niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 17

Gdyby ktoś kiedyś zapytał Brandona co zapamiętał z tamtych wydarzeń nie byłby w stanie powiedzieć czegokolwiek.
Worren trzymał przyjaciela tak żeby ten trzymał się jak najdalej od miejsca tragedii to on odpowiadał na wszystkie pytania i do niego dotarło że Ste jednak jakimś cudem przeżył wypadek. Wiedział że Brandon jest jak w transie. Nie widział że zabierają zwłoki, że oczyszczają drogę i jak jeden z ratowników pyta czy nie pojadą z nimi.
-Brandon- odwrócił go twarzą do siebie- Ste żyje i możemy jechać z nim do szpitala... słyszysz mnie
-Tak- pierwsze słowa ochrypłym nieprzytomnym głosem- Nic mu nie będzie
-Nie wiem- odpowiedział smutno i zaprowadził go do samochodu.

Gdy dojechali do szpitala, Brandonowi wcale się nie polepszyło a nawet wydawało się że jest jeszcze gorzej. Był blady, całkiem nie obecny a gdy zobaczył w końcu korytarza przyjaciół Ste zatrzymał się nagle
-Nie mogę- szepnął
-Brandon to nie była twoja wina. Ciebie nawet tam nie było...
-Nie mogę... on jest....- gdyby teraz go nie trzymał prawdopodobnie runąłby na ziemię
-Więc chodźmy- westchnął Worren ale  i tym razem przyjaciel pokręcił przecząco głową
-Idź ja tu zostanę...- popatrzył na niego - idź zadzwonię
-Dobrze- wiedział że nie może mu teraz pomóc. Opuścił szpital ale wyszedł tylko na parking znał Brandona wiedział że powinien być w pobliżu nim sobie albo komuś coś zrobi.

Mężczyzna siedział na tyle daleko żeby nikt z tamtych go nie widział ale na tyle blisko żeby słyszeć to co mówią. Ste jego śliczny Ste leżał w śpiączce. Miał wstrząs mózgu, połamane nogi, naderwane kręgi szyjne i może nigdy nie chodzić jak chodził wcześniej. Może nie być taki jaki wcześniej. Worren miał racje to nie była jego wina ale mimo wszystko gdyby był z nim.. gdyby on był na miejscu Matt'a nie pozwoliłby żeby ktokolwiek go zranił. Nie żałował chłopaka. I tak musiał się go pozbyć. Tylko że jego Aniołek ucierpiał a na tego nie mógł przeboleć. Chciał żeby ktoś za to zapłacił i to szybko. Musiał kogoś za to obwiniać, nawet jeśli siebie samego
-Op- gdzieś obok jego nóg odezwał się cichy dziecięcy głos i mały chłopczyk pociągnął go za nogawkę
-Luke zostaw pana- Amy zabrała synka. Dziewczyna wyglądała okropnie. Cała blada i zapłakana. Posłała mu jednak słaby uśmiech i odeszła.
Nie mógł już znieść tego czekania i ku własnemu zdziwieniu gdy rozejrzał się po korytarzu tamtych już nie było. Serce znów zaczęło walić mu jak oszalałe gdy zbliżał się do sali w której leżał Ste.
Musiał go zobaczyć ale też nie chciał bał się tego. Nie przywykł do takich sytuacji. Nie dbał nigdy o nikogo, nawet jeśli kochał wcześniej w chwili gdy jego kochanek był nie zdolny do bycia z nim po prostu odchodził i szybko wyzbywał się słabości. Tym razem jednak nie potrafił. Tym razem musiał upewnić się że ze Ste jest mimo wszystko dobrze. Że będzie tak jak dawniej. A teraz miał wolną rękę. Nikt już nie stał mu na drodze. Byle tylko jego chłopiec wydobrzał.

Leżał tam blady i malutki. Wydawał się jeszcze młodszy, jeszcze wspanialszy ale Brandon po raz kolejny tego dnia płakał. Siedział na fotelu, patrzył w tą piękną teraz posiniaczoną i pokaleczoną twarz i łzy płynęły mu po policzkach. Teraz wiedział czym tak na prawdę jest bezsilność. Tylko że to wcale mu nie pomogło. Nie potrafił już być zły. Najchętniej po prostu by wyszedł. Upił się, zaćpał i zapomniał. Ale wciąż siedział. Może chciał zobaczyć czy te wspaniałe błękitne oczy znów się otworzą. Może chciał tu być i przekazać mu wiadomość z mieszaniną satysfakcji i winy że sprowadza na niego cierpienie.
Cokolwiek to było po prostu czekał. Nie spuszczał wzroku z jego twarzy.

