wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 30(12)

Miesiące mijały spokojnie i bez większych wydarzeń.
Ste zorientował się w pewnym momencie że są ze sobą już prawie rok.  Był w domu sam bo nieszczęśliwie rozchorował się okropnie na weselu Amy gdy pobiegł do wody za swoim chrześniakiem. Mały oczywiście wyszedł z tego  bez szwanku ale on złapał grypę.
Brandon przez kilka pierwszych dni był nieznośny i doprowadzał go do szału. A nie był w tym sam jakoś tak parę miesięcy temu bardzo zaprzyjaźnił się z tym zdrajcą George'm i między nimi dwoma nie miał szans na chwilę oddechu.
Dlatego gdy tylko poczuł się lepiej wyrzucił kochanka z domu pod pretekstem dużych zakupów a wiedział jak bardzo mężczyzna tego nie lubi więc ma całe popołudnie dla siebie.

Leżał na łóżku i myślał o tym jak jego życie bardzo się zmieniło. Nie chodziło nawet o to że nogi wciąż jeszcze czasem bardzo bolały chociaż musiał przyznać że to było wyjątkowo nie przyjemne. Ale myślał bardziej o swoich wyborach.
Matt. To wspomnienie wywoływało ciepły uśmiech ale z czasem zdał sobie sprawę że nie kochał go tak mocno jak on jego i pewnie związek zakończyłby się złamanym sercem czy niechęcią. Teraz widział to dokładnie. Owszem było mu z nim wspaniale i wciąż jest mu wdzięczny ale to czasem wydawało mu się nie rzeczywiste.
I Brandon mężczyzna którego się bał. A który niepostrzeżenie zdobył jego serce, duszę, umysł i ciało. Ta miłość nie była łagodna i spokojna.  Ich kłótnie przechodziły do legend ale byli razem i obaj wiedzieli że tak być powinno że się kochają i skoczą za sobą w ogień. To było inne ale bardziej prawdzie. Pełniejsze i wiedział że z nim powinien być.

-Skarbie- usłyszał zatroskany głos mężczyzny. Nawet nie zorientował się że usnął- Wszystko dobrze?- Zapytał Brandon przytulając go do siebie
-Teraz już tak i wiesz o tym- uniósł głowę i złączył ich usta w pocałunku. Jęknął gdy mężczyzna delikatnie odsunął go od siebie
-I co ja z tobą mam?- Roześmiał się i położył mu zimny kompres na czole. Ste znów był rozpalony
-To czego chciałeś- i znów zasypiał
-Masz rację Aniołku- pogłaskał go po policzku. I przykrył patrząc z czułością. Chłopak miał rację. Wszystkie starania i czekanie dały mu w końcu to czego pragnął tak bardzo. Szczęśliwe życie i miłość która zostanie z nim do końca życia. Dzięki ukochanemu odzyskał też przyjaciela i siostrę to było równie ważne.

Obaj też wiele się nauczyli o miłości i o życiu. O sobie samych i o sobie na wzajem. I w końcu obaj byli do końca spełnieni. Brandon wciąż był zazdrosny i porywczy ale Ste tylko uśmiechał się z pobłażaniem i brał go za rękę. Obaj wiedzieli że nigdzie się nie wybiera.



                                                         Koniec


##################################################################################
Kochani mam nadzieje że to opowiadanie również przypadło wam do gustu i na długo zapamiętacie zaborczego Brandona i jego Aniołka.
Do jutra kontynuacja Syn Pogromcy i Wampiry

Rozdział 29(11)

Ani Ste ani tym bardziej Brandon nie zauważyli że minęło już 4 miesiące odkąd są razem.
Mężczyzna znów się do niego przeniósł i pracował nad sobą. Nie pił i nie brał. Powoli przestał też palić. Czego nie mógł się pozbyć to chorobliwa zazdrość.
A gdy tydzień wcześniej Ste powiedział mu o nowej pracy niemal zwariował z niepokoju ale ukochany bacznie mu się przyglądał i nie zrobił nic by go powstrzymać. Jedyne co udało mu się wyegzekwować to że będzie go odprowadzał i odbierał. Czego Ste nie był świadom to tego, że Brandon całe 6 godzin czeka przed biurem i patrzy w okno przez które miał na niego doskonały widok. Tak dla pewności.

-Wiedziałem- mężczyzna usłyszał za sobą dobrze mu znany ukochany głos teraz brzmiący jakby z głębokim zawodem. Brandon odwrócił się. Miał racje Ste miał smutną minę
-Kochanie- niemal jęknął- to nie...
-Wiem że mnie obserwujesz... a ja nie wiem po co...- usiadł na ławce
-Boję się...- zaczął Brandon siadając obok
-Ty mi nie ufasz- westchnął- Nie wiesz że cię kocham?- Zadając to pytanie patrzył mu w oczy tym smutnym zbitym z tropu wzrokiem
-Skarbie- już stracił nadzieje że kiedyś to usłyszy. Mimo starań miał czasem wrażenie że ukochany patrzy na niego ze starym strachem. Wziął go w ramiona- nie maiłem... przepraszam- zaczął obcałowywać jego słodką twarz. Nareszcie.
-Myślałem że wiesz- Ste spuścił w końcu wzrok i odsunął się od niego
-Jestem idiotom- Brandon klęczał teraz przed nim- tak bardzo chciałem byś mnie kochał.... i nie zauważyłem
-Mogłem ci powiedzieć... pokazać... - teraz to chłopiec był zażenowany- od początku, znaczy od tamtej nocy zacząłem się do ciebie przekonywać. A ty byłeś... jesteś taki cierpliwy. Taki dobry dla mnie. Przyznaję trochę się temu opierałem ale w końcu już dłużej nie mogę....
-Chodźmy do dom- mężczyzna nagle zapragnął być z nim sam na sam. No i tłum gapi wcale w niczym nie pomagał
-Jeszcze prac...- ale silne usta zamknęły jego w szalonym namiętnym pocałunku i został uniesiony w równie bezpiecznych ramionach
-Mamy ważniejsze rzeczy na głowie kochany- szepnął mu do ucha
-Idziemy- Ste nie lubił swojej nowej pracy no i mężczyzna miał rację. Mają ważniejsze sprawy. Nie oglądając się za siebie. Na prawdę kochał Brandona. Może nawet bardziej niż kiedyś kochał Matt'a. W każdym razie inaczej. Ten związek był jakby prawdziwszy. Kłócili się, obrażali na siebie i godzili. No i mieszkali razem a to dużo deje. Nie mieli tylko szczęśliwych dni ale to było prawdziwe.

-Dziękuję ci- Brandon gdy tylko znaleźli się w domu zaczął całować go namiętniej. Dotykać bardziej.
-Zaczekaj- Ste wyrwał mu się delikatnie
-Kochanie chodź do mnie- wyciągnął do ukochanego ręce
-Nie to ty chodź do mnie- roześmiał się i ściągnął sweter, rzucił go na podłogę  po czym pobiegł w stronę łazienki
-Ty mały....- zaczął rozbawiony mężczyzna i ruszył za nim.
Gdy dotarł do łazienki Ste był już w niemal pustej wannie i pozwalał by niemal gorąca woda lała mu się po plecach i brzuchu. Wyglądał wspaniale a penis mężczyzny drżał z podniecenia i niecierpliwości.
-To mam zacząć sam?- Chłopak popatrzył na niego niewinnym, proszącym wzrokiem
-Poczekaj jeszcze skarbie- mężczyzna przypomniał sobie o szampanie który czekał na specjalną okazję. A co było lepsze jak otrzymana miłość ukochanego?
-Brandon!- Ste był zaskoczony. Wcześniej kochanek nigdy się tak nie zachowywał. Wprost rzucał się na niego.

Mężczyzna wrócił jednak po kilku minutach całkiem nagi z chłodnym szampanem i kieliszkami
-W końcu mamy co świętować- uśmiechnął się i wszedł do wanny. W końcu mając ukochanego obok.
-Tak masz rację- Ste pocałował go- Nie myślałem że kogoś jeszcze pokocham
-Ci... teraz wszystko jest już dobrze- całował go po szyi
-Jest nawet lepiej- przytulił się do ukochanego- na prawdę cię kocham. Nie wiem jak się to stało ale tak jest i proszę tylko żebyś nigdy mnie nie skrzywdził....
-Prędzej sam sobie coś zrobię obiecuję- odwrócił go twarzą do siebie- i na prawdę będę się starał cię nie kontrolować... znaczy....
-Zamknij się w końcu i kochaj ze mną- usiadł mu na kolanach i jedną rękę wsunął między ich ciała
-Z największą przyjemnością- i zaczął znów go całować. Był coraz bardziej podniecony. Coraz bardziej chętny. Miłość jego Aniołka była oszałamiająca i teraz chciał go jeszcze bardziej. Ste również był niecierpliwy.
Uniósł się nagle i nabił na ogromną męskość.
-Powoli kochany-szepnął ale gdy znalazł się w wciąż jeszcze ciasnym i gorącym wnętrzu stracił kontrolę nad swoim umysłem i ciałem. Nie uda im się utrzymać tego stanu długo.
Pocałunki. Jęki i coraz szybsze ruchy obu ciał. Kilka minut później było już po wszystkim. A oni siedzieli przytuleni do siebie w ciepłej wodzie.
-Kocham cię- Brandon nigdy nie był tak szczęśliwy aż do chwili jak usłyszał od chłopca że on też go kocha sennym głosem i uśmiechnął się tylko. Ste zwykle zasypał zaraz po. Ale nie przeszkadzało mu to. Bo zawsze spał wtulony w niego tak mocno jakby bał się że gdy się poruszy mężczyzna zniknie.
Nie pozostało mu nic innego jak tylko zrelaksować się i poczekać aż śliczne błękitne oczka znów spojrzą w jego ciemne oczy i tym razem był pewny że nie pomyli ujrzanych w nich emocji.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 28(10)

Brandon nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
Jego śliczny Aniołek spał wtulony w niego spokojnie i słodko. Wczorajsza noc była najwspanialsza w jego życiu.
Tyle sexu i doświadczenia a nic nie mogło się z tym równać. Nie z jego chłopcem. Teraz  był jego własnością jeszcze bardziej. Miał tylko nadzieje że Ste to rozumie. Przecież nie może wyrządzić mu krzywdy. Na to nie może sobie pozwolić bo jeden błąd i straci go na zawsze. Z tego zdawał sobie doskonale sprawę i za wszelką cenę nie może do tego dopuścić. Nie zniósłby myśli że ktokolwiek inny go dotknie. Wywoła jęk, uśmiech, drżenie.
Zamarł gdy poczuł że ukochany zaczyna się budzić. Wziął głęboki oddech błagając wszelkie siły na niebie  i ziemi by tego nie spieprzył.

-Jak się czujesz?- Zapytał gdy piękne błękitne oczy napotkały jego. Ste mu ufał z nieznanych powodów a on nie chciał go zawieść
-Dobrze- uśmiechnął się i uniósł po czym pocałował go delikatnie wciąż się rumieniąc-Dziękuję ci... za wczoraj i za wszystko- mężczyzna wzruszony wziął go za rękę i nie spuszczając wzroku z jego twarzy ucałował każdy palec
-Nie chcę byś tego żałował...
-Na pewno nie- Ste westchnął- Brandon... nie wiem jak teraz będzie co do ciebie czuję... jedyna co wiem to potrzebuję cię....- mężczyzna nakrył jego słodkie usteczka swoimi wargami
-Cokolwiek i jak tylko zechcesz- szepnął mu do ucha- kocham cię i może kiedyś i ty...- nie dokończył.To było jeszcze za wcześnie ale zdobędzie go w całości nie zadowoli się połową
-Dziękuję- jeszcze jeden uśmiech i Ste nagle się skrzywił- Jednak boli- szepnął
-Idź do wanny to na pewno pomoże- pomógł mu wstać- zrobię śniadanie
-Nie mam nic- chłopak zmieszał się- ale możemy wyjść... jeśli chcesz
-Z przyjemnością - ale Brandon'owi wcale się to nie podobało wolał zostać z ukochanym sam na sam być może już na zawsze.

Ste dopiero w wannie w pełni zdał sobie sprawę z wczorajszej nocy. I nie skłamał kochankowi. Nie żałował. To wszystko być może działo się za szybko i nie w tej kolejności jaką by sobie wymarzył ale z jakiegoś powodu tak było lepiej.
Owszem lubił Brandona mimo tego że się czasem bał było mu z nim dobrze. A miłość... teraz nie jest to ważne. Kiedyś będzie gotowy i kiedyś zdecyduje teraz chce żyć chwilą, na tyle ile to będzie możliwe. Bo mężczyzna był bardzo zaborczy, za bardzo ale może to wszystko ułoży się normalnie i w końcu zazna spokoju i szczęścia.

Brandon szedł obok ślicznego chłopca i był dumny, szczęśliwy... tylko że widział niektóre spojrzenia. Kilka razy bliski zabrania ukochanego do domu. Nie mógł znieść tego że ktoś mógłby tak sobie go uwieść. Potrzebował kontaktu z chłopcem. Czasem że to jest jedyna rzecz trzymająca go przy zdrowych zmysłach.
Ste spojrzał z ukosa na towarzysza i przez chwilę tylko się uśmiechał. Znał tą minę, jeszcze jakiś czas temu wydawała mu się straszna. Patrzył na ludzi jakby chciał ich wszystkich zabić za to że na niego spojrzą. To wciąż jeszcze mu się nie podobało ale teraz przyjmował to ze spokojem przynajmniej trochę.
Zmniejszył dystans między nimi i wziął mężczyznę za rękę. Ten przystanął zaskoczony
-Jestem tu z tobą- uśmiechnął się do niego- ale masz się zachowywać
-Co tylko zechcesz kochany- szepnął Brandon i przyszło mu do głowy że  chłopiec chce go zabić. Był taki słodki. Po wczorajszej nocy nie ubyło mu nic z niewinności i kochał go coraz bardziej.

-Przepraszam- ocknął się na dźwięk nieznanego głosu i zobaczył że Ste leży na ziemi a nad nim pochyla się jakiś chłopak- Nie patrzyłam gdzie...- nie dokończył bo Brandon odepchnął go wściekły
-To lepiej patrz jak łazisz- warknął i odwrócił się do ukochanego- Wszystko dobrze?- Pomógł mu wstać
-Tak- otrzepał brudne spodnie- przeproś
-Że co?!- Niemal krzyknął
-Przecież to był wypadek- Ste postanowił nie ustąpić. Jeśli ma być z Brandonem to na jego warunkach
-Skarbie...-zaczął raz jeszcze zbity z tropu mężczyzna.. Tylko jego Aniołek potrafił mu się postawić
-No to cześć- i zaczął powoli odchodzić. Brandon warknął i odwrócił się do wciąż stojącego tam chłopaka
-Nie twoja wina- wzruszył ramionami bo przecież nie będzie nikogo przepraszał bez potrzeby i jak mu nie zależy i pobiegł by zrównać kroku z ukochanym

-Ste.... kochanie....- stanął przed nim
-Pamiętaj to na moich warunkach  i nie chcę się ciebie bać nie za takie coś- był poważny a to nie wróżyło nic dobrego
-Wiem i przepraszam po prostu przy tobie tracę zmysły...
-Chodźmy jestem głodny- westchnął chłopiec- ale pilnuj się
-Nie pozwolę na to żebym cię stracił- ale kamień spadł mu z serca. Od teraz będzie się pilnować. Przecież musi. I nagle zaczął wierzyć że może im się udać nie tylko na jego zasadach. Musi tylko być cierpliwy. A zasłuży na ten piękny uśmiech ukochanego chłopca.
Ste był z siebie bardzo zadowolony.  I on pomyślał że wszystko się ułoży. Oboje potrzebują tylko czasu.

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 27(9)*

Ste już od kilku minut przyglądał się mężczyźnie śpiącemu obok niego. Serce biło mu jak oszalałe za każdym razem gdy Brandon się poruszył. Był przystojny nawet bardzo. Biło od niego pewnością siebie i wiedział że go kocha a to że nie był idealny mogło być właśnie tym czego szuka. Sam siebie przekonywał że go nie chce, że tylko wykorzysta. W głębi serca znał jednak prawdę i bał się jej chyba jeszcze bardziej.
Tylko że wszyscy z Matt'em włącznie mają racje. On musi zacząć żyć a  to że nie kocha Brandona. Westchnął cichutko. To w zasadzie nie ma teraz znaczenia on potrzebuje być kochany a mężczyzna dał mu jasno do zrozumienia że nie jest mu to potrzebne. Wystarczy że on go kocha. I tak było lepiej.

I właśnie podjął decyzję. Nie może dłużej tak żyć. W tej samej sekundzie w której Brandon na dobre otworzył oczy pocałował go. Nieśmiało i niezdarnie ale z pasją o jaką sam siebie nie podejrzewał. Trzeba ją tylko odpowiednio wydobyć.
Mężczyzna zaskoczony najpierw się nie poruszył a gdy zorientował się że nie śni przysunął go do siebie i pogłębił pocałunek ostrożne wsuwając język w ciepłe ukochane usta. Oderwał się od nich gdy z gardła chłopaka wydobył się jęk
-Ste?- Patrzył na niego rozbudzony- Nie żebym nie docenił....
-Chcę... chcę żebyś się ze mną kochał- ledwo słyszalny szept i ten rumieniec. Piękny ale Brandon nie mógł sobie pozwolić na to żeby stracić kontrolę nie ważne jak bardzo by tego chciał. Musiał wiedzieć. To była jego jedyna szansa i doskonale zdawał sobie z tego sprawę
-Popatrz na mnie- w głosie było tyle prośby i oczekiwania że Ste poddał się temu natychmiast i  podniósł wzrok- Na pewno?- Nie powinien pytać, każda sekunda się liczyła nim ukochany zmieni zdanie
-Bardziej pewny nie będę- posłał mu niewinny uśmiech i zaczął  ściągać sweter. Brandon widział jak bardzo drżą mu ręce i delikatnie usunął je z  drogi po czym wsunął dłonie pod materiał i bardzo powoli muskając opuszkami palców gładkiego brzucha i klatki piersiowej. Już jej dotykał ale teraz czuł więcej  i  bardziej. Kręciło mu się w głowie. Ale gdy zorientował się że zimne palce muskają jego skórę i Ste bardzo powoli rozpina guziki jego koszuli warknął i pchnął go na łóżko.
Chłopak jęknął ale w jakimś stopniu był na to przygotowany. Sweter został nagle rozerwany a on nabrał powietrza gdy głodne usta zaczęły kąsać go po klatce piersiowej, wprawny język lizał jego sutki. I przestał nagle myśleć. Nigdy jeszcze nie było mu tak dobrze. Nie wiedział co powinien robić z rękami czy nogami ale  Brandon wyraźnie się tym nie przejmował. Jego własna koszula również w końcu wylądowała na podłodze i położył się na ukochanym byle tylko być bliżej. Był niemal pewny że penis rozerwie mu spodnie jeśli nic za chwilę nie zrobi. Ale sam dotyk jego skóry na skórze ukochanego chłopca doprowadzał go niemal do szału.
Całował go wszędzie ocierając się coraz mocniej. Coraz szybciej.
Również Ste tracił kontrolę nie miał pojęcia że może być tak wspaniale. Może trochę za szybko ale z każdym dotykiem każdym pocałunkiem czuł że mężczyzna go kocha. Nie hamował się już. Jęki stawały się coraz głośniejsze a jego biodra w końcu złapały dobry rytm i wychodził Brandonowi na spotkanie coraz śmielej.
Mężczyzna znów wziął w posiadanie wspaniałe usta i w końcu ośmielił się sięgnąć do rozporka. Ukochany nie zaprotestował. Jęknął tylko nie przerywając pocałunku i uniósł biodra żeby dać mu lepszy dostęp.
W sekundzie gdy jego palce dotknęły twardego penisa kochanka jego własny członek zadrżał i doszedł z cichym jękiem. To jednak wcale go nie powstrzymało ani nie zwolniło.  Robił się twardy od samego patrzenia.
Jedną ręką pieścił członek ukochanego a drugą ściągał własne spodnie. Dłużej nie wytrzyma. Całując Ste w końcu dotknął jednym małym palcem ciasnego kanaliku i uśmiechnął się gdy poczuł że chłopak porusza się niecierpliwie.
-Już kochany- szepnął i naślinił obficie palce- będzie boleć- ostrzegł go i wsunął koniuszek. Ste krzyknął ale nie odsunął się  tylko pchnął jeszcze bardziej
-Nie... nie wytrzymam- jęknął łapiąc gwałtownie oddech
-Spokojnie- pochylił się i pocałował go jednocześnie nie przestając go rozciągać powoli z uczuciem. Kolejny palec i pocałunki gorące niecierpliwe. W końcu zahaczył o prostatę i tym razem chłopak poderwał się zaskoczony i uśmiechnął na to nowe doznanie.
-Chcę...- szepnął znów poruszając biodrami pomagając kochankowi
-Z największą przyjemnością- Brandon usunął palce i w oka mgnieniu pchnął w ciasne gorące wnętrze coś większego. Zamarł gdy zobaczył cień bólu na ukochanej twarzy i przez kilka sekund nie poruszał nawet najmniejszym mięśniem
-Już- Ste otworzył oczy i spojrzał na niego. Brandon bardzo chciał zrobić to powoli ale nie potrafił. Nie gdy był już tak blisko celu. Gdy miał ukochanego pod sobą tylko jego.
Ste nigdy nie było tak wspaniale. Gdy ból przeszedł poczuł rozkosz tak ogromną jak jeszcze nigdy w życiu. Chciał jeszcze i jeszcze. Czuł się cały jakby byli jednością. Tego właśnie mu brakowało. Niemal unosił się w powietrzu. Szalone tempo wcale mu nie przeszkadzało. Właściwie bardzo to lubił, podobało mu się że nie mógł złapać oddechu że mężczyzna jest w nim tak głęboko. Powstrzymywał się żeby zatrzymać to uczucie jak najdłużej.
Brandon wiedział że za chwilę wszystko się skończy. Jeszcze tylko kilka szybkich ruchów. Pochylił się i całował wspaniałe usta. Błądził jękami po pięknym ciele
-Teraz kochany- szepnął i przygryzł płatek jego ucha. Fala orgazmu była ogromna. Wstrząsnęła nim z siłą huraganu. Spojrzał na ukochanego. Wyglądał podobnie. Nie wysuwając się z niego zmienił pozycję i miał Ste na piersi. Ich przyspieszone oddechy zdawały się gonić się na wzajem a pot z ich ciał zlewał się w jedno.  Chłopak podniósł wzrok i uśmiechnął się do niego rozmarzony. Brandon tylko objął go mocniej i okrył zapomnianym wcześniej kocem. Dochodził powoli do siebie.
-Dziękuję- po jakimś czasie usłyszał cichy szept ukochanego
-Skarbie to ja ci dziękuję- pocałował jego wciąż trochę spocone włosy- nie pragnąłem niczego bardziej.
-To był mój pierwszy raz- było już za późno na rumienienie się ale nie mógł się powstrzymać
-Wiem-ale mężczyzna uśmiechnął się. Wiedział jak bardzo jego ukochany jest niewinny ale zawsze dobrze się upewnić- jesteś mój kochany tylko mój- szepnął wiedząc że Ste już go nie słyszy. Chłopiec usnął zmęczony i zadowolony.
On również odpłynął w objęcia Morfeusza szczęśliwy i spełniony jak nigdy w życiu. Dostał to czego chciał i już nigdy nawet na krok nie opuści ukochanego. Sprawi że i on w końcu go pokocha.



#################################################################################
Ostatnio mało coś tu komentarzy:(  Poproszę o 10 i gdy będą wstawię nową notkę

czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział 26(8)

Brandon był bardzo zdziwiony własnym zachowaniem.
Okazało się że gdy jest sam na sam z ukochanym chłopcem potrafi utrzymać swoje pożądanie na mniej więcej odpowiedniej wodzy.
Owszem już dawno wiedział że kocha Ste ale znał też siebie na tyle by wiedzieć że coś w ich kolacji mogło pójść nie tak i mimo że bardzo tego chce już go nie zobaczy. Pamiętał swoje wcześniejsze zakochanie i co w tedy zrobił. Jednocześnie wiedział że teraz kocha inaczej i utwierdzał się w przekonaniu że szczęście chłopca jest ważniejsze. Z drugiej jednak strony nie byłby wstanie odejść. Już nie.  Zmarnowany rok był najgorszym w jego życiu, i wciąż nie mógł uwierzyć że dostaje właśnie szansę na coś lepszego.
Ste nie widział jak boleśnie zaciska jedną rękę na nodze stołu żeby go nie dotknąć. Nie dostrzegał jak ciemne stały się jego oczy, pełne pragnienia i chęci.
On sam czuł się jakby był dwoma osobami. Jedna po prostu chciała posiąść i zniewolić chłopca a druga pragnęła z nim być. Nie wiedział która z tych osobowości ostatecznie wygra.

-..Brandon słyszysz mnie?- Ste przysunął się do niego i teraz był na wyciągnięcie ręki. Tak jakby nie znał niebezpieczeństwa
-Przepraszam zamyśliłem się- uśmiechnął się blado. Chyba będzie musiał szybciej zakończyć kolacje
-Nie dam rady- chłopak westchnął ciężko i nalał sobie cały kieliszek wina- tak bardzo chcę zacząć żyć normalnie ale nie mogę... Matt. Znaliśmy się stosunkowo krótko wiem o tym ale nikt nie traktował mnie w ten sposób. Był inny niż wszyscy i na pewno inny niż ty- Ste upił łyk dość spory łyk a mężczyzna zastanawiał się czy powinien pozwolić mu mówić ale czekał może wieczór jeszcze do końca nie był stracony. No i ukochany zdawał się nie widzieć tego że ma towarzystwo- ale czasem myślę tylko czasem że źle wybrałem. Kochałem go i on kochał mnie miałem wszystko czego mógłbym pragnąć. Tylko że to było zbyt piękne by mogło dłużej trwać. Jeśli nie wypadek zabrałoby mi go cokolwiek innego i może wtedy bolałoby bardziej... może...- kolejne westchnięcie i spory łyk
-Ste- zaczął ostrożnie tak na prawdę nie mając pojęcia co robi- nie znam się na tym ale jesteś za młody by ciągle rozpamiętywać... - przerwał mu gorzki śmiech
-Mówił to samo-szepnął chłopak-i nie chcę tylko że... wiesz że próbuję cię wykorzystać- zmienił nagle ton  i spojrzał na niego poważnie
-Wiem- Brandon nie spodziewał się niczego innego. Ale też nie miało to dla niego znaczenia. Miał Ste na wyciągnięcie ręki. Oddalonego o jedno dobre słowo którego niestety nie mógł znaleźć- ale poczekam. Już czekałem
-Czasem myślę że to powinieneś być ty. Bałem się ciebie czasem wciąż się boję ale ty nie jesteś idealny a  tylko ideały nie trwają wiecznie- nagle chłopak znalazł się na jego kolanach i raz jeszcze roześmiał gorzko- nawet nie wiem co teraz zrobię- Brandon stracił kontrole gdy poczuł ciepły oddech na swojej szyi.  Warknął cicho i już miał go od siebie odsunąć tylko na tyle żeby móc zacząć całować. Ale zobaczył że Ste śpi. Jęknął przeklinając własną głupotę. Ucałował go lekko w czoło i cała żądza z niego uleciała. Wyglądał tak ślicznie i niewinnie że aż tracił oddech. Tak bardzo chciałby żeby w końcu mu zaufał. Chciał pokazać mu się z innej strony o której wiedzą tylko nieliczni
-Nawet nie wiesz ja bardzo cię kocham- szepnął i wstał z ukochanym na rękach. Może to i dobrze. Dzieliły go przecież sekundy od położenia go tu i teraz na stole i wzięcia czegoś co w jego umyśle dawno jest jego. Należy mu się jakimś dziwnym prawem. Może prawem pierwszeństwa. Cokolwiek to było znów chciało się wydostać. I gdyby miał mniej silnej woli nie zważałby na to czy Ste śpi tylko zrobiłby swoje a przecież umiał. Tak by nikt się nie dowiedział.
Położył chłopca na posłaniu i ukląkł obok. Bardzo powoli i delikatnie wsunął dłoń pod miękki sweter. Zagryzł wargi by nie jęknąć. Wielbił tą miękką ciepłą skórę i za każdym razem chciał więcej. Pochylił się by pocałować. To było silniejsze od niego. A ten zapach zmieszany z aromatem dobrego jedzenia i wina. Oszałamiał.
I już gdy ich usta niemal się stykały Ste otworzył swoje piękne błękitne oczy i spojrzał na niego. Brandon miał przez chwilę wrażenie że chłopak go odepchnie i zacznie krzyczeć. Ale gdy zobaczył łagodny uśmiech serce zabiło mu mocniej. Przeszło mu nawet przez myśl że może dostanie zawału i umrze szczęśliwy.
-Dobrze prawda?- Zapytał ostrożnie ale nie mógł powstrzymać zadowolonego uśmiechu
-Tak.... zostaw- Ste usiadł nagle
-Nic ci nie zrobię- odsunął się nieznacznie. Całe jego ciało krzyczało żeby wziąć ukochanego w ramiona żeby nie  zwracać uwagi na jego protesty ale z drugiej strony te ufne oczy wpatrzone teraz w niego. Ten smutny uśmiech
-Ale ja mogę coś zrobić- znów się położył tym razem zrzucając buty
-Więc zrób- tym razem Brandon zrobił się niecierpliwy- ulżyj sobie. Lepiej niech to będę ja bo prędzej czy później i tak się to stanie- wbił mu paznokcie w ramię- a ja nie pozwolę by ktoś cię dotknął. Już nie- warknął.
Cisza zdawała się trwać w nieskończoność i mężczyzna zaczął żałować że cokolwiek powiedział. Może to jednak było za wcześnie. Ale nagle Ste zaczął się histerycznie śmiać. Głośno i radośnie. Brandon zagryzł wargi. Tak bardzo  tęsknił za tym śmichem, ale wcześniej był on nie przeznaczony dla niego i dlatego tak daleki. Teraz poczuł jego siłę jeszcze mocniej i zadrżał lekko
-Jak tylko w końcu będę wiedział czego chcę dowiesz się pierwszy- ziewnął
-Trzymam cię za słowo- zastanawiał się co teraz zrobić. Ukochany znów usypiał- powinienem....- ale ciepłe ciało wtuliło się w jego i zaskakująco silna ręka przysunęła go jeszcze bliżej
-Zostań- cicha prośba sprawiła że niemal zapłakał. Skopał buty nie przerywając kontaktu i okrył ich kocem. Zanim to zrobił Ste spał już spokojnie.  Jeszcze raz musnął wargami jego czoło i oddychając głęboko z całej siły starając się uspokoić szalejące z pożądania ciało zamknął oczy.
To będzie długa noc i już teraz zaczął się martwić o to co przyniesie poranek. Miał nadzieje że odpocznie jednak przed tym jak znów zostanie brutalnie odepchnięty przez ukochanego który teraz tak ufnie się w niego wtula. Marzył żeby ta noc trwała wiecznie. Dałby wszystko żeby tak mogło być.
Z tymi myślami w końcu zasnął.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 25(7)

Nawet odwiedziny u Amy i swojego chrześniaka nie poprawiły Ste humoru.
Już od trzech dni chodził jak struty. Nic go nie cieszyło ale był to inny rodzaj smutku niż rok wcześniej. Wspomnienia Matt'a bolały coraz mniej. Gdy myślał o dawnym kochanku potrafił się coraz częściej uśmiechać. W tym przypadku było już lepiej a jego myśli coraz częściej zajmował Brandon co nie do końca mu się podobało.
Często wspominał ich pierwsze spotkanie i niemal drżał na myśl co mogło by się stać gdyby nagle nie otrzeźwiał z drugiej jednak strony może wszystko było by lepiej. Może nikt by nie zginął. Może on sam byłby szczęśliwszy i nie czułby się wszystkim tak bardzo zmęczony.

Z takimi myślami wędrował po mieście. W zasadzie bez celu, nie spieszne i nawet przez myśl mu nie przeszło że jest obserwowany.
Odkąd Brandon przeniósł się do starego mieszkanie w zasadzie tylko tam spał. Musiał wiedzieć co robi jego Aniołek. Ten pocałunek jeszcze bardziej go rozochocił ale też w jakiś sposób powstrzymał. Wiedział że długo nie będzie w stanie żyć nadzieją że w końcu będą razem.  W  każdym mężczyźnie wyczuwał zagrożenie. Wszędzie widział ludzi którzy chcą ich rozdzielić. Nie dać im szansy bycia razem.
Dlatego śledził ukochanego i wcale nie podobał mu się smutek na tej wspaniałej pięknej twarzyczce. Ste powinien ciągle się uśmiechać. Najlepiej do niego tym słodkim prywatnym uśmiechem który zdążył bardzo przelotnie poznać i pokochać.
Dał mu trzy dni na pozbieranie myśli ale teraz już czas działać.

-Ste. Cześć skarbie- stanął przed nim nie mogąc się powstrzymać by nie pogłaskać bladego policzka chłopca
-Cześć- mimowolnie przytulił twarz do ciepłej ręki- miałem cię odwiedzić i przynieść coś do mieszkania...
-Nie ma pośpiechu ale dziękuję- wziął go za rękę- Może pójdziemy na kawę?- Nie zamierzał go teraz łatwo wypuszczać.
-Chętnie się napije- posłał mu delikatny łagodny uśmiech i rozejrzał za najbliższą kawiarnią- Brandon.... nie nic...
-Aniołku powiedz- położył mu rękę na podbródku i zmusił by Ste mógł spojrzeć mu w oczy
-Chciałem tylko...- wziął głęboki oddech - Może zjemy razem kolacje? Jutro?... Jestem  w tym okropny- jęknął
-Kochanie  czy próbujesz zaprosić mnie na randkę?- Mężczyzna był rozbawiony ale i wzruszony
-Nie wie czy jestem gotowy....- reszta zdania zniknęła gdy Brandon przytulił go do siebie
-Obiecuje że nie zrobię nic czego nie będziesz chciał- zastanawiał się tylko jak to zrobi mając go tak blisko i nie mogąc dotknąć ale się zobowiązał. Nie miał innego wyjścia. Inaczej do niego nie dotrze.
-To kawa?- Zapytał w końcu
-Oczywiście- mężczyzna objął ukochanego i poprowadził do przytulnej kawiarni. Wszystko było coraz lepiej, za jakiś czas im się ułoży i czekanie okaże się warte.

-Pyszna- Ste uśmiechnął się gdy upił pierwszy łyk- Dziękuję- zarumienił się
-Nie ma za co- odwzajemnił gest i zacisnął dłoń na oparciu krzesła żeby nie zrobić niczego czego później będzie żałował
-Radzisz sobie?- Zapytał chłopiec po chwili, zastanawiając się czy mężczyzna przestaje brać
-Jest lepiej- był szczęśliwy że ukochany się martwi- ale dopiero zaczynam zdarza mi się...
-Może nie masz dobrej motywacji- ujął jego dłoń- Brandon, prawda jest taka że czuję coś do siebie ale się boję... nawet wcześniej nie byłeś... nie lubię jak ktoś mi się narzuca. Nie podoba mi się to. Jeśli będę myślał o umawianiu się z tobą to będzie to na moich zasadach
-Ale chcesz spróbować?- Tego mężczyzna się nie spodziewał
-T..tak- zawahał się  tylko przez kilka sekund. Ale wiedział że czuje się z Brandonem dobrze, dziwnie ale dobrze
-Dziękuję kochany- wstał i ukląkł przed nim- nie pożałujesz obiecuje- ucałował go najpierw w czoło i oba policzki a później w usta
-Mam nadzieje- uśmiechnął się po prostu tylko- Ale powoli
-Oczywiście- zastanawiał się tylko jak. Ste wyjął z kieszeni telefon i wstał nagle- Coś nie tak?
-Rozmowa o pracę i już jestem spóźniony- westchnął- To do jutra - i umknął zanim Brandon mógł zrobić cokolwiek. Mężczyzna tylko westchnął ale nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Nie liczył na tak szybką szansę a tu jednak mu się udało. Ste będzie jego w całości do końca miesiąca. Później już nikt im nie zagrozi.

Ste ze zdumieniem stwierdził że się nie denerwuje. Pamiętał każdą randkę z Matt'em i jak bardzo się denerwował teraz nie czuł nic takiego. Był trochę podniecony  i nie mógł się doczekać zarówno jedzenia jak i towarzystwa.
O 8.00 rozległ się dzwonek to drzwi i odetchnął. Przejrzał się jeszcze w lustrze w korytarzu i otworzył drzwi.
-Pięknie- Brandon wszedł do środka z butelką wina i pojedynczą czerwoną różą
-Wcale nie- zarumienił się jednak i wpuścił mężczyznę do środka- to ty wyglądasz wspaniale- bo taka była prawda. Miał na sobie czarne skórzane spodnie, ciemnofioletową zapinaną koszulę i brązową kurtkę
-Kochany- mężczyzna ucałował go.Ste miał na sobie błękitny sweter i jasne spodnie. Pasowały do niego jak wspaniale. Jego oczy były jeszcze jaśniejsze a zarumienione policzki wydawały się czerwieńsze- Co na kolacje?- Musiał zmienić temat. Jego spodnie już były przyciasne nawet nie chciał myśleć co będzie później. Musiał go mieć. Już teraz bo inaczej eksploduje. Mimo to powstrzymywał się jak na razie całkiem dobrze.
-Spagetti i deser czekoladowy- jeszcze jeden słodki uśmiech- dziękuje za wino- wspiął się na palcach i dał mu szybkiego całusa- zapraszam dalej
-Z przyjemnością- Brandon był niemal pewny że umrze przy nim a będzie to wspaniała śmierć. Może jeśli będzie się dobrze zachowywał uda mu się go chociaż trochę dotknąć jeden niewinny delikatny dotyk.
Ste również przyszło na myśl że jest gotowy na kontakt tylko nie był pewny czy będzie umiał powstrzymać za równo siebie jak i mężczyznę dlatego zapanuje nad swoim ciałem do czasu aż i umysł będzie mógł go dogonić. Miał tylko nadzieje że będzie gotowy szybko. Był w końcu młodym chłopakiem i tęsknił za tego rodzaju dotykiem tak samo jak za byciem z kimś. Na razie robi powolne kroki w tym kierunku i całkiem dobrze mu to wychodzi. Dobrze się przy tym bawi.

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 24(6)

Ste poczuł czyjąś rękę na ramieniu i zerwał się na równe nogi przerażony. Był tam gdzie zasnął na cmentarzu ale teraz była już noc
-Nie bój się kochanie- przed nim stał Matt, uśmiechał się jakby wciąż jeszcze żył, jakby przyszedł go znaleźć po zajęciach, jakby nic się nie zmieniło
-Matt- szepnął tak cicho jakby bał się że dźwięk spłoszy tamtego
-Tęskniłem- podszedł powoli do drobniejszego chłopaka- ale skarbie tak nie można...

-Co nie można?- Przerwał mu szybko- przecież nic nie robię- ale zarumienił się jak winny
-Tak malutki.. od roku odmawiałeś sobie życia... Ste to że mnie już nie ma nie znaczy że ty również masz być martwy... boli mnie że jesteś tak bardzo smutny
-Tęsknie- zrobił w końcu krok w jego stronę i teraz zamiast znajomego ciepła bijącego z ciała ukochanego czuł tylko chłód. W oczach zaczaiły się łzy
-Wiem... tak mi przykro- i jemu głos zadrżał- ale to już się stało a ty masz przed sobą wiele lat. Chcę żebyś był szczęśliwy...
-Bez ciebie nie umiem- teraz już płakał
-Kochanie umiesz- wyciągnął rękę ale go nie dotknął zatrzymał koniuszki palców tuż przy jego policzku- i chcę żebyś zaczął... czeka cię tyle szczęścia... tyle miłości...
-Nie chcę nikogo!- Krzyknął zły- Chcę żebyś był przy mnie

-Ci... skarbie ja przeżyłem swoje życie a ty dałeś mi niebo na ziemi. Ty byłeś miłością mojego życia te miesiące razem było jak spełnienie snu. Ty również kochałeś mnie, wiem o tym. Ale twoja podróż się nie skończyła. Ja wiem że jeszcze będziesz kochał. Nie opieraj się. Wiem że to straszne, wiem że boli ale musisz...
-Zobaczę cię jeszcze?- Zapytał Ste żałośnie

-Nie. Dziś jestem tu żeby dać ci siłę do życia. Malutki to że kogoś pragniesz to pierwszy krok. Mnie już nie zranisz- dodał jakby czytał w jego myślach- Ktoś stanie się dla ciebie bardzo ważny i pozwól do tego dopuścić- lodowate wargi zetknęły się z jego- czas żebyś żył. Czas żeby ktoś dał ci tyle szczęścia ile ty dałeś mnie
-Kocham cię- Ste nie potrafił powstrzymać płaczu
-A ja ciebie skarbie- jeszcze jeden uśmiech, ostatnie spojrzenie.

Ste obudził się gwałtownie gdy pierwsze krople deszczu uderzyły o nagrobek. Był zziębnięty i wiedział że płakał. Podniósł się szybko i jeszcze raz spojrzał na zdjęcie uśmiechniętego ukochanego

-Dziękuję- szepnął odszedł ze spuszczoną głową. Tego właśnie było mu trzeba, zamknięcia rozdziału. Końca tamtej ery którego wcześniej nie dostało . Teraz mógł w końcu zacząć na nowo żyć.

Brandon zdziwił się gdy Worren zgodził się z nim zobaczyć. Był pewny że po ostatnim razie przyjaciel skreślił go ze swojego życia. Na szczęście było jednak inaczej.
-W końcu cię zgarnęli- uśmiechnął się pod nosem Lisek
-I miałem racje- ale harda mina ustąpiła skrusze- Wyciągniesz mnie stąd?
-Bierzesz?- Zapytał zakładając ręce na piersi
-Nie... Ste wrócił i dał mi szansę- łagodny uśmiech zagościł na twarzy Brandona- ale ja nie mogę... dotykał go...
-Stary to ci nigdy nie przejdzie- westchnął wchodząc mu w słowo- Załatwię to i wrócisz do naszego starego mieszkania
-Co z Evą?- Zapytał jeszcze gdy przyjaciel wstał
-Martwi się o ciebie i nie tylko ona... Bądź w nim ostrożny Matt zginął rok temu a on nigdy nie był na cmentarzu może zabierz go tam on potrzebuje zamknięcia
-Dam sobie radę- nie chciał przyjmować tak głupich rad. Były ukochany wprawdzie już mu nie zagraża ale on nie będzie zastępstwem

Ste długo wzbraniał się przed podejściem do drzwi. Nie miał ochoty nikogo widzieć ale dźwięk dzwonka był coraz bardziej denerwujący i w końcu musiał otworzyć choćby po to by uciszyć brzęczenie
-Wypuścili cię-stwierdził gdy na progu zobaczył Brandona
-Tak skarbie.. płakałeś- dotknął delikatnie jego policzka
-Ciężki dzień- odwrócił wzrok- Eva ci pomogła?
-Worren- wszedł do mieszkania- Powiesz co się stało?
-Zaczynam nowe życie- odpowiedział szeptem- Masz się gdzie zatrzymać... bo mi wiesz wtedy puściły trochę nerwy....
-Ci.. Kochanie wiem że nie czujesz się ze mną pewnie i tak mam się gdzie zatrzymać. Stare mieszkanie stoi puste, na jakiś czas będzie
-Dobrze ale jeśli będziesz czegoś potrzebował zawsze pomogę- posłał mu nieśmiały uśmiech i mężczyźnie zmiękły kolana. Zrobił krok w stronę ukochanego. Ste po prostu stał, wciąż niepewny i przestraszony ale obiecał że da się znów pokochać i że nie będzie się zamykał na szansę życia.
-Dam sobie radę- dzieliło ich już tylko kilka milimetrów i nagle czas jakby stanął w miejscu i zrobiło się tak cicho że słychać było tylko ich przyspieszone bicie serc. Ste wiedział że od niego zależy co się teraz stanie. Nie był do końca gotowy ale tak bardzo chciał poczuć coś więcej niż tylko ból.
Podjął decyzję. Wspiął się na palcach i po raz pierwszy z własnej woli pocałował mężczyzną. Na początku był to lekki całus ale gdy silne ramiona objęły go i przytuliły do ciepłej szerokiej piersi zarzucił mu ręce na szyję i pozwolił by sprawny zwinny język wsunął się między jego wargi. Jęknął przeciągle
-Taki wspaniały- szepnął Brandon całując jego szyję i te słowa go otrzeźwiły. Wyrwał mu się.
-Idź już- po policzkach znów płynęły mu łzy. Widział podniecenie i an w adoracje ochach mężczyzny ale to było  za dużo i za szybko. Brandon bez słowa opuścił mieszkanie a gdy drzwi się za nim zamknęły. Ste opadł na podłogę.
Po drugiej stronie mężczyzna również usiadł na chodniku oddychają ciężko. Sam nie wiedział czy dobrze zrobił słuchając go ale z drugiej strony gwałt nie wchodził w grę. Ten pocałunek jednak ośmielił go do działania. Uwiedzie swojego aniołka i to już niedługo, bo przecież i on jest chętny tylko się boi a to można zwalczyć.

poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 23(5)

Ste nigdy jeszcze nie był na komisariacie i nie podobało mu się to tak bardzo jak myślał że mu się nie spodoba.
Siedział tu już dwie godziny i wydawało mu się że o nim zapomnieli, na dodatek nogi zaczęły go boleć chyba ze zdenerwowania co nie było niczym przyjemnym. Nie wiedział też co ma powiedzieć  gdy w końcu go wezwą. Co prawda nie rozumiał i bał się zachowania Brandona ale jemu do tej pory nie zrobił krzywdy. Nigdy nie umiał zachować się w stosunku do mężczyzny jak powinien. Teraz jednak wiedział że ma obsesje na jego punkcie tego się bal ale z drugiej strony chyba teraz potrzebował właśnie kogoś takiego. Tylko czy taka przyjaźń ma sens i na dłuższa metę jednak nie stanie mu się krzywda. Na te dwa pytania znał odpowiedź a jednak nawet w zeszłym roku był w stanie dać mu szansę a dziś rano gdy znalazł się w jego ramionach od razu zrobiło mu się lepiej. Może po prostu tęsknił za Matt'em  i go zastępował najbliższym mężczyzną który na prawdę go lubił. Bo wiedział że Brandon mimo wszystko tak po swojemu w niemal straszny sposób go kocha.  Tylko nie wiedział na prawdę co z tym zrobić.  Ukrył twarz w dłoniach  i westchnął.

-Twoja kolej- policjantka uśmiechała się ale on nie potrafił odwzajemnić tego gestu.  Był tak bardzo zmęczony, ale poszedł za nią, może uda mu się szybko wyjść
-Jak długo znasz pana Bradley'a?- Pytanie padło zanim jeszcze dobrze usiadł
-Ponad rok
-Jesteście kochankami?
-Nie
-Ale mieszkacie razem
-Od 2 dni
-Czy zachowywał się w stosunku do ciebie agresywnie
-Nie... nie w ten sposób
-Czyli?
-Po prostu czasem jest nachalny ale to nic
-Jesteś pewny?
-Tak- dopiero  teraz się uśmiechnął
-Wiesz czemu pobił?
-Nie... rozmawiałem spokojnie i nagle po prostu się na niego rzucił... ale może dlatego że mnie dotknął- spuścił wzrok
-Więc jesteście razem?
-Nie... Brandon jest we mnie zakochany był od dawna, ale nie jest niebezpieczny... zwykle. Wyjdzie?
-Za kaucją. Jesteś pewny że ci nie zagraża to nie wygląda dobrze
-Wiem jak to wygląda ale jestem pewien że mi nic nie zrobi... innym też
-Niestety nie zgodzę się z tym... ale prawda jest taka że nigdy wcześniej nie był karany może to jednorazowy wybryk- westchnęła- Jeśli jednak w przyszłości coś ci zrobi albo komuś innemu...
-Tak... Ile wynosi kaucja?- Mężczyzna był w więzieniu przez niego i mimo że nie chciał już z nim mieszać tak go nie zostawi
-25 tysięcy
-Dużo- szepnął- Do widzenia
-Do widzenia chociaż mam nadzieje że nie- kobieta została jeszcze przy biurku
-Mogę go zobaczyć?- Odwrócił się już przy drzwiach
-Tak zaczekaj chwilę.

Dziesięć minut później stał przy celi i robiło mu się coraz gorzej.
-Ste co tu robisz?- Zapytał łagodnie Brandon dotykając jego ręki
-Chciałem...- zarumienił się- chciałem cię zobaczyć. Jesteś tu przeze mnie
-Nie kochanie- uśmiechnął się do niego i delikatnie przysunął go do siebie co nie było łatwe bo przecież był za kratkami- straciłem nad sobą kontrolę nie chcę by ktoś cię dotknął nigdy...
-Nie jestem twój- szepnął i zadrżał
-Nie mówmy teraz o tym. Jak wygląda moja  sytuacja?- Nie chciał mieć większych kłopotów niż ma teraz więc odpuścił temat
-25  tyś... Brandon gdzie jest twoja siostra?- Pamiętał przecież że byli ze sobą bardzo blisko
-W końcu ona i Worren mieli mnie dość- westchnął- nie winie ich
-Skontaktuje się z nią, nie chce żebyś tu siedział... kto wie jak to się skończy
-Nic mi nie będzie.. i wątpię że później pójdę siedzieć a rozprawa jest za trzy tygodnie. Nie martw się o mnie
-Masz kłopoty przeze mnie- upierał się znowu
-Mam kłopoty bo cię kocham i jestem egoistą- przyznał mężczyzna- powinieneś już iść
-Przyjdę jutro- obiecał
-Jeśli chcesz- powiedział to bardzo obojętnie ale tak na prawdę niemal płakał z ulgi i szczęścia Ste nigdy do końca go nie skreśli i to napawało go nadzieją że może kiedyś w końcu go zdobędzie
-Chcę- wspiął się na palcach i musnął jego policzek swoimi wargami. Zadzwoni do Evy miał nadzieje że go wysłucha. Czuł się winny bo przecież wiedział jaki jest Brandon a on może nie do końca świadomie go sprowokował, może chciał, potrzebował uwagi. Skontaktuje się też z masażystą przecież nie oberwał aż tak mocno. Mógł być wściekły i urażony ale czy policja na pewno była konieczna.

Gdy Ste wyszedł z komisariatu nagle zaczął płakać czuł się tak bardzo samotny, zmęczony i skołowany że sam nawet nie wiedział kiedy dotarł na cmentarz i stanął przed grobem byłego chłopaka
-Matt, pomóż mi- poprosił cicho dotykając zimnego marmuru nagrobka- ja już nie wiem co mam robić- położył na nim głowę i zasnął niemal w oka mgnieniu nie zważając ani na zimno ani na to jak bardzo jest to niebezpieczne. Znów był przy ukochanym. I miał nadzieje że obudzi się z jakimiś odpowiedziami.

Brandon miał szczęście, był w celi sam i tak nie mógł zasnąć. Ste był dla niego coraz bardziej zagadną. Wiedział że go nie kocha jeszcze, wiedział że się go boi ale widział przecież że jest z nim w każdej sytuacji jest przy nim. Nie zasługiwał na to ale wzruszało go to bardzo i dawało szansę. Był taki przestraszony gdy do niego przyszedł ale też widział determinacje. Chciał go mieć teraz przy sobie. Musiał go mieć przy sobie. Zamknął oczy i wyobraził sobie że ukochany wypina się do niego się do niego przez kraty. Że jest tu z własnej woli i że czeka na niego gotowy i chętny. Nagle w samym środku najprzyjemniejszej akcji gdy on sam był całkiem twardy. Wpadł na pomysł jak dostać ukochanego szybciej no i przecież zaczął robić postępy. Najpierw jednak musi się z tego wyplątać. Może jednak zadzwoni do Worren'a. On powinie pomóc wciąż jeszcze był mu coś winien.


################################################################################
Chyba nie najlepszy mój rozdział ale sami oceńcie:)

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 22(4)

Dwie godziny później Brandon był gotowy wyważyć drzwi.
Ste był na terapii stanowczo za długo. Właściwie to zaczęło mu się nie podobać już po kilku minutach a chichocząca nastolatka która opowiadała przyjaciółce jakie masażysta ma sprawne ręce sprawiała że się w nim gotowało. Zastanawiał się czy może uda mu się namówić swojego chłopca na zmianę kliniki. Czułby się dużo lepiej gdyby dotykała go kobieta... właściwie nic by wtedy nie czuł a tak musi się męczyć.
Najgorsze było czekanie. W wyobraźni widział co tamten robi jego aniołkowi ale też to że Ste właśnie tego chce. Zdawał sobie sprawę że to nie dzieje się na prawdę że tamten jest profesjonalistom no i dzielą ich drzwi. Jednak nie mógł się powstrzymać. No i to czekanie czemu był tam dłużej niż powinien. Wcale mu się to nie podobało i już miał zapukać gdy w końcu drzwi się uchyliły a on wrócił na miejsce i zacisnął dłonie na krześle musiał czekać już pocałunek był złym pomysłem. Za wcześnie a jeśli ten jego plan zawiedzie będzie zmuszony podjąć drastyczniejsze kroki co może zakończyć się zrobieniem krzywdy chłopcu a tego przecież nie chciał.

-Nie masz się czym przejmować to się zdarza- zobaczył że tamten kładzie Ste rękę na ramieniu i warknął cicho
-Mimo wszystko- chłopak wyraźnie się zarumienił- to bardzo żenujące a pewnie nie zbyt miłe dla ciebie...
-Jestem wręcz zaszczycony- przerwał mu i teraz ręka powędrowała na jego policzek- ale sam wiesz że po pierwsze nie mogę a po drugie skoro tak cię to żenuje to nie jesteś jeszcze gotowy na myślenie o związku...nawet o chwili zabawy
-Postaram się więc opanować- Ste tym razem spojrzał mężczyźnie w oczy i uśmiechnął się
-Reakcja organizmu żebyś wiedział ile ja tu tego widziałem...ale kto wie może kiedyś zdobędę się na odwagę i nie będzie trzeba robić z tego afery. Ste na prawdę masz prawo układać sobie życie a że twoje ciało reaguje na bliskość to nic takiego. Chociaż....- rozmarzył się. Rob wiedział że chłopiec jest śliczny i z przyjemnością go dotykał. Dobrze się mu z nim rozmawiało był inteligentny i miał wszystkie cechy jakich on sam szukał w partnerze. Mimo wszystko czuł że po pierwsze nie jest gotowy a po drugie nie podobał mu się mężczyzna który bezczelnie pocałował go tuż przed tym jak zniknęli w gabinecie.
-Zrozumiałem- jeszcze jeden uśmiech- ale dziękuję. To do zobaczenia w piątek?
-Za nic w świecie mnie to nie ominie ale idź do lekarza może nie potrzebujesz dwa razy w tygodniu... czasem można przedobrzyć no chyba że bardzo chcesz się ze mną zobaczyć to nie będę stawał na drodze- i on się roześmiał
-Dobrze dobrze- Ste w końcu skończył tą dziwną rozmowę i odwrócił się a Rob już miał zawołać następnego pacjenta gdy zobaczył wyraz twarzy towarzysza chłopca. Ten gość wcale mu się nie podobał, miał jakieś złe przeczucie.
Brandon  każdą sekundą miał tego dość ale co mógł zrobić. Wymiana zdań dotyk ale gdy jego aniołek odwrócił się do niego niemal dosłownie zalała go krew. Wiedział że chłopiec jest dobrze obdarzony no i przecież znał go na tyle że zobaczył jak jego erekcja może nie do końca wyraźna ale tam była i powoli opada. Sam nie wiedział jak udało mu się spokojnie do nich podejść. Właściwie tego nie pamięta.
Nie mniej jednak odsunął Ste na bok i bez ostrzeżenia uderzył tamtego z taką siłą że ten upadł na podłogę a ze złamanego nosa polała się krew
-Brandon!- Krzyknął Ste i złapał go za rękę- Co ty wyprawiasz?- Rozejrzał się po korytarzu. Zrobiło się zamieszanie i był niemal pewny że za kilka chwil pojawi się ochrona
-Odejdź- wyrwał mu się i nawet na niego nie spojrzał. Chłopak kontem oka zobaczył dwóch rosłych mężczyzn w mundurach. Już po nich.
-Jeśli się nie uspokoisz to cię wyrzucę- syknął jeszcze zły i odsunął się. Po czym po prostu oddalił się w stronę wyjścia nie miał ochoty na takie zabawy i prawdę mówiąc bał się tego i nie rozumiał przecież zaczęli się dogadywać.

Brandon już szykował się do kolejnego ciosu gdy ktoś złapał go od tylu i przytrzymał
-Wystarczy kolego- było ich dwóch. Więksi od niego mimo tego był pewny że sobie z nimi poradzi. Rozejrzał się jednak w poszukiwaniu swojego aniołka. Tego jednak nigdzie nie było i to go otrzeźwiło
-Dobra- warknął
-Już jesteś spokojny?- Uścisk nie zelżał
-Ta- został popchnięty w stronę wyjścia ale jeszcze się odwrócił- dotkniesz go znowu a zginiesz- warknął po czym dał się wyprowadzić. Ste gdzieś zniknął a to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Prawdopodobnie poszedł do domu i był na niego zły. A dzień tak dobrze się zaczął powoli wkraczał w życie ukochanego a tu musiał napatoczyć się jakiś dupek który tylko czekał na chwilę jego nieuwagi. Ale już sobie na nią nie pozwoli.

-Ste zaczekaj- dogonił go w parku
-Nie- chłopiec nie odwrócił się do niego i szedł dalej
-Ste proszę- ominął go i stał teraz przed nim- wiem że cię tym przestraszyłem ale...
-Ale mnie kochasz!- Przerwał mu- Proszę ty nie wiesz co to jest...- wziął głęboki oddech- przyjąłem cię pod swój dach bo chciałem pomóc... myślałem że się zmieniłeś że cokolwiek to było że się stoczyłeś... nie ważne masz się wynieść do końca tygodnia tyle powinno wystarczyć żebyś coś znalazł albo dogadał się z siostrą nie interesuje mnie to- i już chciał odejść gdy silne ramiona przytrzymały go na miejscu. Brandon swoimi ciemnymi oczami był w stanie wejść w jego duszę ale i mężczyzna czuł podobnie. Przez kilka minut stali tak w milczeniu
-Dobrze wyniosę się- poddał się w końcu- ale ja na prawdę...
-I mógłbym ci nawet uwierzyć... rano- szepnął i spuścił wzrok- wtedy przez jakiś czas... było dobrze- znów na niego spojrzał- ale jesteś niebezpieczny. Boję się ciebie tak jak w zeszłym roku
-Przepraszam.... nie mogę znieść że ktoś inny cię  dotyka...
-Nie jestem twój- znów mu przerwał- chcę iść do domu
-Idziemy- wypuścił go z objęć z cichym jękiem. Ma kilka dni żeby nakłonić chłopca by zmienił zdanie- Ste?
-Tak?- Nie spojrzał już na niego ale samo to że się odezwał było dobrym znakiem
-Miałem szansę?- Właściwie nie chciał tego wiedzieć bo chłopiec jest i będzie jego ale to zawsze rozmowa
-Tak... na samym początku pierwszej nocy- westchnął- ale tylko przez tych kilka minut- mężczyzna kiwnął głową. Naprawi to i zostanie w mieszkaniu choćby nie wiadomo co się działo.

Ste był w swojej sypialni już od trzech godzin a najgorsze było to że Brandon  nie słyszał z pomieszczenia żadnego dźwięku co bardzo mu się nie podobało i gdyby nie to że co jakiś czas sprawdzał przez okno czy nic mu nie jest pewnie martwiłby się jeszcze bardziej ale chłopiec siedział przy komputerze z słuchawkami na uszach. Więc wszystko było dobrze. On sam postanowił zabrać się za robienie kolacji.
I już szedł do kuchni gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Nie on jeden bo i Ste uchylił drzwi pokoju. Nikogo się nie podziewał a Amy miała klucze więc wydało mu się to dziwne.
Brandon otworzył i stanął twarzą twarz z dwoma policjantami
-Brandon Bradley?- Zapytał  jeden
-O co chodzi?- Kontem oka zobaczył że aniołek stoi już w korytarzu ze zdziwioną miną. On nie powinien tego oglądać ale zanim zdążył się odezwać już był skuty kajdankami
-Jesteś aresztowany za pobicie - starszy policjant wyprowadził go z domu a młodszy spojrzał na Ste z lekkim łagodnym uśmiechem
-Chcemy też twoje zeznania- zaskoczony chłopak tylko kiwnął głową. Żadne z nich niczego się nie spodziewał ale to znaczyło tylko tyle że Rob musiał wnieść oskarżenie.
A dzień zaczął się tak miło.




poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 21(3)

Ste obudził się wypoczęty jak nigdy od ponad roku. Przez chwilę nawet uśmiechał się na wspomnienie snu ale wiedział że za kilka krótkich minut będzie musiał wrócić do okropnej rzeczywistości w której nie ma i nigdy już nie będzie Matt'a.
Za to poczuł coś dziwnego. Do jego nosa dochodził łagodny aromat kawy i dopiero po chwili paniki w której rozważał nawet czy nie zwariował przypomniał sobie że nie jest sam w mieszkaniu. Nie dalej jak wczoraj zaproponował pomoc mężczyźnie który przed rokiem przerażał go nachalnością i pewnością że któregoś dnia będę razem. Uśmiechnął się gorzko na te wspomnienia. To wszystko było teraz nie ważne i nawet trochę śmieszne. Ale nie mógł nie pomóc. Jemu się przecież udało. Wyszedł z życiem z wypadku którego miał nie przeżyć wiec skoro on dostał szansę to czemu nie dać jej komuś innemu.
W końcu się podniósł i zaczął ubierać. Nie ma nic innego do roboty więc po śniadaniu może wrócić z powrotem do łóżka albo wejść do wanny na długie godziny.

Brandon bardzo się starał przygotowując śniadanie. Był bardzo wdzięczny swojemu ślicznemu chłopcu i był trochę winny ostatniej nocy. Wiedział że nie powinien był tego robić ale ciałko aniołka było zbyt kuszące. On sam był zbyt kuszący. Musiał się dziś wybrać do parku czy do innych miejsc spotkań dilerów bo jeśli odpowiednio się nie naćpa może się po prostu rzucić na Ste i go brutalnie zgwałcić. Wie że byłby do tego zdolny a takiej krzywdy nie może mu zrobić. To że byłby zdolny nie znaczy że powinien nawet o tym myśleć. Czuł że robi się twardy. Wziął kilka głębokich oddechów i zamknął oczy.
Wiedział że jego ukochany za kilka minut pojawi się w kuchni i nie może mu się tak pokazać. Jeszcze nie. Może rok przerwy w realizacji planu było dobrą rzeczą. Teraz ma nawet lepszy dostęp do niego i może udawać. Może go przekonać że nie jest niebezpieczny i potrzebuje pomocy uporać się ze sobą. To drugie było prawdą ale wątpił by aniołek mógł tu coś poradzić. Nie wiedział nawet czy on sam tego chciał, chociaż może razem z powrotem ukochanego odzyska chęć do życia. Już teraz coś powoli zaczęło się w nim zmieniać.  Bardzo bardzo powoli jakby czekał tylko na lekki cień uśmiechu na twarzyczce Ste. Chciał na to zasłużyć.

-Brandon?- Ste wszedł do kuchni i zobaczył mężczyznę stojącego na środku pomieszczenia z zamkniętymi oczami- Stało się coś?- Zapytał zaniepokojony
-Wszystko dobrze- spojrzał na niego- usiądź wrobiłem śniadanie... żeby podziękować....
-Nie ma sprawy- i ten uśmiech takie piękny że Brandon musiał przytrzymać się stołu  żeby nie podejść i zacząć go po prostu całować do utraty tchu- po prostu chciałem pomóc. Rok temu było... w każdym razie po prostu nie mogłem patrzeć na to jak przez rok się stoczyłeś
-To był ciężki rok- zgodził się i usiadł przy stole. Ste roześmiał się nagle a mężczyzną przeszedł przyjemny dreszcz- Co cię tak śmieszy?
-Przypomniałem sobie jak się tu włamałeś i zrobiłeś jajecznice- nalał sobie kawę
-Nie był to mój najlepszy pomysł przyznaję- mężczyzna zrobił to samo
-Czemu ja?- Zapytał w końcu chłopak. To zawsze go zastanawiało wiedział że Brandon może mieć każdego
-Jesteś piękny- szepnął - ale to nie tylko o to chodzi. Poznałem cię trochę i wiem że nie chcesz tego słuchać ale wciąż jestem zainteresowany. Ale rozumiem że to za wcześnie- dodał na widok spanikowanej miny chłopca
-Chciałem wiedzieć-uśmiechnął się lekko ale też smutno- Wiesz... muszę iść dziś do szpitala. Wciąż muszę ćwiczyć nogi. Może kiedyś uda mi się znów biegać- spuścił wzrok ale nagle poczuł dużą ciepłą dłoń na swojej małej. Nie poruszył się jednak chociaż walczył ze łzami i drżeniem
-Wszystko będzie dobrze- wstał i podszedł do ukochanego- jeśli chcesz pójdę z tobą
-Proszę- i nagle przytulił się do zaskoczonego mężczyzny. Po kilku minutach gdy upewnił się że podoła zadaniu i on go objął.
Trwali tak dość długo ale dla Brandona zbyt krótko. Gdy chłopak zaczął się odsuwać nie mógł go zatrzymać mimo że bardzo by tego chciał. Widział w oczach Ste łzy i aż przygryzł wargi do krwi by nie zrobić czegoś drastycznego
-Co dokładnie robisz na tych ćwiczeniach?- Zapytał gdy wrócił na miejsce na przeciwko i zabrał się za jedzenie
-Mam masaż, chodzę jest na prawdę różnie... i czasem jeszcze boli- westchnął- ale jest dużo lepiej.
Brandon jednak przestał słuchać po tym jak aniołek wypowiedział słowo masaż. Oczami wyobraźni widział jak chłopiec leży niemal nago pod jakimś nieznanym mu mężczyzną i... nie chciał się w to zagłębiać. Nawet nie powinien ale musi coś zrobić żeby to nigdy się nie powtórzyło.

Mężczyzna widział że Ste bardzo się denerwuje gdy siedzieli w poczekalni. Fizykoterapia bywała upokarzająca i bardzo nieprzyjemna. Mimo że wszyscy tam byli bardzo mili i starali się żeby było mu dobrze. Tu jednak nigdy nie był.
-Czemu się tak denerwujesz?- Zapytał Brandon starając się sam uspokoić
-Zawsze tak mam- popatrzył na niego- na prawdę zaczekasz?
-Nie pozwolę żeby stała ci się krzywda- niemal warknął ale Ste tylko się uśmiechnął
-Cieszę się że tu ze mną jesteś. Twoja nadopiekuńczość jest... miła
-Nie prawda- mężczyzna delikatnie dotknął jego ręki- Ale przywykniesz
-Można do wszystkiego- swoją drugą dłonią przykrył rękę Brandona. Były takie inne. Mężczyzna miał silne opalone duże teraz trochę zniszczone dłonie które wspaniale byłoby czuć na ciele. Tak mógł przyznać że jest napalony chociaż minimalnie. Nie był gotowy na nic wielkiego ale był też człowiekiem. Jego własne ręce małe, delikatne i niemal białe- ale dziękuję. Chyba pomożemy sobie na wzajem- spojrzał mężczyźnie w oczy.
-Dla ciebie zrobię wszystko- Brandon przerwał połączenie bo nie mógł już tego znieść. Musiał go mieć.  Kochał go jeszcze bardziej niż wcześnie i nie pozwoli żeby ktokolwiek tym razem sprzątnął mu go sprzed nosa. Przywiąże go do siebie w każdy możliwy sposób.
-Steven Hall- drzwi otworzyły się i wyszedł z nich przystojny ciemnoskóry mężczyzna
-To ja- podniósł się powoli. Nie chciał teraz patrzeć na swojego towarzysza. To mogło się źle skończyć. Brandon zresztą zacisnął rękę na jego dłoni w bolesny sposób
-Jeśli cię tknie- warknął bardzo chcąc go stąd zabrać
-Poradzę sobie- Ste posłał mu jeszcze uspokajający uśmiech. Po czym powoli zaczął się od niego oddalać. Mężczyzna był jednak trochę szybszy i zanim chłopiec zniknął za drzwiami z czekającym czarnuchem przytulił go do siebie zaciskając z żelaznych ramionach i pocałował namiętnie tylko żeby tamten widział że jest jego. I żeby przypomnieć Ste oraz sobie jak na prawdę jest miedzy nimi
-Brandon- jęknął gdy tylko udało mu się chociaż trochę odsunąć- Nie rób tego... proszę- ten przestraszony wzrok. Ale było tam coś jeszcze... może tylko cień nadziei cień uśmiechu. Może w końcu pozwoli sobie pomyśleć o kimś innym niż o zmarłym ukochanym. Wie że nie może ciągle żyć przeszłością ale jeszcze nie jest do końca na to wszystko gotowy.
-Wybacz- szepnął ale wcale nie było mu przykro. Gdyby to od niego zależało robiłby to bez przerwy. Puścił go w końcu- będę tu- warknął
-Wiem- i w końcu zniknął za drzwiami . Chciał to mieć za sobą. Być może Brandon na prawdę trochę się zmienił. Może tym razem powoli na prawdę razem pomagając sobie wyjdą na prostą. Ale on wiedział że na to potrzeba czasu i tego postara się nauczyć mężczyznę.

czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 20(2)*

Brandon dawno nie obudził się w tak wygodnym łóżku.
Było mu ciepło, wygodnie, był najedzony i czysty. Spojrzał na zegarek. 2.30. Teraz już nie uśnie. Miał ogromną ochotę się napić. Albo po prostu naćpać ale nie mógł. Nie z jego słodkim aniołkiem za ścianą. A mówiąc o Ste. Chłopiec po prostu doprowadzał go do obłędu. Był taki słodki i niewinny. Taki dobry. I był tak blisko że aż bolało.
Mężczyzna wstał z cichym jęknięciem. Nie powinien dotykać ukochanego ale mógł przecież popatrzeć jak śpi.

Stał nad łóżkiem Ste i przyglądał się jak chłopiec śpi, W bladym świetle wygląda przepięknie. Zawsze wydawało mu się że będzie spał skulony w kłębek jak kot a okazało się że Ste śpi rozparty na łóżku i czyżby tylko w samych bokserkach. Musiał to zobaczyć. Penis boleśnie dopominał się uwagi więc spuścił delikatnie spodnie i obnażył imponujący pulsujący z podniecenia członek i powoli zaczął zsuwać koc z pięknego ciała.
Ste czekał na łóżku aż jego kochanek w końcu przestanie go torturować i podszedł do niego. Już miał wstać gdy Matt znalazł się przed nim i delikatnie dotknął jego policzka
-Wszystko w swoim czasie- zapewnił i pchnął go na posłanie. Zanim Ste zdążył zaprotestować nakrył jego ciało własnym i zaczął powoli całować ocierając się niespiesznie.
Brandon nie pomylił się zbytnio. Chłopiec spał tylko w bokserkach. Ukląkł na dużym łóżku tuż obok niego i tylko opuszkami palców. Jakby bał się że go obudzi, czy jakby miał zniknąć tuż z przed jego oczu. Dotknął bladego miękkiego policzka. Taki wspaniały. Erekcja jeszcze nigdy nie była tak bolesna dlatego przymknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów. Po czym raz jeszcze go dotknął. To było silniejsze od niego.

Ste jęknął gdy dłoń starszego chłopaka przesunęła się po jego klatce piersiowej. Matt uśmiechnął się tyko i polizał jego szyję
-Piękny- szepnął mu do ucha- A teraz spokojnie. Wszystkim się zajmę- raz jeszcze spojrzał mu w oczy i nagle jego silna dłoń przeniosła się na jego nabrzmiałego penisa. Jęknął i wygiął ciało w łuk żeby być bliżej tego wspaniałego uczucia. Zwinny język wsunął się w jego ciepłe chętne usta.
Mężczyzna gdy usłyszał z ust ukochanego kilka jęków rozkoszy ośmielił się nieco i przesunął rękę na klatkę piersiową zatrzymując się przez chwile na twardniejących coraz ciemniejszych guziczkach. Pochylił głowę i musnął lewy sutek koniuszkiem języka. Ste przysunął się do niego i Brandon aż jęknął gdy penis chłopca niestety ukryty pod cienkim materiałem otarł się o jego nogę. On sam  był sekundy od dojścia. Potężnego orgazmu jakiego nigdy nie miał. Zagryzł wargi aż do krwi i znów skupił się na chłopcu.

Matt postanowił go tej  nocy poddać wymyślnym torturom i to z uśmiechem na twarzy. On sam wił się i jęczał pod jego sprawnymi rękami i językiem.  Był na granicy płaczu. Już otworzył usta żeby błagać gdy ukochany w końcu ulitował się nad nim i wziął go w usta. Tym razem krzyknął i gdyby nie silne dłonie przytrzymujące jego biodra sam nadałby szalone tępo pieszczocie. Matt miał jednak inne plany i bardzo powoli lizał jego purpurowy już niemal gotowy członek. Jemu nie pozostało nic innego jak tylko jęknąć i opaść wygodnie na poduszkę. I oczywiści cieszyć się z tego co w końcu się dzieje. Chociaż z każdą sekundą chciał więcej i więcej.
Brandon tylko przez chwilę zastanawiał się czy to dobry pomysł. Ale jakikolwiek rozsądek przysłoniły mu słodkie jęki i mruczenia chłopca. Zdawał sobie sprawy że Ste śni ale to nu nie przeszkadzało.  Nie ośmielił się jednak wsunąć ręki pod bokserki. Nie było to konieczne. Wystarczyło mu że dotknął nabrzmiały dość duży penis ukochanego przez materiał. Musiał być ostrożny i taki starał się być. Opuszkami palców niespiesznie starając się powstrzymać pieścił ciało ukochanego. Tą jedną z nietkniętych części. 

-Matt!- Krzyknął gdy poczuł na swoim penisie delikatne ugryzienie. I rękę ściskającą jądra.
-Ci... oddychaj to jeszcze nie koniec- wymruczał i zaczął ssać coraz bardziej zapalczywie.  Przez głowę Ste przeszła myśl że ukochany chciał go po prostu zabić. Ale sposób zejścia z tego świata był wspaniały i nie zamieniłby go na inny. Zamknął oczy gdy nagle poczuł palec który pieści delikatnie bardzo ostrożnie jego wejście. Tego nie mógł już znieść. I doszedłby gdyby nie silna ręka zapleciona na jego członku
-Poczekaj malutki- i znów pocałunek. Zasmakował samego siebie na wargach kochanka a to było jeszcze bardziej podniecające niż cokolwiek innego- Już?- Zapytał patrząc mu w oczy
-T..tak- jęknął i wziął kilka uspokajających oddechów. Matt znów rozpoczął pieszczotę teraz jeszcze bawiąc się jego wejściem. Niespiesznie, nie nachalnie. Tak jak najlepszy kochanek.

Czuł jak penis chłopca drży pod jego dotykiem. On sam był spocony. Po dolnej wardze spływała cienka stróżka krwi. Wolna ręka ściskała ramę łóżka tak boleśnie że zesztywniała. Musiał być ostrożny. Mimo swojego wielkiego podniecenia i  ochoty nie dopuści się gwałtu na śpiącym pięknym ukochanym chłopcu. W końcu dostanie to czego chce. 

Jak na razie to musiało mu wystarczyć.  Nabrał jednak śmiałości i ścisnął mocniej erekcje. Czuł że Ste jest blisko. Mimo że sam jeszcze nie doszedł zapach sexu był obezwładniający. Był niemal namacalny. Aniołek jęknął i wypuścił powietrze. Po czym uniósł biodra. I bokserki zsunęły się ukazując czubek pulsującego lepkiego penisa. To był koniec. Musiał po prostu musiał do dotknąć. Tylko palcem, tylko koniuszkiem. Bardzo delikatnie. To właśnie zrobił. Ostrożnie patrząc na twarz Ste żeby przypadkiem mimo wszystko nie obudzić. Kilka kropel spermy która już wyciekała z członka chłopca pachniała tak słodko ze musiał zdobyć więcej. Nie ośmielił się jednak zrobić niczego więcej. Po prostu pieścił dalej bardzo delikatnie ale i coraz szybciej. Dojdą razem nawet jeśli będzie go to miało zabić.
Matt wsunął koniuszek palca w ciasny gorący otwór i Ste nie mógł już tego znieść. Jego ciało raz jeszcze wygięło się w łuk  zacisnął oczy i doszedł gwałtownie ale zanim emocje opadły poczuł gorące usta na swoich i wiedział że to jeszcze nie koniec tej wspaniałej nocy.
W końcu ciało obok zaczęło drżeć i to był dla niego znak. Na jego dłoń i bokserki chłopca rozlało się ciepłe nasienie. On sam wstał szybko bardzo szybko i doszedł oblewając własne spodnie i uda. Oddychał głęboko. Ciężko. Nogi miał jak z ołowiu ale jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy. To było wspaniałe. Przez zamglone oczy spojrzał na łóżko. Słodki uśmiech wpełzł na piękną twarzyczkę i chłopiec zwinął się w kłębek. Powoli podszedł do łóżka i okrył z troską ciałko. Raz jeszcze pochylił się nad nim i musnął delikatnie wargami jasne włoski.
-Jesteś mój kochany i sprawie byś to wiedział- szepnął jeszcze i powoli zmierzał do wyjścia. Był zmęczony a nie mógł tu zasnąć nawet jeśli bardzo chciał wziąć ukochanego w ramiona. Usłyszał jeszcze cichy chichot gdy zamykał drzwi sypialni.  Musiał wejść pod prysznic. Znów był zaczął się podniecać. No  i powinien się umyć. Przyłożył prawą dłoń do ust i pocałował palce na których wciąż jeszcze czuł ukochanego. Na jakiś czas to wspomnienie wystarczy by zapewnić mu spokojnie przespane noce. A później będzie już tylko lepiej. Bo przekona chłopca do siebie i nie będzie się czuł po wszystkim jak kryminalista.


###############################################################################
Kochani proszę o komentarze i to jak najwięcej. Miało wyjść gorąco i psychopatycznie, ale sami oceńcie. Czekam na 10 wpisów:)

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 19(1)

W miarę jak Ste zbliżał się do ulicy którą opuścił rok temu po śmierci ukochanego mężczyzny tym bardziej miał wrażenie że tutaj czas całkiem się zatrzymał. Właściwie gdyby nie to że widział jak ładnie rośnie Luke to dla niego minęłoby tylko kilka dni.
Wciąż jeszcze musiał używać kuli bo nogi nie powróciły do wcześniejszego stanu i może już nigdy nie powrócą. Jeszcze do tej pory śnił mu się tamten wypadek i tak na prawdę nie chciał wychodzić z bardzo wygodnego stanu żałoby ale gdzieś tam w jego umyśle narodziła się myśl, że Matt nie chciałby żeby spędził resztę życia zamknięty w pokoju tak jak upłynęło mu 4 pierwsze miesiące po wyjeździe.
Długo też zastanawiał się nad powrotem. Równie dobrze mógł przecież zostać polubił tamtą okolice. Tylko że tu coś go ciągnęło.

Był wdzięczny Amy i jej narzeczonemu Kevin'owi za to że doprowadzili mieszkanie do porządku i wymówili je lokatorom jeszcze przed jego przyjazdem. Nie miał na to siły. Jeszcze jedna rzecz zmieniła się tego roku. Greg w końcu poznał dziewczynę swoich marzeń i za namową Ste postanowił zostać jeszcze jakiś czas a później sprowadzić ją do nich. Żeby poznała wszystkich i chłopak był niemal pewny że przyjaciel chcę się oświadczyć. To miało swoje dobre strony i na prawdę cieszył się szczęściem Greg'a co nie znaczy że miał siłę to wszystko oglądać.
Ciągle bardzo tęsknił i to uczucie prawdopodobnie już nigdy go nie opuści. Na szczęście bolało znacznie mniej.

Stanął w końcu przed swoim starym mieszkaniem. Przyjaciółka przysięgała mu niemal że doprowadzili wszystko do poprzedniego stanu ale z lekkim uśmiechem na twarzy bardzo w to powątpiewał. Nikt nie byłby w stanie odtworzyć systemu chaosu wprowadzonego przez Greg'a on sam mimo że mieszkał z nim od kilku lat się w tym gubił. Nie mniej jednak dobrze było wrócić  do siebie. Z jakiegoś powodu tutaj czuł się znacznie lepiej niż tam. Może dlatego że wciąż czuł obecność Matt'a nie tylko w miasteczku ale przede wszystkim tu obok mieszkania. Jakby miał się tu nagle pojawić i swoim zwyczajem porwać go w ramiona.
Samotna łza spłynęła mu po policzku i w końcu przekręcił klucz w zamku.

Brandon obudził się gdy jakiś dzieciak rzucił w jego stronę butelką. Nienawidził spać na ławce w parku ale nie miał innego wyjścia.
Wszystkie katastrofy w jego życiu zaczęły się zaraz po tym jak jego aniołek zniknął z miasta. Najpierw jakiś jego uczeń oskarżył go o molestowanie przez co stracił pracę. Po czym nie mógł już przestać pić i przez jakiś czas też ciągle chodził naćpany. Stracił również w końcu najlepszego przyjaciela który ciągle starał mu się mimo wszystko pomóc ale zarówno on jak i jego siostra wyprowadzili się z miasta. I nie miał im tego za złe. Gdyby mógł sam by to zrobił. Nie miał jednak ani pieniędzy ani motywacji. Wciąż czekał na swojego ślicznego chłopca. Wiedział że któregoś dnie znów się pojawi a on musi tu być żeby już nikt nigdy go nie dotknął. Jeszcze jednego rywala by nie zniósł. Ste w końcu będzie jego.
Gdy zniknął przez miesiąc może dwa śledził jego przyjaciółkę i starał się na wszystkie sposoby zdobyć wiedzę o tym gdzie jest. Nic to jednak nie dało.
Na ulicy mieszkał od 4 miesięcy. Teraz wiedział że jest na dnie ale nie to było najważniejsze. Nigdy nie wyglądał tak okropnie. Miał na sobie poszarpane brudne ubranie. Sam śmierdział i zaczął już wątpić że kiedyś dokładnie się umyje. Zresztą przecież nie miał gdzie. Wiedział też że robi się głodny ale na to pomagała wódka. Niestety żeby ją zdobyć musiał się w końcu stąd ruszyć.
Wstał i poczuł że każdy mięsień i każda kość boli go niemiłosiernie. Mimo wszystko ruszył walnym krokiem w stronę miasta. Pod dom Ste. Tylko to jeszcze trzymało go przy zdrowych zmysłach. To i sny piękne wizje w których miał chłopca obok i w których aniołek ma wszystko na co chłopiec zasługuje. To jednak nigdy już się nie zdarzy. Nie w takim stanie.

Mężczyzna zdziwił się bardzo gdy zobaczył że drzwi mieszkania są otwarte. Owszem wiedział o lokatorach tak sam jak wiedział że już ich nie ma. Więc może ktoś się tam włamał. Sam przez dwa pierwsze tygodnie gdy nikogo tu jeszcze nie było spędzał tam każdą wolną chwilę.
Już miał wejść do środka gdy w drzwiach pojawił się śliczny blondynek. Ten rok przez który się nie widzieli wcale go nie zmienił. Brandon zobaczył jednak że piękne błękitne oczy są teraz jakby ciemniejsze i chłopiec opiera się na drewnianej lasce. Mimo wszystko jak i za pierwszym razem zaparło mu dech w piersiach a jego członek drgnął. Ste powrócił i widocznie był sam.
Gdyby był taki jak wcześniej od razu podszedłby do ukochanego  i  wziął w ramiona. To jednak nie było możliwe. Na razie mógł tylko patrzeć.
I nie zobaczył że chłopiec zbliża się powoli do niego. Nie poznał go. Czemu wcale się nie dziwił. On sam się nie poznawał dlatego też przestał przyglądać się własnemu odbiciu
-Proszę pana- ten piękny cichy głos. Który nawet po roku dźwięczał mu w uszach. A teraz słyszał go na prawdę. Pochylił głowę
-Tak?- Wychrypiał
-Może mi pan pomóc?- Zapytał. Brandon zdał sobie sprawę że Ste się nie boi. A przecież mógł trafić na każdego innego menela. Oczywiście do tego on sam by nie dopuścił ale tego ukochany nie wiedział.
-Jesteś pewny?- Zapytał teraz już pewniejszym głosem
-Tak.. ja zapłacę- zarumienił się lekko i spuścił wzrok
-Jeśli dasz mi coś do jedzenia zrobię co zechcesz... a jeśli to nie duży problem nie kąpałem się od jakiegoś czasu...- mężczyzna zdał sobie sprawę z tego że był na czyjejś łasce. I to na łasce swojego ślicznego aniołka. Życie było przewrotne
-Dobrze- uśmiechnął się do niego i zaczął iść w stronę mieszkania. Brandon podszedł za nim.

Okazało się że Ste ma problemy z przesuwaniem mebli w swojej sypialni. Sam nie mówił niemal nic a mężczyzna nie pytał. Wykonywał tylko polecenia raz po raz zerkając na chłopca. Czy to możliwe że stał się jeszcze piękniejszy. Tak mu się właśnie wydawało.
Po 40 minutach skończył. I stał na środku sypialni czekając
-Tam jest łazienka- wskazał drzwi na korytarzu- a ja zrobię panu coś do jedzenia... zapiekanka może być?- Jeszcze jeden uśmiech.
-To twój dom- powiedział i poszedł w stronę upragnionego pomieszczenia. Musiał ukoić swoją żądze. Za wszelką cenę nie mógł go teraz wystraszyć. Nie było go na to stać.

Wyszedł spod prysznica dopiero grubo ponad godzinę później. Wykąpany czuł się dużo pewniej. Lepiej i jakby młodziej. Stał teraz w drzwiach kuchni i bez słowa niemal bez oddech przyglądał się ukochanemu. Ten stał odwrócony do niego i mimo laski poruszał się bardzo pewnie.
-Wie pan....- głos Ste zamarł gdy zobaczył kto stoi w progu jego własnej kuchni. Czysty i z lekkim uśmiechem- Brandon- jęknął
-Witaj malutki- wszedł do środka i usiadł na krześle- dziękuję ci za to
-Co się stało?- Zapytał podając mu ciepłe jedzenie i kubek mocnej czarnej kawy
-To długa historia- zanim zacznie mówić musi coś zjeść dlatego też na jakiś czas nie zwracał na ukochanego uwagi. Dopiero po jakimś czasie podniósł na niego wzrok- I nie ważna.
-Ale...- zaczął niepewnie po czym westchnął- zostań tu- nie patrzył na mężczyznę
-Słucham?- Brandon nie mógł uwierzyć w to co słyszy
-Rok temu miałem wypadek... i wyszedłem z niego niemal cało... dostałem szansę i chcę... muszę jakoś się odwdzięczyć... dobry uczynek....
-Rozumiem- to było lepsze niż nic. I mężczyzna rozpromienił się- kiedyś powiem ci co się stało- wstał i zabrał brudne naczynia
-Jeśli chcesz...- i chłopiec wstał- przygotuję ci drugi pokój.  Brandon....
-Będę grzeczny- obiecał ale już wiedział że tego nie dotrzyma. Nie gdy jest tak blisko ukochanego. Teraz ma szansę i nie zmarnuje jej już nigdy.  Nagle zachciało mu się pić. Tak bardzo potrzebował alkoholu że aż musiał podeprzeć się o blat żeby nie upaść. Wiedział że będzie ciężko ale aniołek dał mu nadzieje. Uśmiechnął się lekko i poszedł w stronę pokoju. Powinien mu teraz pomóc. Przecież wie że nogi jeszcze nie całkiem mu się zagoiły. Brandon nie lubił być bezsilny a taki był przez ostatnie miesiące tracąc wszystko. Teraz będzie inaczej. Ma chłopca obok i nikt inny już się do niego nie zbliży. Tylko musi działać ostrożnie i inaczej niż ostatnio.

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 18

Trzy tygodnie później Ste fizycznie czuł się lepiej. Rany, złamania i otarcia goiły się zaskakująco dobrze ale on sam był w okropnym stanie i prawie się nie odzywał. Patrzył tylko w okno.
Przyjaciele odwiedzali go każdego dnia i starali się ze wszystkich sił polepszyć mu jakoś nastrój nic jednak nie działało.
Brandon przychodził gdy nikogo innego już nie było i zwykle zostawał a całe noce. Wiedział że nawet jego siostra raz czy dwa odwiedziła chłopca. Gdy przy nim siedział nic nie mówił. Często miał wrażenie że Ste nie jest nawet świadomy jego obecności ale on cieszył się że wygląda coraz lepiej. Wciąż jeszcze obwiniał Matt'a za tamten wypadek mimo że policja i wszyscy inni byli pewni, że zawinił tamten kierowca i Brandon wcale nie był zadowolony z tego że nie żyje. Sam chciał wymierzyć sprawiedliwość.
Pił teraz jeszcze więcej i nie przychodził już do pracy ku uciesze uczniów. Gdy był w domu zamykał się u siebie. Chodził naćpany i uprawiał więcej sexu niż kiedykolwiek ale nic nie mogło wymazać z przed jego oczu widoku ukochanego aniołka tego pierwszego dnia w szpitalu. Ten obraz będzie go prześladował do końca życia.

Gerg przyszedł dziś po przyjaciela który mógł w końcu opuścić szpital. Na wózku inwalidzkim ale zawsze. Miał już dość tego miejsca. On i Amy długo rozmawiali co powinni teraz zrobić i miał nadzieje że Ste się zgodzi to przecież dla jego dobra, stracił ukochaną osobę i jakby całkiem chęć do życia. A to musi się zmienić. Nie tu jednak bo wie że wszystko nawet w ich mieszkaniu wszystko będzie mu przypominać Matt'a. No i ludzie tutaj. Będą mu współczuć a Ste jest na to uczulony.
-Wiem że nie chcesz rozmawiać- Greg siedział na łóżku obok mniejszego chłopka- nie winię cię za to i rozumiem, ale... ja i Amy pomyśleliśmy sobie że byłoby dla ciebie dobrze gdybyś wyjechał... nie sam oczywiście. Ja już jestem spakowany i gotowy do drogi. Tylko proszę zgódź się- spojrzał na niego. Wiedział, że przyjaciel go słyszy i maił nadzieje że się zgodzi, albo chociaż że się odezwie. Brakowało mu jego głosu.
-Gdzie?- Szepnął Ste bardzo cicho i spuścił wzrok
-Nad morze... gdzie tylko chcesz braciszku- przytulił go do siebie
-Byłeś na pogrzebie?- Gdy znalazł się w ramionach przyjaciela zesztywniał lekko
-Tak.. wszyscy byliśmy. Piękna ceremonia. Ste proszę... ja rozumiem że to wszystko boli  i dlatego powinieneś wyjechać. Chociaż na jakiś czas.
-Dobrze- znów zwrócił twarz do okna- Nad morze
-Więc wyruszymy jutro. Wszystko już załatwiłem nawet specjalny samochód i domek specjalnie przygotowany do wózków...
-Więc to zasadzka- lekki bardzo lekki cień uśmiechu i Greg był pewny że w końcu Ste się poprawi i być może nawet wróci do tego jaki był wcześniej. Potrzebuje tylko czasu.
-Po prostu myślę że tak będzie lepiej- w końcu wstał i zabrał się do pomocy. Musiał w końcu ubrać Ste i wyprowadzić go z tego miejsca. Samochód już czekał.

Godzinę później byli już gotowi. Amy przyszła razem z synkiem żeby ich pożegnać. Miała łzy w oczach ale wiedziała że podjęli słuszną decyzję.
-Tylko macie do mnie codziennie dzwonić- zagroziła. Ste bawił się z Lucke i zdawał się jej nie słyszeć
-Oczywiście że będziemy- Greg obejmował ją teraz- ale oczekujemy was również... nawet tego jak mu tam...
-Przyjedziemy. Opiekuj się nim- szepnęła mu do ucha
-Zawsze- oboje spojrzeli na przyjaciela. Martwili się tak samo- Jedziemy- Greg musiał w końcu coś postanowić inaczej stali by tak przez wiele wiele godzin. Zdał sobie nagle sprawy ze nigdy się ze sobą nie żegnali. Nawet po tym jak Amy oświadczyła mu że jest w ciąży i że zamierza zatrzymać dziecko. Wtedy rozmawiali ze sobą przez całą noc obgadując wszystkie możliwe scenariusze a i tak wyszło inaczej. Pamiętał też jak Ste bał się im powiedzieć że jest gejem i ma chłopaka. Uśmiechnął się jednak na te wspomnienia i ucałował synka który podszedł do niego i domagał się podniesienia na ręce
-Trzymaj się maluchu- dmuchnął mu do uszka co wywołało chichot
-Tymam- odpowiedział Luke gdy oddawał go przyjaciółce. On sam stanął za wózkiem przyjaciela i popchnął go w stronę samochodu
-Przyjedźcie- sam wszedł do auta i zapalił silnik.
Ste przez cały czas się nie odzywał ale gdy odjeżdżali miał łzy w oczach. Żegnał się przecież z dotychczasowym życiem. Bał się poprosić o zawiezienie na cmentarz. Nie był na to gotowy. Może już nigdy nie będzie.
-W porządku?- Zapytał Greg
-Tak- szepnął ale nie patrzył już w okno- Myślisz że to kiedyś przestanie boleć?
-Na pewno- spojrzał na niego i posłał krzepiący uśmiech- ale daj sobie czas. Każdy dochodzi do siebie inaczej
-Wiem- popatrzył mu w oczy- dziękuje
-Dla ciebie wszystko mały- włączył cicho radio- tylko pamiętaj na wszystko jest pora
-Tak- zgodził się i zamknął oczy. Sen przyszedł zaskakująco szybko i śnił mu się Matt który tym razem się do niego uśmiechał i szeptał ciche słowa otuchy. Jeszcze długo się z tym nie pogodzi ale któregoś dnia stanie w końcu na nogi fizycznie i psychicznie.

Brandon dawno nie był tak wściekły. Gdy przyszedł do szpitala i dowiedział się że Ste został  wypisany wybiegł stamtąd nie oglądając się za nikim.
Ale nie to wprawiło go we wściekłość. Gdy bębnił w drzwi mieszkania Aniołka i nikt mu nie otwierał już było z nim źle jednak gdy usłyszał od jednego z sąsiadów że chłopcy wyjechali uderzył mężczyznę żeby chociaż trochę się wyładować. Nie pomogło.
Stracił jedyny sens życia i to przez swoją własną nie uwagę.
Skończył być miły. Teraz wszyscy dowiedzą się do czego zdolny jest Brandon Bradley gdy coś idzie po jego myśli. I znajdzie Ste a gdy już to zrobi przywiąże go do siebie na wszelkie możliwe sposoby. Chłopiec w końcu będzie jego a czekanie... tylko wzmogło jego apetyt




                                    Koniec części pierwszej



################################################################################
Kochani liczę na wiele wiele komentarzy:)

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 17

Gdyby ktoś kiedyś zapytał Brandona co zapamiętał z tamtych wydarzeń nie byłby w stanie powiedzieć czegokolwiek.
Worren trzymał przyjaciela tak żeby ten trzymał się jak najdalej od miejsca tragedii to on odpowiadał na wszystkie pytania i do niego dotarło że Ste jednak jakimś cudem przeżył wypadek. Wiedział że Brandon jest jak w transie. Nie widział że zabierają zwłoki, że oczyszczają drogę i jak jeden z ratowników pyta czy nie pojadą z nimi.
-Brandon- odwrócił go twarzą do siebie- Ste żyje i możemy jechać z nim do szpitala... słyszysz mnie
-Tak- pierwsze słowa ochrypłym nieprzytomnym głosem- Nic mu nie będzie
-Nie wiem- odpowiedział smutno i zaprowadził go do samochodu.

Gdy dojechali do szpitala, Brandonowi wcale się nie polepszyło a nawet wydawało się że jest jeszcze gorzej. Był blady, całkiem nie obecny a gdy zobaczył w końcu korytarza przyjaciół Ste zatrzymał się nagle
-Nie mogę- szepnął
-Brandon to nie była twoja wina. Ciebie nawet tam nie było...
-Nie mogę... on jest....- gdyby teraz go nie trzymał prawdopodobnie runąłby na ziemię
-Więc chodźmy- westchnął Worren ale  i tym razem przyjaciel pokręcił przecząco głową
-Idź ja tu zostanę...- popatrzył na niego - idź zadzwonię
-Dobrze- wiedział że nie może mu teraz pomóc. Opuścił szpital ale wyszedł tylko na parking znał Brandona wiedział że powinien być w pobliżu nim sobie albo komuś coś zrobi.

Mężczyzna siedział na tyle daleko żeby nikt z tamtych go nie widział ale na tyle blisko żeby słyszeć to co mówią. Ste jego śliczny Ste leżał w śpiączce. Miał wstrząs mózgu, połamane nogi, naderwane kręgi szyjne i może nigdy nie chodzić jak chodził wcześniej. Może nie być taki jaki wcześniej. Worren miał racje to nie była jego wina ale mimo wszystko gdyby był z nim.. gdyby on był na miejscu Matt'a nie pozwoliłby żeby ktokolwiek go zranił. Nie żałował chłopaka. I tak musiał się go pozbyć. Tylko że jego Aniołek ucierpiał a na tego nie mógł przeboleć. Chciał żeby ktoś za to zapłacił i to szybko. Musiał kogoś za to obwiniać, nawet jeśli siebie samego
-Op- gdzieś obok jego nóg odezwał się cichy dziecięcy głos i mały chłopczyk pociągnął go za nogawkę
-Luke zostaw pana- Amy zabrała synka. Dziewczyna wyglądała okropnie. Cała blada i zapłakana. Posłała mu jednak słaby uśmiech i odeszła.
Nie mógł już znieść tego czekania i ku własnemu zdziwieniu gdy rozejrzał się po korytarzu tamtych już nie było. Serce znów zaczęło walić mu jak oszalałe gdy zbliżał się do sali w której leżał Ste.
Musiał go zobaczyć ale też nie chciał bał się tego. Nie przywykł do takich sytuacji. Nie dbał nigdy o nikogo, nawet jeśli kochał wcześniej w chwili gdy jego kochanek był nie zdolny do bycia z nim po prostu odchodził i szybko wyzbywał się słabości. Tym razem jednak nie potrafił. Tym razem musiał upewnić się że ze Ste jest mimo wszystko dobrze. Że będzie tak jak dawniej. A teraz miał wolną rękę. Nikt już nie stał mu na drodze. Byle tylko jego chłopiec wydobrzał.

Leżał tam blady i malutki. Wydawał się jeszcze młodszy, jeszcze wspanialszy ale Brandon po raz kolejny tego dnia płakał. Siedział na fotelu, patrzył w tą piękną teraz posiniaczoną i pokaleczoną twarz i łzy płynęły mu po policzkach. Teraz wiedział czym tak na prawdę jest bezsilność. Tylko że to wcale mu nie pomogło. Nie potrafił już być zły. Najchętniej po prostu by wyszedł. Upił się, zaćpał i zapomniał. Ale wciąż siedział. Może chciał zobaczyć czy te wspaniałe błękitne oczy znów się otworzą. Może chciał tu być i przekazać mu wiadomość z mieszaniną satysfakcji i winy że sprowadza na niego cierpienie.
Cokolwiek to było po prostu czekał. Nie spuszczał wzroku z jego twarzy.

Ste pierwsze co poczuł to ból w całym ciele. Nie pamiętał co się stało. Nie mógł też otworzyć oczu. Najbardziej bolała go głowa, miał problem z oddychaniem i nie był w stanie się poruszyć. Chciał się odezwać ale nawet otwarcie ust zdawało się być zbyt bolesne i tylko mruknął niezrozumiale
-Ste- Brandon czuwał i gdy tylko zobaczył że chłopak odzyskuje świadomość przysunął się do niego- powoli... nie męcz się...- zadzwonił na pielęgniarkę i gdy znów spojrzał na łóżko.
-Matt- jęknął chłopiec
-Ci.. nic nie mów- położył mu palec na ustach- jesteś bardzo osłabiony.
-Co z... - zaczął ale słowa uwięzły mu w gardle.
Wszedł lekarz. I Brandon warknął cicho. Młody i przystojny na do datek gej. Uśmiechał się delikatnie w stronę chłopca i spojrzał na mężczyznę
-Pan z rodziny?- Zapytał podchodząc do maszyn przy łóżku
-Tak- usiadł z powrotem
-Ste wiesz gdzie jesteś? Co się stało?- Doktor Evans już nie zwracał na niego uwagi tylko skupił się na swoim młodym pacjencie
-Wszystko boli- jęknął- gdzie jest Matt?
-Matt...- Evans zamyślił się przez chwile- masz na myśli Matt'a Delvar'a chłopca który był z tobą w samochodzie?
-Tak- odpowiedział starając się nie zamykać oczu- Czy nic mu nie jest?
-Przykro mi Ste... na prawdę.. twój przyjaciel nie przeżył...- mężczyzna nie powiedział już nic. Nawet Brandon na kilka sekund przestał oddychać ale jego serce znów zostało złamane gdy Ste po prostu zamknął oczy. Bez płaczu, bez pytać bez jakiejkolwiek emocji
-Powinien odpocząć- Evans położył mu rękę na ramieniu
-Zostaje- warknął i odsunął się
-Za godzinę i tak cię stąd wyrzucą
-Ma dostać osobny pokój i najlepszą opiekę- wstał- i będę przy nim siedział ile będę chciał- popatrzył na lekarza z wściekłością w oczach
-Porozmawiamy na zewnątrz- wyszedł wiedząc że mężczyzna pójdzie jego śladem. Brandon  poczuł ulgę gdy zobaczył że niezawodny Worren się do nich zbliża. On musiał się napić i to szybko.
-Jakiś problem?- Zapytał gdy do nich podszedł
-Zapłać mu- wskazał wolną ręką na doktora i odszedł. Palenie też jest dobrym pomysłem.
I Evans i Worren przez chwilę na niego patrzyli po czym Fox przystąpił do negocjacji. Nie zamierza dziś kłócić się z przyjacielem. Zmyje mu głowę za kilka dni. Teraz da mu cierpieć. Może zrobi mu to dobrze. Emocje bogacą człowieka. Tak przynajmniej słyszał

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 16

Matt miał już całkiem zaplanowany dzień.
Na szczęście dziś nie musieli się nigdzie spieszyć. Ste miał do pracy dopiero na wieczór. Owszem nie bardzo mu się to podobało ale Greg już wcześniej zapowiedział że będzie go pilnował.
On niestety ma dziś sprawę rodzinna i chociaż z całej siły starał się wymyślić przekonujące kłamstwo nikt i tak mu nie uwierzył i dziś wieczorem zamiast cieszyć się towarzystwem czy chociażby widokiem ukochanego to będzie uczestniczył w medytacjach.

-Coś się stało?- Ste zjawił się w kuchni ubrany ale z mokrymi włosami które słodko oklapły mu na policzki i czoło wciskając się do oczu
-Nic skarbie- uśmiechnął się do niego i postawił na stole wciąż trzymany talerz ze śniadaniem- Na co masz dzisiaj ochotę?
-Mi tu dobrze- uporał się w końcu z niesfornymi kosmykami i usiadł
-Mi z tobą też- usiadł obok nie spuszczając z niego wzroku- mimo to chcę cię gdzieś zabrać ale ty wymyślisz miejsce
-Jesteś dla mnie za dobry- odpowiedział gdy udało mu się przełknąć
-Nic nie jest dla ciebie za dobre- ujął go za rękę i pocałował delikatnie- więc?
-To... może... za miastem jest stadnina a ja kiedyś jeździłem... znaczy jak nie chcesz to ....- reszta zdania zniknęła w namiętnym pocałunku
-Więc po śniadaniu idź do domu i przyjadę po ciebie- nie potrafił wypuścić go z objęć. Obaj wiedzieli że jest bardzo podniecony... obaj byli. Ale Matt za wszelką cenę nie chciał go wystraszyć. Ste był dla niego cenniejszy niż żądza która widocznie rządziła jego największym wrogiem i rywalem. Nie chciał być taki jak on. Ste był tym po prostu zażenowany ale z uśmiechem obiecał sobie że dziś wieczorem chociaż trochę pokona swoją nieśmiałość i posunie się dalej niż tylko pocałunki. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco.

Brandon stał pod prysznicem już od ponad godziny ale wciąż nie mógł się pozbierać. Nie chodziło tylko o jego samopoczucie ale też o ten sen który nie mógł opuścić jego głowy. Za każdym razem gdy zamykał oczy miał przed oczami, pod palcami i czuł słodki zapach ukochanego ciała. To w połączeniu z ogromnym kacem stawało się nie do zniesienia
-Żyjesz tam?- Worren wszedł do łazienki
-Ta...- jęknął i wyszedł spod prysznica
-Jedziesz ze mną na ryby- przyjaciel podał mu ręcznik i odwrócił się- musisz przestać myśleć o tym małym
-Nie...- zaczął ale potężna chęć wymiotów pokrzyżowała mu plany
-Jasne a ja zostałem gejem- przewrócił oczami i wyszedł. Jeśli nie doprowadzi go szybko do jakiegoś użytecznego stanu to komuś stanie się krzywda.

Ste i Matt obaj z różnych powodów nie mogli się doczekać gdy dojadą na miejsce. Matt chciał podziwiać ukochanego gdy ten siedzi na majestatycznym wierzchowcu jednocześnie będąc pewny że to nie doda mu ani męskości ani powagi za to będzie wyglądał jeszcze bardziej uroczo niż zwykle.
Młodszy chłopak cieszył się że może podzielić się z ukochaną osobą jedynym szczęśliwym wspomnieniem z dzieciństwa. To było dla niego bardzo ważne. Ufał mu coraz bardziej i wiedział że jakkolwiek daleko posuną się dzisiejszej nocy będzie tego warte. Matt był chłopakiem z którym bardzo chętnie spędziłby resztę życia. I miał nadzieję że nigdy tego nie zepsuje.
-O czym myślisz?- Spokojny głos Matt'a wyrwał go z zadumy
-Wiesz... tak sobie pomyślałem...- odwrócił się do niego. Wyglądał tak wspaniale jak jakiś starożytny wojownik albo król. Taki władczy dobrze zbudowany. Nagle wyobraził sobie jak to wysportowane ciało kładzie się na jego mniejszym i na kilka minut scalają się w jedno. Rumieniec był jeszcze większy niż za zwyczaj
-Kochanie- Matt spojrzał na niego uważnie przez chwilę ale musiał uważać na drogę
-Mogę dziś spać u ciebie?- Zapytał w końcu chociaż nie o to właściwie chciał zapytać
-Skarbie co tylko zechcesz- i znów ten uśmiech- ale czemu pytasz?- Miał na niego taką ogromną ochotę. Jego ręka już dawno przestała mu wystarczać a musiał jej używać co najmniej trzy razy dziennie
-Bo... to niespodzianka- zmienił zdanie Ste i znów patrzył przed siebie
-Skoro tak to chyba będę musiał poczekać- pogłaskał go po głowie. Było im cudownie. Ładna pogoda. Byli razem i z oddali widać już było pasące się konie.
I nagle zza zakrętu wyjechał rozpędzony samochód.
Matt robił wszystko żeby tylko zejść mu z drogi.   Ste zamknął oczy gdy ten drugi się do nich zbliżał. Czuł że samochód niemal rzuca się na wszystkie strony. Przyspiesza, robi ostry zakręt. Mimo zapiętych pasów złapał za siedzenie by utrzymać jak najbardziej pionową pozycję.... usłyszał okropny huk. Silne szarpnięcie wyrwało go do przodu. Poczuł ból jakiego nigdy nie czuł i wszystko osunęło się w ciemność.

Worren i Brandon jechali nie odzywając się do siebie. Nie musieli. Podróż i tak była bardzo nerwowa
-Wypadek czy co?- Odezwał się Worren widząc dym zza zakrętu
-Jakby cię to...- zaczął Brandon
-Zamknij się- warknął i przyspieszył.
-Jezu- wyrwało się Fox'owi gdy dojechali na miejsce.  Dwa całkowicie skasowane pojazdy i jedno ciało na drodze. Z obu samochodów wciąż leciał dym. Tego nikt nie mógł przeżyć. Profesor też wytężył wzrok
-To Matt- owszem chciał się pozbyć dzieciaka ale nagle ogarnęło go złe przeczucie. Widział, że przyjaciel wyciąga komórkę ale on nie mógł już czekać. A co jeśli nie był sam.
Serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Nigdy się nie modlił. Nie wierzył. Ale teraz gdy otwierał drzwi i biegł z stronę wraku. Błagał wszystko co jest nad ziemią. Każdą znaną i nieznaną siłę zaklinał niemal żeby nie zlazł nigdzie ukochanego ciała. Żeby Ste był bezpieczny i daleko skąd,
Nie zwracał uwagi na nawoływanie przyjaciela. Spojrzał do samochodu byłego ucznia i zaczął krzyczeć. Jak nigdy jeszcze. Wydobywał z siebie wszystkie emocje jakie posiadał. Ale najwięcej było w tym złości. Nie docierały do niego zbliżające się syreny ani ramiona Worren'a odciągające go do samochodu.
Jedyne co widział to zakrwawione bezwładne ciało uwięzione w środku. Dla niego nie liczyło się teraz nic innego.
Jego śliczny aniołek.....



################################################################################
Kochani jeśli chcecie się szybko dowiedzieć kto przeżył poproszę o 10 komentarzy:)

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 15*

Brandon otworzył drzwi sypialni i uśmiechnął się sam do siebie.
Pomieszczenie tonęło w blasku setek świec ale nie to napawało go taką radością. Przeniósł wzrok na duże łóżko i dopiero teraz przełknął ślinę a cała krew odpłynęła mu w stronę krocza. Na ciemnym prześcieradle widać było blade smukłe ciał. Ste. 
Chłopiec prezentował się wspaniale. Leżał odprężony mimo tego że dłonie miał przywiązane jedwabnymi chustami do ramy łóżka.Patrzył na niego tymi swoimi ślicznymi niewinnymi błękitnymi oczami i... czekał. 
Mężczyzna zaczął się bardzo powoli do niego zbliżać. Ale Ste nie poruszył się, nie zaczął wyrywać. Wodził tylko za nim wzrokiem z słodkim uśmiechem na ustach. Nagle Brandon zapragnął chociaż trochę go posmakować. Zrezygnował z rozbierania się i klęknął na łóżku. Bał się go dotknąć. Ale pochylił głowę jakby chciał go pocałować, zmienił jednak zdanie i schował głowę w jego szyję i jęknął gdy poczuł ten słodki zapach. Ste pachniał przepięknie. Słodycz mieszała się z czymś słonym.  
Erekcja stała się coraz bardziej bolesna ale wodził tylko nosem po całym ciele. Nie mógł się nim nasycić. Chłopiec nie przeszkadzał mu, nie poruszając się niemal. 
Z każdą sekundą był coraz bardziej podniecony. Niemal kręciło mu się w głowie ale nie potrafił przestać. Zapach Ste był jak najlepszy narkotyk. Chciał coraz więcej i więcej. Wyciągnął dłoń by go dotknąć... ale nie zdążył. Gdy doszedł nosem niemal do nagiego krocza doszedł niespodziewanie. 
Nie zmieszał się tym jednak. Zaczął całować wspaniałe ciało jednocześnie starając się ściągnąć spodnie. Nie mógł się już doczekać. Nie tylko on bo i Ste zaczął się niecierpliwie poruszać
-Spokojnie. Wszystko w swoim czasie- szepnął mu do ucha ale wstał. W oka mgnieniu zaczął się rozbierać. Chłopiec uśmiechnął się do niego ale jego oczy zrobiły się większe gdy zobaczył jak dobrze obdarzony jest mężczyzna- Podoba ci się?- Zapytał uśmiechając się i raz jeszcze wrócił na łóżko
-T..tak- Ste odezwał się po raz pierwszy
-Wszystko będzie dobrze- pochylił się i pocałował go namiętnie. Smak jego ust był jeszcze wspanialszy niż jego zapach. Członek mężczyzny jeszcze raz podniósł się do pełnej gotowości. Ręka ześlizgnęła się po nagim ciele i w końcu dotknął penisa chłopca. To było jeszcze bardziej podniecające. A gdy jeszcze  usłyszał ciche jęki z ust Ste znów doszedł tym razem oblewając ciepłą spermą uda chłopca.
-B...- Ste chciał coś powiedzieć ale mężczyzna znów zaczął go całować 
-Ci... nic nie mów wszystkim się zajmę- uśmiechnął się do niego raz jeszcze. Miał wielką ochotę już go posiąść ale wiedział że nie może. Był na pograniczu pośpiechu a napawaniem się każdą sekundą. Mimo to zaczął nie tylko całować ukochane ciało ale też dotykał go delikatnie. Czuł jak członek Ste twardnieje  w jego dłoni. Oderwał się od jego ust i zbliżył je do erekcji. Chłopiec zachłysną się powietrzem i szarpnął biodra w górę. Brandon jednak złapał je w silnym uścisku i nie pozwalał nimi poruszać. Zrobią wszystko na jego zasadach. Członek w jego ustach pasował jak żaden inny. Już teraz uwielbiał go ssać i lizać. W końcu oderwał dłoń od jednego  wąskiego biodra i bardzo delikatnie zaczął zataczać palcem kółka wokół ciasnej dziurki. Ste tym razem krzyknął z zaskoczenia i podniecenia.
-O tak- uśmiechnął się wsuwając w końcu czubek palca. I znów musiał przymknąć oczy by nie dojść dużo wcześniej- Powoli- ale sam zaczął poruszać się coraz szybciej. Poczuł że i Ste dochodzi i possał mocniej. Sperma jeszcze nigdy nie smakowała tak wspaniale. Chciał jeszcze i jeszcze. 
Drugi palec dołączył do pierwszego ale tym razem chłopiec jęknął z bólu. Od razu się zreflektował i tym razem poślinił obficie palce- Lepiej?
-T..tak- uśmiechnął się błogo. Brandon nie mógł już przestać. Dopadła go gorączka. Był oszołomiony. Nie potrafił myśleć. Bardzo ostrożnie zastąpił palce czubkiem twardego jak skała penisa i jednym mocnym pchnięciem zanurzył się w gorącym wnętrzu. Ciało pod nim wygięło się w łuk i zastygło. On też z bijącym sercem zamarł. Trwało to  może kilka sekund a wydawało się wiecznością. W końcu Ste otworzył oczy i pokiwał głową.  Mężczyzna pochylił się i w końcu rozwiązał ręce chłopca. Ten zarzucił mu je na szyję i oplótł nogami jego biodra.
Ciągle patrzyli sobie w oczy, nie odzywali się do siebie. Słowa nie były potrzebne. Brandon poruszał się bardzo powoli. Mimo, że każda komórka jego ciała niemal płonęła. Chciał szybciej i więcej. Jednocześnie nie chcąc skrzywdzić ukochanego. Od tak dawna kochał go i uwielbiał w samotności. Teraz miał go na własność i na zawsze. Przywiąże go do siebie w każdy możliwy sposób. 
-M..mocniej- Ste odważył się w końcu poprosić. Nie trzeba było mu tego powtarzać. Zaczął poruszać się szybciej, mocniej.  Nie potrafił przestać go całować. Wiedział, że to nie potrwa długo.Amok był coraz większy, za każdym razem gdy go zanurzał się w gorącym ciele chciał krzyczeć. Czuł na brzuchu twardy członek chłopca i w końcu Ste doszedł gdy z całej siły uderzył w jego prostatę. On na ten dźwięk również zamknął oczy.....


Brandon ocknął się na zimnej podłodze otoczony zapachem wymiocinWczoraj musiał nieźle zabalować

-Chodź- stał nad nim Worren
-Jak ty..?- Złapał się ręki przyjaciela i powoli zaczął się podnosić
-Dzwoniłeś- uśmiechnął się- Masz szczęście że Eva wraca dopiero wieczorem. Do tej pory zaczniesz przypominać człowieka
-Zabawne- pokręcił głową i wyrzucił z siebie resztkę zawartości żołądka.

Matt przyglądał się słodko śpiącemu ukochanemu. Wiedział, że musi go obudzić żeby ten nie spóźnił się do pracy. Tylko że nie chciał. Gdyby to zależało od niego Ste  zostałby z nim tu i teraz na zawsze. To przy nim przestał myśleć o kłopotach. To on dał mu nadzieje i szansę na życie.
-Skarbie- szepnął całując jego ramie- Musisz wstawać
-Nie chcę- jęknął młodszy chłopak
-Musisz- kolejny pocałunek
-Dobrze ale zrobisz mi śniadanie- otworzył oczy i uśmiechnął się do niego
-Co tylko zechcesz kochanie- tym razem całował jego śliczne słodkie usta- Idź się wykąpać malutki a ja zrobię coś pysznego- wstał niechętnie a Ste zrobił to samo
-Mam ochotę na gofry- rozmarzył się
-Coś zdrowego- pokręcił głową ze śmiechem
-Z owcami- przytulił się do niego z całej siły
-Zobaczymy kochanie- musnął wargami jego czoło i pchnął lekko w stronę łazienki
-Idę idę- Ste pociągnął nosem zwiesił głowę i wyszedł. Matt jeszcze przez chwile się śmiał. Chłopiec zawsze co rano robił takie małe przedstawienie był jeszcze słodszy niż zazwyczaj. W końcu i on udał się do kuchni by przygotować się do kolejnego ciężkiego dnia.