oświadczyła mu że jest w ciąży i że zamierza zatrzymać dziecko. Wtedy rozmawiali ze sobą przez całą noc obgadując wszystkie możliwe scenariusze a i tak wyszło inaczej. Pamiętał też jak Ste bał się im powiedzieć że jest gejem i ma chłopaka. Uśmiechnął się jednak na te wspomnienia i ucałował synka który podszedł do niego i domagał się podniesienia na ręce
-Trzymaj się maluchu- dmuchnął mu do uszka co wywołało chichot
-Tymam- odpowiedział Luke gdy oddawał go przyjaciółce. On sam stanął za wózkiem przyjaciela i popchnął go w stronę samochodu
-Przyjedźcie- sam wszedł do auta i zapalił silnik.
Ste przez cały czas się nie odzywał ale gdy odjeżdżali miał łzy w oczach. Żegnał się przecież z dotychczasowym życiem. Bał się poprosić o zawiezienie na cmentarz. Nie był na to gotowy. Może już nigdy nie będzie.
-W porządku?- Zapytał Greg
-Tak- szepnął ale nie patrzył już w okno- Myślisz że to kiedyś przestanie boleć?
-Na pewno- spojrzał na niego i posłał krzepiący uśmiech- ale daj sobie czas. Każdy dochodzi do siebie inaczej
-Wiem- popatrzył mu w oczy- dziękuje
-Dla ciebie wszystko mały- włączył cicho radio- tylko pamiętaj na wszystko jest pora
-Tak- zgodził się i zamknął oczy. Sen przyszedł zaskakująco szybko i śnił mu się Matt który tym razem się do niego uśmiechał i szeptał ciche słowa otuchy. Jeszcze długo się z tym nie pogodzi ale któregoś dnia stanie w końcu na nogi fizycznie i psychicznie.
Brandon dawno nie był tak wściekły. Gdy przyszedł do szpitala i dowiedział się że Ste został wypisany wybiegł stamtąd nie oglądając się za nikim.
Ale nie to wprawiło go we wściekłość. Gdy bębnił w drzwi mieszkania Aniołka i nikt mu nie otwierał już było z nim źle jednak gdy usłyszał od jednego z sąsiadów że chłopcy wyjechali uderzył mężczyznę żeby chociaż trochę się wyładować. Nie pomogło.
Stracił jedyny sens życia i to przez swoją własną nie uwagę.
Skończył być miły. Teraz wszyscy dowiedzą się do czego zdolny jest Brandon Bradley gdy coś idzie po jego myśli. I znajdzie Ste a gdy już to zrobi przywiąże go do siebie na wszelkie możliwe sposoby. Chłopiec w końcu będzie jego a czekanie... tylko wzmogło jego apetyt
Koniec części pierwszej
################################################################################
Kochani liczę na wiele wiele komentarzy:)
Przyjaciele odwiedzali go każdego dnia i starali się ze wszystkich sił polepszyć mu jakoś nastrój nic jednak nie działało.
Brandon przychodził gdy nikogo innego już nie było i zwykle zostawał a całe noce. Wiedział że nawet jego siostra raz czy dwa odwiedziła chłopca. Gdy przy nim siedział nic nie mówił. Często miał wrażenie że Ste nie jest nawet świadomy jego obecności ale on cieszył się że wygląda coraz lepiej. Wciąż jeszcze obwiniał Matt'a za tamten wypadek mimo że policja i wszyscy inni byli pewni, że zawinił tamten kierowca i Brandon wcale nie był zadowolony z tego że nie żyje. Sam chciał wymierzyć sprawiedliwość.
Pił teraz jeszcze więcej i nie przychodził już do pracy ku uciesze uczniów. Gdy był w domu zamykał się u siebie. Chodził naćpany i uprawiał więcej sexu niż kiedykolwiek ale nic nie mogło wymazać z przed jego oczu widoku ukochanego aniołka tego pierwszego dnia w szpitalu. Ten obraz będzie go prześladował do końca życia.
Gerg przyszedł dziś po przyjaciela który mógł w końcu opuścić szpital. Na wózku inwalidzkim ale zawsze. Miał już dość tego miejsca. On i Amy długo rozmawiali co powinni teraz zrobić i miał nadzieje że Ste się zgodzi to przecież dla jego dobra, stracił ukochaną osobę i jakby całkiem chęć do życia. A to musi się zmienić. Nie tu jednak bo wie że wszystko nawet w ich mieszkaniu wszystko będzie mu przypominać Matt'a. No i ludzie tutaj. Będą mu współczuć a Ste jest na to uczulony.
-Wiem że nie chcesz rozmawiać- Greg siedział na łóżku obok mniejszego chłopka- nie winię cię za to i rozumiem, ale... ja i Amy pomyśleliśmy sobie że byłoby dla ciebie dobrze gdybyś wyjechał... nie sam oczywiście. Ja już jestem spakowany i gotowy do drogi. Tylko proszę zgódź się- spojrzał na niego. Wiedział, że przyjaciel go słyszy i maił nadzieje że się zgodzi, albo chociaż że się odezwie. Brakowało mu jego głosu.
-Gdzie?- Szepnął Ste bardzo cicho i spuścił wzrok
-Nad morze... gdzie tylko chcesz braciszku- przytulił go do siebie
-Byłeś na pogrzebie?- Gdy znalazł się w ramionach przyjaciela zesztywniał lekko
-Tak.. wszyscy byliśmy. Piękna ceremonia. Ste proszę... ja rozumiem że to wszystko boli i dlatego powinieneś wyjechać. Chociaż na jakiś czas.
-Dobrze- znów zwrócił twarz do okna- Nad morze
-Więc wyruszymy jutro. Wszystko już załatwiłem nawet specjalny samochód i domek specjalnie przygotowany do wózków...
-Więc to zasadzka- lekki bardzo lekki cień uśmiechu i Greg był pewny że w końcu Ste się poprawi i być może nawet wróci do tego jaki był wcześniej. Potrzebuje tylko czasu.
-Po prostu myślę że tak będzie lepiej- w końcu wstał i zabrał się do pomocy. Musiał w końcu ubrać Ste i wyprowadzić go z tego miejsca. Samochód już czekał.
Godzinę później byli już gotowi. Amy przyszła razem z synkiem żeby ich pożegnać. Miała łzy w oczach ale wiedziała że podjęli słuszną decyzję.
-Tylko macie do mnie codziennie dzwonić- zagroziła. Ste bawił się z Lucke i zdawał się jej nie słyszeć
-Oczywiście że będziemy- Greg obejmował ją teraz- ale oczekujemy was również... nawet tego jak mu tam...
-Przyjedziemy. Opiekuj się nim- szepnęła mu do ucha
-Zawsze- oboje spojrzeli na przyjaciela. Martwili się tak samo- Jedziemy- Greg musiał w końcu coś postanowić inaczej stali by tak przez wiele wiele godzin. Zdał sobie nagle sprawy ze nigdy się ze sobą nie żegnali. Nawet po tym jak Amy oświadczyła mu że jest w ciąży i że zamierza zatrzymać dziecko. Wtedy rozmawiali ze sobą przez całą noc obgadując wszystkie możliwe scenariusze a i tak wyszło inaczej. Pamiętał też jak Ste bał się im powiedzieć że jest gejem i ma chłopaka. Uśmiechnął się jednak na te wspomnienia i ucałował synka który podszedł do niego i domagał się podniesienia na ręce
-Trzymaj się maluchu- dmuchnął mu do uszka co wywołało chichot
-Tymam- odpowiedział Luke gdy oddawał go przyjaciółce. On sam stanął za wózkiem przyjaciela i popchnął go w stronę samochodu
-Przyjedźcie- sam wszedł do auta i zapalił silnik.
Ste przez cały czas się nie odzywał ale gdy odjeżdżali miał łzy w oczach. Żegnał się przecież z dotychczasowym życiem. Bał się poprosić o zawiezienie na cmentarz. Nie był na to gotowy. Może już nigdy nie będzie.
-W porządku?- Zapytał Greg
-Tak- szepnął ale nie patrzył już w okno- Myślisz że to kiedyś przestanie boleć?
-Na pewno- spojrzał na niego i posłał krzepiący uśmiech- ale daj sobie czas. Każdy dochodzi do siebie inaczej
-Wiem- popatrzył mu w oczy- dziękuje
-Dla ciebie wszystko mały- włączył cicho radio- tylko pamiętaj na wszystko jest pora
-Tak- zgodził się i zamknął oczy. Sen przyszedł zaskakująco szybko i śnił mu się Matt który tym razem się do niego uśmiechał i szeptał ciche słowa otuchy. Jeszcze długo się z tym nie pogodzi ale któregoś dnia stanie w końcu na nogi fizycznie i psychicznie.
Brandon dawno nie był tak wściekły. Gdy przyszedł do szpitala i dowiedział się że Ste został wypisany wybiegł stamtąd nie oglądając się za nikim.
Ale nie to wprawiło go we wściekłość. Gdy bębnił w drzwi mieszkania Aniołka i nikt mu nie otwierał już było z nim źle jednak gdy usłyszał od jednego z sąsiadów że chłopcy wyjechali uderzył mężczyznę żeby chociaż trochę się wyładować. Nie pomogło.
Stracił jedyny sens życia i to przez swoją własną nie uwagę.
Skończył być miły. Teraz wszyscy dowiedzą się do czego zdolny jest Brandon Bradley gdy coś idzie po jego myśli. I znajdzie Ste a gdy już to zrobi przywiąże go do siebie na wszelkie możliwe sposoby. Chłopiec w końcu będzie jego a czekanie... tylko wzmogło jego apetyt
Koniec części pierwszej
################################################################################
Kochani liczę na wiele wiele komentarzy:)
niedziela, 5 maja 2013
Rozdział 17
Gdyby ktoś kiedyś zapytał Brandona co zapamiętał z tamtych wydarzeń nie byłby w stanie powiedzieć czegokolwiek.
Worren trzymał przyjaciela tak żeby ten trzymał się jak najdalej od miejsca tragedii to on odpowiadał na wszystkie pytania i do niego dotarło że Ste jednak jakimś cudem przeżył wypadek. Wiedział że Brandon jest jak w transie. Nie widział że zabierają zwłoki, że oczyszczają drogę i jak jeden z ratowników pyta czy nie pojadą z nimi.
-Brandon- odwrócił go twarzą do siebie- Ste żyje i możemy jechać z nim do szpitala... słyszysz mnie
-Tak- pierwsze słowa ochrypłym nieprzytomnym głosem- Nic mu nie będzie
-Nie wiem- odpowiedział smutno i zaprowadził go do samochodu.
Gdy dojechali do szpitala, Brandonowi wcale się nie polepszyło a nawet wydawało się że jest jeszcze gorzej. Był blady, całkiem nie obecny a gdy zobaczył w końcu korytarza przyjaciół Ste zatrzymał się nagle
-Nie mogę- szepnął
-Brandon to nie była twoja wina. Ciebie nawet tam nie było...
-Nie mogę... on jest....- gdyby teraz go nie trzymał prawdopodobnie runąłby na ziemię
-Więc chodźmy- westchnął Worren ale i tym razem przyjaciel pokręcił przecząco głową
-Idź ja tu zostanę...- popatrzył na niego - idź zadzwonię
-Dobrze- wiedział że nie może mu teraz pomóc. Opuścił szpital ale wyszedł tylko na parking znał Brandona wiedział że powinien być w pobliżu nim sobie albo komuś coś zrobi.
Mężczyzna siedział na tyle daleko żeby nikt z tamtych go nie widział ale na tyle blisko żeby słyszeć to co mówią. Ste jego śliczny Ste leżał w śpiączce. Miał wstrząs mózgu, połamane nogi, naderwane kręgi szyjne i może nigdy nie chodzić jak chodził wcześniej. Może nie być taki jaki wcześniej. Worren miał racje to nie była jego wina ale mimo wszystko gdyby był z nim.. gdyby on był na miejscu Matt'a nie pozwoliłby żeby ktokolwiek go zranił. Nie żałował chłopaka. I tak musiał się go pozbyć. Tylko że jego Aniołek ucierpiał a na tego nie mógł przeboleć. Chciał żeby ktoś za to zapłacił i to szybko. Musiał kogoś za to obwiniać, nawet jeśli siebie samego
-Op- gdzieś obok jego nóg odezwał się cichy dziecięcy głos i mały chłopczyk pociągnął go za nogawkę
-Luke zostaw pana- Amy zabrała synka. Dziewczyna wyglądała okropnie. Cała blada i zapłakana. Posłała mu jednak słaby uśmiech i odeszła.
Nie mógł już znieść tego czekania i ku własnemu zdziwieniu gdy rozejrzał się po korytarzu tamtych już nie było. Serce znów zaczęło walić mu jak oszalałe gdy zbliżał się do sali w której leżał Ste.
Musiał go zobaczyć ale też nie chciał bał się tego. Nie przywykł do takich sytuacji. Nie dbał nigdy o nikogo, nawet jeśli kochał wcześniej w chwili gdy jego kochanek był nie zdolny do bycia z nim po prostu odchodził i szybko wyzbywał się słabości. Tym razem jednak nie potrafił. Tym razem musiał upewnić się że ze Ste jest mimo wszystko dobrze. Że będzie tak jak dawniej. A teraz miał wolną rękę. Nikt już nie stał mu na drodze. Byle tylko jego chłopiec wydobrzał.
Leżał tam blady i malutki. Wydawał się jeszcze młodszy, jeszcze wspanialszy ale Brandon po raz kolejny tego dnia płakał. Siedział na fotelu, patrzył w tą piękną teraz posiniaczoną i pokaleczoną twarz i łzy płynęły mu po policzkach. Teraz wiedział czym tak na prawdę jest bezsilność. Tylko że to wcale mu nie pomogło. Nie potrafił już być zły. Najchętniej po prostu by wyszedł. Upił się, zaćpał i zapomniał. Ale wciąż siedział. Może chciał zobaczyć czy te wspaniałe błękitne oczy znów się otworzą. Może chciał tu być i przekazać mu wiadomość z mieszaniną satysfakcji i winy że sprowadza na niego cierpienie.
Cokolwiek to było po prostu czekał. Nie spuszczał wzroku z jego twarzy.
Ste pierwsze co poczuł to ból w całym ciele. Nie pamiętał co się stało. Nie mógł też otworzyć oczu. Najbardziej bolała go głowa, miał problem z oddychaniem i nie był w stanie się poruszyć. Chciał się odezwać ale nawet otwarcie ust zdawało się być zbyt bolesne i tylko mruknął niezrozumiale
-Ste- Brandon czuwał i gdy tylko zobaczył że chłopak odzyskuje świadomość przysunął się do niego- powoli... nie męcz się...- zadzwonił na pielęgniarkę i gdy znów spojrzał na łóżko.
-Matt- jęknął chłopiec
-Ci.. nic nie mów- położył mu palec na ustach- jesteś bardzo osłabiony.
-Co z... - zaczął ale słowa uwięzły mu w gardle.
Wszedł lekarz. I Brandon warknął cicho. Młody i przystojny na do datek gej. Uśmiechał się delikatnie w stronę chłopca i spojrzał na mężczyznę
-Pan z rodziny?- Zapytał podchodząc do maszyn przy łóżku
-Tak- usiadł z powrotem
-Ste wiesz gdzie jesteś? Co się stało?- Doktor Evans już nie zwracał na niego uwagi tylko skupił się na swoim młodym pacjencie
-Wszystko boli- jęknął- gdzie jest Matt?
-Matt...- Evans zamyślił się przez chwile- masz na myśli Matt'a Delvar'a chłopca który był z tobą w samochodzie?
-Tak- odpowiedział starając się nie zamykać oczu- Czy nic mu nie jest?
-Przykro mi Ste... na prawdę.. twój przyjaciel nie przeżył...- mężczyzna nie powiedział już nic. Nawet Brandon na kilka sekund przestał oddychać ale jego serce znów zostało złamane gdy Ste po prostu zamknął oczy. Bez płaczu, bez pytać bez jakiejkolwiek emocji
-Powinien odpocząć- Evans położył mu rękę na ramieniu
-Zostaje- warknął i odsunął się
-Za godzinę i tak cię stąd wyrzucą
-Ma dostać osobny pokój i najlepszą opiekę- wstał- i będę przy nim siedział ile będę chciał- popatrzył na lekarza z wściekłością w oczach
-Porozmawiamy na zewnątrz- wyszedł wiedząc że mężczyzna pójdzie jego śladem. Brandon poczuł ulgę gdy zobaczył że niezawodny Worren się do nich zbliża. On musiał się napić i to szybko.
-Jakiś problem?- Zapytał gdy do nich podszedł
-Zapłać mu- wskazał wolną ręką na doktora i odszedł. Palenie też jest dobrym pomysłem.
I Evans i Worren przez chwilę na niego patrzyli po czym Fox przystąpił do negocjacji. Nie zamierza dziś kłócić się z przyjacielem. Zmyje mu głowę za kilka dni. Teraz da mu cierpieć. Może zrobi mu to dobrze. Emocje bogacą człowieka. Tak przynajmniej słyszał
Worren trzymał przyjaciela tak żeby ten trzymał się jak najdalej od miejsca tragedii to on odpowiadał na wszystkie pytania i do niego dotarło że Ste jednak jakimś cudem przeżył wypadek. Wiedział że Brandon jest jak w transie. Nie widział że zabierają zwłoki, że oczyszczają drogę i jak jeden z ratowników pyta czy nie pojadą z nimi.
-Brandon- odwrócił go twarzą do siebie- Ste żyje i możemy jechać z nim do szpitala... słyszysz mnie
-Tak- pierwsze słowa ochrypłym nieprzytomnym głosem- Nic mu nie będzie
-Nie wiem- odpowiedział smutno i zaprowadził go do samochodu.
Gdy dojechali do szpitala, Brandonowi wcale się nie polepszyło a nawet wydawało się że jest jeszcze gorzej. Był blady, całkiem nie obecny a gdy zobaczył w końcu korytarza przyjaciół Ste zatrzymał się nagle
-Nie mogę- szepnął
-Brandon to nie była twoja wina. Ciebie nawet tam nie było...
-Nie mogę... on jest....- gdyby teraz go nie trzymał prawdopodobnie runąłby na ziemię
-Więc chodźmy- westchnął Worren ale i tym razem przyjaciel pokręcił przecząco głową
-Idź ja tu zostanę...- popatrzył na niego - idź zadzwonię
-Dobrze- wiedział że nie może mu teraz pomóc. Opuścił szpital ale wyszedł tylko na parking znał Brandona wiedział że powinien być w pobliżu nim sobie albo komuś coś zrobi.
Mężczyzna siedział na tyle daleko żeby nikt z tamtych go nie widział ale na tyle blisko żeby słyszeć to co mówią. Ste jego śliczny Ste leżał w śpiączce. Miał wstrząs mózgu, połamane nogi, naderwane kręgi szyjne i może nigdy nie chodzić jak chodził wcześniej. Może nie być taki jaki wcześniej. Worren miał racje to nie była jego wina ale mimo wszystko gdyby był z nim.. gdyby on był na miejscu Matt'a nie pozwoliłby żeby ktokolwiek go zranił. Nie żałował chłopaka. I tak musiał się go pozbyć. Tylko że jego Aniołek ucierpiał a na tego nie mógł przeboleć. Chciał żeby ktoś za to zapłacił i to szybko. Musiał kogoś za to obwiniać, nawet jeśli siebie samego
-Op- gdzieś obok jego nóg odezwał się cichy dziecięcy głos i mały chłopczyk pociągnął go za nogawkę
-Luke zostaw pana- Amy zabrała synka. Dziewczyna wyglądała okropnie. Cała blada i zapłakana. Posłała mu jednak słaby uśmiech i odeszła.
Nie mógł już znieść tego czekania i ku własnemu zdziwieniu gdy rozejrzał się po korytarzu tamtych już nie było. Serce znów zaczęło walić mu jak oszalałe gdy zbliżał się do sali w której leżał Ste.
Musiał go zobaczyć ale też nie chciał bał się tego. Nie przywykł do takich sytuacji. Nie dbał nigdy o nikogo, nawet jeśli kochał wcześniej w chwili gdy jego kochanek był nie zdolny do bycia z nim po prostu odchodził i szybko wyzbywał się słabości. Tym razem jednak nie potrafił. Tym razem musiał upewnić się że ze Ste jest mimo wszystko dobrze. Że będzie tak jak dawniej. A teraz miał wolną rękę. Nikt już nie stał mu na drodze. Byle tylko jego chłopiec wydobrzał.
Leżał tam blady i malutki. Wydawał się jeszcze młodszy, jeszcze wspanialszy ale Brandon po raz kolejny tego dnia płakał. Siedział na fotelu, patrzył w tą piękną teraz posiniaczoną i pokaleczoną twarz i łzy płynęły mu po policzkach. Teraz wiedział czym tak na prawdę jest bezsilność. Tylko że to wcale mu nie pomogło. Nie potrafił już być zły. Najchętniej po prostu by wyszedł. Upił się, zaćpał i zapomniał. Ale wciąż siedział. Może chciał zobaczyć czy te wspaniałe błękitne oczy znów się otworzą. Może chciał tu być i przekazać mu wiadomość z mieszaniną satysfakcji i winy że sprowadza na niego cierpienie.
Cokolwiek to było po prostu czekał. Nie spuszczał wzroku z jego twarzy.
Ste pierwsze co poczuł to ból w całym ciele. Nie pamiętał co się stało. Nie mógł też otworzyć oczu. Najbardziej bolała go głowa, miał problem z oddychaniem i nie był w stanie się poruszyć. Chciał się odezwać ale nawet otwarcie ust zdawało się być zbyt bolesne i tylko mruknął niezrozumiale
-Ste- Brandon czuwał i gdy tylko zobaczył że chłopak odzyskuje świadomość przysunął się do niego- powoli... nie męcz się...- zadzwonił na pielęgniarkę i gdy znów spojrzał na łóżko.
-Matt- jęknął chłopiec
-Ci.. nic nie mów- położył mu palec na ustach- jesteś bardzo osłabiony.
-Co z... - zaczął ale słowa uwięzły mu w gardle.
Wszedł lekarz. I Brandon warknął cicho. Młody i przystojny na do datek gej. Uśmiechał się delikatnie w stronę chłopca i spojrzał na mężczyznę
-Pan z rodziny?- Zapytał podchodząc do maszyn przy łóżku
-Tak- usiadł z powrotem
-Ste wiesz gdzie jesteś? Co się stało?- Doktor Evans już nie zwracał na niego uwagi tylko skupił się na swoim młodym pacjencie
-Wszystko boli- jęknął- gdzie jest Matt?
-Matt...- Evans zamyślił się przez chwile- masz na myśli Matt'a Delvar'a chłopca który był z tobą w samochodzie?
-Tak- odpowiedział starając się nie zamykać oczu- Czy nic mu nie jest?
-Przykro mi Ste... na prawdę.. twój przyjaciel nie przeżył...- mężczyzna nie powiedział już nic. Nawet Brandon na kilka sekund przestał oddychać ale jego serce znów zostało złamane gdy Ste po prostu zamknął oczy. Bez płaczu, bez pytać bez jakiejkolwiek emocji
-Powinien odpocząć- Evans położył mu rękę na ramieniu
-Zostaje- warknął i odsunął się
-Za godzinę i tak cię stąd wyrzucą
-Ma dostać osobny pokój i najlepszą opiekę- wstał- i będę przy nim siedział ile będę chciał- popatrzył na lekarza z wściekłością w oczach
-Porozmawiamy na zewnątrz- wyszedł wiedząc że mężczyzna pójdzie jego śladem. Brandon poczuł ulgę gdy zobaczył że niezawodny Worren się do nich zbliża. On musiał się napić i to szybko.
-Jakiś problem?- Zapytał gdy do nich podszedł
-Zapłać mu- wskazał wolną ręką na doktora i odszedł. Palenie też jest dobrym pomysłem.
I Evans i Worren przez chwilę na niego patrzyli po czym Fox przystąpił do negocjacji. Nie zamierza dziś kłócić się z przyjacielem. Zmyje mu głowę za kilka dni. Teraz da mu cierpieć. Może zrobi mu to dobrze. Emocje bogacą człowieka. Tak przynajmniej słyszał
sobota, 4 maja 2013
Rozdział 16
Matt miał już całkiem zaplanowany dzień.
Na szczęście dziś nie musieli się nigdzie spieszyć. Ste miał do pracy dopiero na wieczór. Owszem nie bardzo mu się to podobało ale Greg już wcześniej zapowiedział że będzie go pilnował.
On niestety ma dziś sprawę rodzinna i chociaż z całej siły starał się wymyślić przekonujące kłamstwo nikt i tak mu nie uwierzył i dziś wieczorem zamiast cieszyć się towarzystwem czy chociażby widokiem ukochanego to będzie uczestniczył w medytacjach.
-Coś się stało?- Ste zjawił się w kuchni ubrany ale z mokrymi włosami które słodko oklapły mu na policzki i czoło wciskając się do oczu
-Nic skarbie- uśmiechnął się do niego i postawił na stole wciąż trzymany talerz ze śniadaniem- Na co masz dzisiaj ochotę?
-Mi tu dobrze- uporał się w końcu z niesfornymi kosmykami i usiadł
-Mi z tobą też- usiadł obok nie spuszczając z niego wzroku- mimo to chcę cię gdzieś zabrać ale ty wymyślisz miejsce
-Jesteś dla mnie za dobry- odpowiedział gdy udało mu się przełknąć
-Nic nie jest dla ciebie za dobre- ujął go za rękę i pocałował delikatnie- więc?
-To... może... za miastem jest stadnina a ja kiedyś jeździłem... znaczy jak nie chcesz to ....- reszta zdania zniknęła w namiętnym pocałunku
-Więc po śniadaniu idź do domu i przyjadę po ciebie- nie potrafił wypuścić go z objęć. Obaj wiedzieli że jest bardzo podniecony... obaj byli. Ale Matt za wszelką cenę nie chciał go wystraszyć. Ste był dla niego cenniejszy niż żądza która widocznie rządziła jego największym wrogiem i rywalem. Nie chciał być taki jak on. Ste był tym po prostu zażenowany ale z uśmiechem obiecał sobie że dziś wieczorem chociaż trochę pokona swoją nieśmiałość i posunie się dalej niż tylko pocałunki. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco.
Brandon stał pod prysznicem już od ponad godziny ale wciąż nie mógł się pozbierać. Nie chodziło tylko o jego samopoczucie ale też o ten sen który nie mógł opuścić jego głowy. Za każdym razem gdy zamykał oczy miał przed oczami, pod palcami i czuł słodki zapach ukochanego ciała. To w połączeniu z ogromnym kacem stawało się nie do zniesienia
-Żyjesz tam?- Worren wszedł do łazienki
-Ta...- jęknął i wyszedł spod prysznica
-Jedziesz ze mną na ryby- przyjaciel podał mu ręcznik i odwrócił się- musisz przestać myśleć o tym małym
-Nie...- zaczął ale potężna chęć wymiotów pokrzyżowała mu plany
-Jasne a ja zostałem gejem- przewrócił oczami i wyszedł. Jeśli nie doprowadzi go szybko do jakiegoś użytecznego stanu to komuś stanie się krzywda.
Ste i Matt obaj z różnych powodów nie mogli się doczekać gdy dojadą na miejsce. Matt chciał podziwiać ukochanego gdy ten siedzi na majestatycznym wierzchowcu jednocześnie będąc pewny że to nie doda mu ani męskości ani powagi za to będzie wyglądał jeszcze bardziej uroczo niż zwykle.
Młodszy chłopak cieszył się że może podzielić się z ukochaną osobą jedynym szczęśliwym wspomnieniem z dzieciństwa. To było dla niego bardzo ważne. Ufał mu coraz bardziej i wiedział że jakkolwiek daleko posuną się dzisiejszej nocy będzie tego warte. Matt był chłopakiem z którym bardzo chętnie spędziłby resztę życia. I miał nadzieję że nigdy tego nie zepsuje.
-O czym myślisz?- Spokojny głos Matt'a wyrwał go z zadumy
-Wiesz... tak sobie pomyślałem...- odwrócił się do niego. Wyglądał tak wspaniale jak jakiś starożytny wojownik albo król. Taki władczy dobrze zbudowany. Nagle wyobraził sobie jak to wysportowane ciało kładzie się na jego mniejszym i na kilka minut scalają się w jedno. Rumieniec był jeszcze większy niż za zwyczaj
-Kochanie- Matt spojrzał na niego uważnie przez chwilę ale musiał uważać na drogę
-Mogę dziś spać u ciebie?- Zapytał w końcu chociaż nie o to właściwie chciał zapytać
-Skarbie co tylko zechcesz- i znów ten uśmiech- ale czemu pytasz?- Miał na niego taką ogromną ochotę. Jego ręka już dawno przestała mu wystarczać a musiał jej używać co najmniej trzy razy dziennie
-Bo... to niespodzianka- zmienił zdanie Ste i znów patrzył przed siebie
-Skoro tak to chyba będę musiał poczekać- pogłaskał go po głowie. Było im cudownie. Ładna pogoda. Byli razem i z oddali widać już było pasące się konie.
I nagle zza zakrętu wyjechał rozpędzony samochód.
Matt robił wszystko żeby tylko zejść mu z drogi. Ste zamknął oczy gdy ten drugi się do nich zbliżał. Czuł że samochód niemal rzuca się na wszystkie strony. Przyspiesza, robi ostry zakręt. Mimo zapiętych pasów złapał za siedzenie by utrzymać jak najbardziej pionową pozycję.... usłyszał okropny huk. Silne szarpnięcie wyrwało go do przodu. Poczuł ból jakiego nigdy nie czuł i wszystko osunęło się w ciemność.
Worren i Brandon jechali nie odzywając się do siebie. Nie musieli. Podróż i tak była bardzo nerwowa
-Wypadek czy co?- Odezwał się Worren widząc dym zza zakrętu
-Jakby cię to...- zaczął Brandon
-Zamknij się- warknął i przyspieszył.
-Jezu- wyrwało się Fox'owi gdy dojechali na miejsce. Dwa całkowicie skasowane pojazdy i jedno ciało na drodze. Z obu samochodów wciąż leciał dym. Tego nikt nie mógł przeżyć. Profesor też wytężył wzrok
-To Matt- owszem chciał się pozbyć dzieciaka ale nagle ogarnęło go złe przeczucie. Widział, że przyjaciel wyciąga komórkę ale on nie mógł już czekać. A co jeśli nie był sam.
Serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Nigdy się nie modlił. Nie wierzył. Ale teraz gdy otwierał drzwi i biegł z stronę wraku. Błagał wszystko co jest nad ziemią. Każdą znaną i nieznaną siłę zaklinał niemal żeby nie zlazł nigdzie ukochanego ciała. Żeby Ste był bezpieczny i daleko skąd,
Nie zwracał uwagi na nawoływanie przyjaciela. Spojrzał do samochodu byłego ucznia i zaczął krzyczeć. Jak nigdy jeszcze. Wydobywał z siebie wszystkie emocje jakie posiadał. Ale najwięcej było w tym złości. Nie docierały do niego zbliżające się syreny ani ramiona Worren'a odciągające go do samochodu.
Jedyne co widział to zakrwawione bezwładne ciało uwięzione w środku. Dla niego nie liczyło się teraz nic innego.
Jego śliczny aniołek.....
################################################################################
Kochani jeśli chcecie się szybko dowiedzieć kto przeżył poproszę o 10 komentarzy:)
Na szczęście dziś nie musieli się nigdzie spieszyć. Ste miał do pracy dopiero na wieczór. Owszem nie bardzo mu się to podobało ale Greg już wcześniej zapowiedział że będzie go pilnował.
On niestety ma dziś sprawę rodzinna i chociaż z całej siły starał się wymyślić przekonujące kłamstwo nikt i tak mu nie uwierzył i dziś wieczorem zamiast cieszyć się towarzystwem czy chociażby widokiem ukochanego to będzie uczestniczył w medytacjach.
-Coś się stało?- Ste zjawił się w kuchni ubrany ale z mokrymi włosami które słodko oklapły mu na policzki i czoło wciskając się do oczu
-Nic skarbie- uśmiechnął się do niego i postawił na stole wciąż trzymany talerz ze śniadaniem- Na co masz dzisiaj ochotę?
-Mi tu dobrze- uporał się w końcu z niesfornymi kosmykami i usiadł
-Mi z tobą też- usiadł obok nie spuszczając z niego wzroku- mimo to chcę cię gdzieś zabrać ale ty wymyślisz miejsce
-Jesteś dla mnie za dobry- odpowiedział gdy udało mu się przełknąć
-Nic nie jest dla ciebie za dobre- ujął go za rękę i pocałował delikatnie- więc?
-To... może... za miastem jest stadnina a ja kiedyś jeździłem... znaczy jak nie chcesz to ....- reszta zdania zniknęła w namiętnym pocałunku
-Więc po śniadaniu idź do domu i przyjadę po ciebie- nie potrafił wypuścić go z objęć. Obaj wiedzieli że jest bardzo podniecony... obaj byli. Ale Matt za wszelką cenę nie chciał go wystraszyć. Ste był dla niego cenniejszy niż żądza która widocznie rządziła jego największym wrogiem i rywalem. Nie chciał być taki jak on. Ste był tym po prostu zażenowany ale z uśmiechem obiecał sobie że dziś wieczorem chociaż trochę pokona swoją nieśmiałość i posunie się dalej niż tylko pocałunki. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco.
Brandon stał pod prysznicem już od ponad godziny ale wciąż nie mógł się pozbierać. Nie chodziło tylko o jego samopoczucie ale też o ten sen który nie mógł opuścić jego głowy. Za każdym razem gdy zamykał oczy miał przed oczami, pod palcami i czuł słodki zapach ukochanego ciała. To w połączeniu z ogromnym kacem stawało się nie do zniesienia
-Żyjesz tam?- Worren wszedł do łazienki
-Ta...- jęknął i wyszedł spod prysznica
-Jedziesz ze mną na ryby- przyjaciel podał mu ręcznik i odwrócił się- musisz przestać myśleć o tym małym
-Nie...- zaczął ale potężna chęć wymiotów pokrzyżowała mu plany
-Jasne a ja zostałem gejem- przewrócił oczami i wyszedł. Jeśli nie doprowadzi go szybko do jakiegoś użytecznego stanu to komuś stanie się krzywda.
Ste i Matt obaj z różnych powodów nie mogli się doczekać gdy dojadą na miejsce. Matt chciał podziwiać ukochanego gdy ten siedzi na majestatycznym wierzchowcu jednocześnie będąc pewny że to nie doda mu ani męskości ani powagi za to będzie wyglądał jeszcze bardziej uroczo niż zwykle.
Młodszy chłopak cieszył się że może podzielić się z ukochaną osobą jedynym szczęśliwym wspomnieniem z dzieciństwa. To było dla niego bardzo ważne. Ufał mu coraz bardziej i wiedział że jakkolwiek daleko posuną się dzisiejszej nocy będzie tego warte. Matt był chłopakiem z którym bardzo chętnie spędziłby resztę życia. I miał nadzieję że nigdy tego nie zepsuje.
-O czym myślisz?- Spokojny głos Matt'a wyrwał go z zadumy
-Wiesz... tak sobie pomyślałem...- odwrócił się do niego. Wyglądał tak wspaniale jak jakiś starożytny wojownik albo król. Taki władczy dobrze zbudowany. Nagle wyobraził sobie jak to wysportowane ciało kładzie się na jego mniejszym i na kilka minut scalają się w jedno. Rumieniec był jeszcze większy niż za zwyczaj
-Kochanie- Matt spojrzał na niego uważnie przez chwilę ale musiał uważać na drogę
-Mogę dziś spać u ciebie?- Zapytał w końcu chociaż nie o to właściwie chciał zapytać
-Skarbie co tylko zechcesz- i znów ten uśmiech- ale czemu pytasz?- Miał na niego taką ogromną ochotę. Jego ręka już dawno przestała mu wystarczać a musiał jej używać co najmniej trzy razy dziennie
-Bo... to niespodzianka- zmienił zdanie Ste i znów patrzył przed siebie
-Skoro tak to chyba będę musiał poczekać- pogłaskał go po głowie. Było im cudownie. Ładna pogoda. Byli razem i z oddali widać już było pasące się konie.
I nagle zza zakrętu wyjechał rozpędzony samochód.
Matt robił wszystko żeby tylko zejść mu z drogi. Ste zamknął oczy gdy ten drugi się do nich zbliżał. Czuł że samochód niemal rzuca się na wszystkie strony. Przyspiesza, robi ostry zakręt. Mimo zapiętych pasów złapał za siedzenie by utrzymać jak najbardziej pionową pozycję.... usłyszał okropny huk. Silne szarpnięcie wyrwało go do przodu. Poczuł ból jakiego nigdy nie czuł i wszystko osunęło się w ciemność.
Worren i Brandon jechali nie odzywając się do siebie. Nie musieli. Podróż i tak była bardzo nerwowa
-Wypadek czy co?- Odezwał się Worren widząc dym zza zakrętu
-Jakby cię to...- zaczął Brandon
-Zamknij się- warknął i przyspieszył.
-Jezu- wyrwało się Fox'owi gdy dojechali na miejsce. Dwa całkowicie skasowane pojazdy i jedno ciało na drodze. Z obu samochodów wciąż leciał dym. Tego nikt nie mógł przeżyć. Profesor też wytężył wzrok
-To Matt- owszem chciał się pozbyć dzieciaka ale nagle ogarnęło go złe przeczucie. Widział, że przyjaciel wyciąga komórkę ale on nie mógł już czekać. A co jeśli nie był sam.
Serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Nigdy się nie modlił. Nie wierzył. Ale teraz gdy otwierał drzwi i biegł z stronę wraku. Błagał wszystko co jest nad ziemią. Każdą znaną i nieznaną siłę zaklinał niemal żeby nie zlazł nigdzie ukochanego ciała. Żeby Ste był bezpieczny i daleko skąd,
Nie zwracał uwagi na nawoływanie przyjaciela. Spojrzał do samochodu byłego ucznia i zaczął krzyczeć. Jak nigdy jeszcze. Wydobywał z siebie wszystkie emocje jakie posiadał. Ale najwięcej było w tym złości. Nie docierały do niego zbliżające się syreny ani ramiona Worren'a odciągające go do samochodu.
Jedyne co widział to zakrwawione bezwładne ciało uwięzione w środku. Dla niego nie liczyło się teraz nic innego.
Jego śliczny aniołek.....
################################################################################
Kochani jeśli chcecie się szybko dowiedzieć kto przeżył poproszę o 10 komentarzy:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)