Ste pierwsze co poczuł to ból w całym ciele. Nie pamiętał co się stało. Nie mógł też otworzyć oczu. Najbardziej bolała go głowa, miał problem z oddychaniem i nie był w stanie się poruszyć. Chciał się odezwać ale nawet otwarcie ust zdawało się być zbyt bolesne i tylko mruknął niezrozumiale
-Ste- Brandon czuwał i gdy tylko zobaczył że chłopak odzyskuje świadomość przysunął się do niego- powoli... nie męcz się...- zadzwonił na pielęgniarkę i gdy znów spojrzał na łóżko.
-Matt- jęknął chłopiec
-Ci.. nic nie mów- położył mu palec na ustach- jesteś bardzo osłabiony.
-Co z... - zaczął ale słowa uwięzły mu w gardle.
Wszedł lekarz. I Brandon warknął cicho. Młody i przystojny na do datek gej. Uśmiechał się delikatnie w stronę chłopca i spojrzał na mężczyznę
-Pan z rodziny?- Zapytał podchodząc do maszyn przy łóżku
-Tak- usiadł z powrotem
-Ste wiesz gdzie jesteś? Co się stało?- Doktor Evans już nie zwracał na niego uwagi tylko skupił się na swoim młodym pacjencie
-Wszystko boli- jęknął- gdzie jest Matt?
-Matt...- Evans zamyślił się przez chwile- masz na myśli Matt'a Delvar'a chłopca który był z tobą w samochodzie?
-Tak- odpowiedział starając się nie zamykać oczu- Czy nic mu nie jest?
-Przykro mi Ste... na prawdę.. twój przyjaciel nie przeżył...- mężczyzna nie powiedział już nic. Nawet Brandon na kilka sekund przestał oddychać ale jego serce znów zostało złamane gdy Ste po prostu zamknął oczy. Bez płaczu, bez pytać bez jakiejkolwiek emocji
-Powinien odpocząć- Evans położył mu rękę na ramieniu
-Zostaje- warknął i odsunął się
-Za godzinę i tak cię stąd wyrzucą
-Ma dostać osobny pokój i najlepszą opiekę- wstał- i będę przy nim siedział ile będę chciał- popatrzył na lekarza z wściekłością w oczach
-Porozmawiamy na zewnątrz- wyszedł wiedząc że mężczyzna pójdzie jego śladem. Brandon  poczuł ulgę gdy zobaczył że niezawodny Worren się do nich zbliża. On musiał się napić i to szybko.
-Jakiś problem?- Zapytał gdy do nich podszedł
-Zapłać mu- wskazał wolną ręką na doktora i odszedł. Palenie też jest dobrym pomysłem.
I Evans i Worren przez chwilę na niego patrzyli po czym Fox przystąpił do negocjacji. Nie zamierza dziś kłócić się z przyjacielem. Zmyje mu głowę za kilka dni. Teraz da mu cierpieć. Może zrobi mu to dobrze. Emocje bogacą człowieka. Tak przynajmniej słyszał

11 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza!! Rozdział super, ciekawi mnie co będzie dalej, normalnie zżera mnie ciekawość. Ale nie ma to jak mieć farta i przeżyć taki wypadek, może i będzie sparaliżowany od pasa w dół, ale wiesz, cuda się zdarzają, ludzi da się wyleczyć i takie tam. Trzymam kciuki za Ste i Brandona, mam nadzieję, że jakoś im się ułoży :) Pozdrawiam, życzę dużo zdrówka, czasu na pisanie oraz weny giganta. :*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak moglaś uśmiercić Matta? To nie fair! Byłam za tym żeby był ze Ste!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi szkoda Matta że zginął ale wychodzi że tak miało być.Byli szczęśliwa para ale teraz zobaczymy jak sie potoczy jego los.Brandon strasznie przeżył wypadek swojego aniołka jak go nazwał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żałoba na blogu :(
    P.S. Świetny rozdział :) :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten lekarz to jakiś przygłupi chyba? Jak można człowiekowi w takim stanie mówić coś takiego? Brandon faktycznie ciężko przeżywa ten wypadek. Może najwyższy czas by wreszcie odstawił alkohol i narkotyki. Jak będzie się zajmował Ste w takim stanie? Powinien wziąć się w garść dla dobra chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mm nie,ale dlaczego ?;(
    i dobrze ze lekarx wyrzucił Brandona z sali. Nie zasłużył na to żeby przy nim być. Szkoda ze to nie on był w tym samochodzie.


    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    szkoda bardzo Matta, jak widać Brandon bardzo przeżywa ten wypadek, ale powinien odłożyć alkohol, narkotyki, bo jak w takim stanie ma zajmować się jak go nazywa „aniołkiem”...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Ekhem. Wiedziałam, że Matt nie przeżyje, a mimo to ucieszyłam się.
    Lekarz to idiota. Zdarza się ;)
    Przecinki, literówki....
    Czasami niespójność zdań.
    Poprawisz się może w tym kiedyś,wierzę w to :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czyli tak to rozwiązałaś?
    Nie wybrał, został praktycznie zmuszony...
    Matt zginął...

    OdpowiedzUsuń
  10. Hyhyhy wiedziałam że to wszystko było ZA KOLOROWE :p hyhyhy nooo może Bran uczyni jakieś większe postępy w kwestii uczuć (w sumie już uczynił) ale jednak no u gostka tego pokroju to właśnie jeszcze mi czegoś brakuje... Ino nie wiem czego...
    Heh... I tak szkoda mi Matt'a ale w sumie to takie życiowe też ;-; że wszystko jest dupi a tu nagle DUP :p

    ~MangleTheGirl ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, biedny Ste, ale Brandon co ty byś zrobił to był wypadek i nic by się nie zmieniło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń